Odrzucona narzeczona

Uszczelnianie granicy dokonuje się zawsze w przeciwnym kierunku niż wybór polityczny, gospodarczy, cywilizacyjny. Polska wchodząc do Unii Europejskiej i otwierając zachodnią granicę, chcąc tego czy nie, zamyka się przed Wschodem. Ucierpieć może na tym głównie Ukraina.

07.12.2003

Czyta się kilka minut

Kijów ciągle się waha. Jego polityka wygląda tak: krok do Europy, dwa kroki do Rosji. Ukraińcy są do tego stopnia zdezorientowani, że nie mają za złe prezydentowi Leonidowi Kuczmie tego kluczenia. W przeprowadzonych w maju na zlecenie Fundacji im. Stefana Batorego badaniach opinii publicznej 69 proc. Ukraińców opowiedziało się za wstąpieniem do Związku Białorusi i Rosji, a 55 proc. za wstąpieniem do UE. Im dalej na Wschód, tym poparcie dla integracji europejskiej mniejsze. Zdaniem Jarosława Hrycaka, dyrektora Instytutu Badań Historycznych Lwowskiego Narodowego Uniwersytetu im. Iwana Franki, nie należy się temu dziwić. Narody Rosji i Ukrainy łączy przecież historia, religia i kultura. Nie bez znaczenia jest też bliskość językowa oraz powstałe w XIX i XX wiekach idee pansłowiańskie.

Kuczma może więc deklarować chęć wejścia do UE i jednocześnie podpisywać porozumienie o Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej (JeEP) z Rosją, Kazachstanem i Białorusią. Rzecznik polskiego MSZ Bogusław Majewski nie widzi w zachowaniu Kijowa groźby obrania kursu wschodniego: - Wejście do JeEP ma wymiar symboliczny. Ukraina decyduje o kierunkach rozwoju, sojuszach i partnerach gospodarczych według najlepiej pojmowanych interesów narodowych - tak należy postrzegać również i tę decyzję. Nie dostrzegamy w niej - na tym etapie - sprzeczności wobec deklarowanej opcji prozachodniej w polityce Kijowa.

Razem ale osobno

Argumentom prowschodnim nie brak pozorów racjonalności: “nasza gospodarka nie ma szans podbić Zachodu. Z Rosją będziemy biedakami, ale razem w wielkim, wspólnym rynku". Nie przypadkiem Rosja jest celem wyjazdów zarobkowych dla połowy Ukraińców szukających pracy za granicą (Polska - jak wynika z badań Fundacji Batorego - jest celem tylko co piątej migracji). Hrycak jednak zwraca uwagę na sondaże przeprowadzane w Doniecku - najbardziej prorosyjskim mieście. W oczach jego mieszkańców największym sukcesem Ukrainy jest niepodległość: odkąd ją mamy, nie musimy wysyłać synów do Czeczenii tak jak dawniej do Afganistanu - twierdzili pytani.

- Związki z Rosją to ryzyko - mówi Hrycak. - Historia tego kraju to “szaleństwo z krótkimi przerwami": wojny, rewolucje, chaos. Od wybuchu pierwszej wojny światowej do końca drugiej na Ukrainie zginął co drugi mężczyzna i co czwarta kobieta. Wybór Zachodu oznacza zmianę historii, odejście od szaleństwa do strefy bezpieczeństwa. To wybór psychologiczny.

Hrycak dzieli państwa Europy Środkowo-Wschodniej na dwie grupy: wygranych i przegranych. Pierwsi właśnie dostali bilety do Unii Europejskiej, drudzy czekają w czyśćcu-poczekalni.

Paradoksalnie, pozbycie się przez Ukrainę broni atomowej, brak konfliktów i względna obliczalność sprawiły, że Zachód stracił dla tego państwa zainteresowanie. “Gdybyśmy mieli bombę albo groziła nam bałkanizacja, to byłyby programy, projekty i pieniądze. A tak?" - pytają niektórzy Ukraińcy. Ale według Hrycaka nie należy mówić o błędzie Ukrainy: - Nie było szansy utrzymania potencjału nuklearnego. Po drugie, wina leży po stronie Zachodu. Gdy Ukraina zrezygnowała z broni atomowej, dostała od innych potęg nuklearnych gwarancję integralności terytorium. Konflikt z Rosją o Tuzłę - maleńką, ale ważną wyspę leżącą u wejścia na morze Azowskie (patrz “TP" nr 45/03) - pokazał, że ta gwarancja nie jest wiele warta.

Jesień na Ukranie jest w tym roku gorąca. W październiku doszło do wspomnianej awantury z Rosją, ale temperaturę podnoszą przede wszystkim zbliżające się wybory prezydenckie. W przyszłym roku kończy się ostatnia kadencja Kuczmy. Czy odda władzę pokojowo, czy zapewni - niekoniecznie demokratycznie - władzę jakiemuś spadkobiercy, czy może będzie za wszelką cenę próbował pozostać na stanowisku? Trudno uwierzyć w najbardziej optymistyczny wariant.

- Ostatnio wydarzyło się wiele złego w ukraińskim życiu publicznym, np. prowokacje w Doniecku - mówi Hrycak. Ma na myśli skandal, jakim zakończyła się wizyta lidera opozycji, byłego premiera Wiktora Juszczenki w Doniecku. Niewiele brakowało, by doszło do rozruchów - z inicjatywy obozu władzy na ulice miasta wyszli przekupieni mieszkańcy, by pokazać, że Juszczenko nie jest w ich mieście mile widziany. Palono jego wizerunki, wygrażano mu. Ludzie z otoczenia Juszczenki boją się o życie szefa. Paradoksalnie duża popularność stanowi dla niego zagrożenie.

Zdaniem Hrycaka Ukraina bierze udział w udział w “grze", której stawką jest obecność w świecie demokracji. Ostatnio straciła kolejną rundę.

- Najbliższy rok będzie decydujący - mówi Hrycak - Wybory prezydenckie pokażą, czy Ukraina potrafi demokratycznie zmienić prezydenta.

Rachunki za zwlekanie

Choć odpowiedzialność za zamieszanie z Tuzłą ponosi Rosja, na Ukrainie nie brak głosów obwiniających rodzimych polityków za lata uchylania się od odpowiedzi na strategiczne pytania. Jedynym pozytywem sporu jest wzrost nastrojów prozachodnich. Nie brak bowiem obaw, że Tuzła to początek rosyjskich pretensji. Czy południowo-wschodni sąsiad Polski może liczyć na pomoc Zachodu?

- To tragiczne, ale nie - wywodzi Hrycak. - Niebezpieczny jest zwrot w polityce USA po zmianie ekipy prezydenckiej. Bush ma inne nastawienie do tej części świata. Równoważyć mogłyby to stosunki z UE, ale ta patrzy na nas z góry, jako na kraj szary i słaby. W dodatku w cieniu Rosji. Romano Prodi mówił wprost, że mamy takie szanse na przyjęcie do UE jak Nowa Zelandia.

- A niedawna wypowiedź Silvio Berlusconiego zapowiadająca rychłą integrację? - pytam.

- Wolelibyśmy, żeby taką deklarację złożył właśnie ktoś formatu Prodiego. Mamy własnego Berlusconiego w Kijowie i jeszcze jednego w Moskwie. Ich słowa nie brzmią wiarygodnie.

Na ignorancję Zachodu wskazuje też Bogumiła Berdychowska, polski ekspert w sprawach Ukrainy: - Zachód nie docenia odrębności Ukrainy i stawia ją w szeregu z Białorusią, Rosją i Mołdawią. Ukraina nie jest wzorem demokracji i wolnego rynku, ale jakieś zmiany tam zaszły. Unia sprawia wrażenie, jakby jej nie zależało na ich kontynuowaniu.

UE dopiero po miesiącu zaapelowała o rozwiązanie sporu o Tuzłę w “duchu dobrosąsiedzkich stosunków". Na więcej Kijów liczyć chyba nie może.

Kolej na Unię

Jaką rolę w stosunkach UE z Ukrainą widzi dla siebie Polska?

- Chcemy, by Ukraina - przy wszystkich potknięciach i opóźnieniach - utrzymała kierunek zachodni. To również nasz interes - zapewnia Majewski i wylicza: - Przedstawiliśmy partnerom europejskim propozycje zwiększenia wsparcia transformacji u wschodnich sąsiadów: powołanie Europejskiego Funduszu Demokracji, Europejskiego Korpusu Pokoju czy Europejskiego Programu Stypendialnego.

Pozytywnego zdania o polskiej polityce wobec Ukrainy jest też Berdychowska: - Na tle polityki Zachodu nasza polityka prezentuje się dobrze. Od spraw drobnych, jak wydawanie wiz długookresowych (Węgrzy np. wydają głównie wizy jednorazowe), przez programy stypendialne, aż po najważniejsze: wsparcie Ukrainy w jej dążeniach do NATO.

Zaznacza jednak: - Główne zadanie - przekonanie unijnych partnerów do aktywnej polityki ukraińskiej wciąż przed nami.

- Przecież nie po to wchodzimy do UE, by odwrócić się plecami do wschodnich partnerów - przekonuje Majewski - Przeciwnie, stosunki z Europą Wschodnią chcemy uczynić naszym atutem w Unii.

Rzeczywiście, stosunki władz Polski i Ukrainy wyglądają na dobre. Jeśli więc Ukraina obierze kurs na Zachód, Polska odegra w tej drodze rolę przewodnika.

- Jesteśmy sojusznikiem i przyjacielem Ukrainy - mówi rzecznik MSZ - Takie relacje wymagają często twardego stawiania spraw. Jeżeli dzieją się rzeczy, które hamują proeuropejski kierunek zmian, natychmiast na to zwracamy uwagę. To nie jest “partnerstwo umowne".

Niestety dobre stosunki na szczytach mają niewielkie przełożenie na współpracę dwóch narodów. W gospodarce jest ona nikła. W 2002 r. import z Ukrainy stanowił 0,9 proc. polskiego importu, a eksport z Polski na Ukrainę - 2,9 proc. polskiego eksportu. Co czyni naszego sąsiada 11 partnerem w eksporcie i 22 w imporcie. Trudno spodziewać się, że po wejściu Polski do UE relacje te ulegną poprawie.

Niedawne wprowadzenie wiz, a niedługo nowej taryfy celnej to kolejne bariery między krajami. Polska oddala się od Ukrainy - tak przynajmniej postrzegają to ci, którzy przed polskimi konsulatami czekają na wizę. Co ich obchodzi, że Polska musiała spełnić wymogi Unii? Teraz trzeba stać 10 dni i więcej, pilnować miejsca na kolejkowej liście albo opłacić zawodowych “staczy". Polscy urzędnicy np. we Lwowie nie są w stanie obsłużyć więcej niż 600 osób dzienne - to stanowczo za mało - ale mając dwa okienka, cudów się nie dokona. Strona polska od lat zabiega o nową placówkę, strona ukraińska (władze miasta) nie ma nic przeciw, ale mnoży trudności: brak budynku, działki. A ludzie stoją. Z każdym dniem robi się chłodniej i stać jest coraz mniej przyjemnie. Więc ludzie stoją i złorzeczą: na kolejkę, na wizy, na władze, na Unię. Wreszcie życzą Polakom, by też musieli tak stać w oczekiwaniu na ukraińskie wizy. Na nic się zdają argumenty, że Polacy też nie chcieli tych wiz. - Ech, wy już tylko ta Europa i Europa - mówią z dezaprobatą kolejkowicze.

Zaraz po wprowadzeniu wiz ruch graniczny między Polską a Ukrainą spadł o połowę. Opustoszały przygraniczne stragany, linie autobusowe zawiesiły część kursów, celnicy na przejściach poznali smak nudy. Choć z drugiej strony z dumą prezentują nowoczesny sprzęt do wykrywania przemytu i kontrolowania zielonej granicy, jaki dzięki unijnym funduszom spłynął na wschodnie przejścia graniczne.

Konsul polski we Lwowie Janusz Jabłoński mówi, że 95 proc. z wydawanych wiz to wizy roczne. Do pierwszych tygodni listopada wydano ponad 80 tys. wiz, z czego jedną trzecią we Lwowie. Po zaspokojeniu pierwszej fali, kolejki pewnie zmaleją. Ale wrażenie pozostanie. Psychologiczne skutki wprowadzenia wiz będą gorsze niż chwilowy, miejmy nadzieję, zastój w przygranicznej wymianie.

- Dziś obraz Polski tworzą kolejki. To nie jest problem tylko Lwowa. Bo kolejki są też w innych miastach - mówi Hrycak - A przecież Polska miała na Ukrainie dobry wizerunek. Patrzymy na Polskę jak na kraj, któremu się udało i który warto naśladować. Choć rozumiemy wymogi UE, to mamy bolesne wrażenie oddalania się Polski od nas. Ważne są przecież sygnały, jakie się wysyła idąc na Zachód, a tych brak. Polska np. nie istnieje medialnie i kulturalnie na Ukrainie. Nawet w najbardziej wysuniętym na Zachód Lwowie wydaje się, że mamy tylko jednego sąsiada: Rosję.

Kolejki przed polskimi placówkami i owa cywilizacyjna poczekalnia, o której mówi Hrycak, mają wiele wspólnego. Są przedsionkiem do lepszego świata. W interesie Polski jest, by Ukraina i Ukraińcy stali w nich jak najkrócej. Berdychowska: - Koniec końców to my sąsiadujemy z tym krajem i na dłuższą metę nie ma możliwości, by procesy w nim zachodzące nie odbiły się na nas.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2003