Od euforii do impasu

Rok Polski na Ukrainie nie uchronił Warszawy przed napływem złych wiadomości znad Dniepru. Rząd w Kijowie ogłosił w ubiegłym tygodniu, że rurociąg pomyślany jako Odessa - Brody przekształci się w rurociąg Brody - Odessa, czyli do Europy popłynie nim nie kaspijska, a rosyjska ropa. Zachód jest rozczarowany, a stosunki polsko-ukraińskie, niedawno jeszcze uznawane za modelowe, znalazły się w impasie. Na jak długo?.

25.07.2004

Czyta się kilka minut

Mówi się też o końcu eurointegracji Ukrainy. Oczywiście pewne zagrożenie istnieje. Przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie Moskwa, w zamian za poparcie kandydata obozu władzy, wymaga od Kijowa ustępstw, kusząc strefą wolnego handlu, o którą od lat zabiega Ukraina.

Interes Rosji

w sprawie rurociągu jest oczywisty. Moskwie wcale nie zależy, by z Brodów do Odessy popłynęło dużo ropy. Nie w taki sposób zarabia duże pieniądze: temu służą inne rurociągi, z których większość przechodzi przez Ukrainę. Rosja chce tylko, by żadna ropa nie popłynęła w przeciwnym kierunku - byłaby to bowiem ropa z innych niż rosyjskie źródeł, a to zmniejszałoby kontrolę Moskwy nad rynkiem paliw Europy Wschodniej. Poza tym wykorzystanie zbudowanego przez Ukrainę rurociągu w wersji Odessa-Brody zmniejszyłoby energetyczną (a więc i polityczną) zależność Kijowa od Moskwy i wzmocniłoby znaczenie Ukrainy - jako strategicznie ważnego państwa tranzytowego - w oczach Zachodu.

Obecna ekipa rządząca na Ukrainie doskonale wie, że w perspektywie długoterminowej wykorzystanie rurociągu w kierunku Odessa-Brody jest dla Kijowa korzystniejsze niż w kierunku odwrotnym. Ale rozumie też, że bez politycznego i finansowego poparcia Moskwy nie ma szans wygrać wyznaczonych na 31 października 2004 r. wyborów prezydenckich i nadal sprawować władzy. Ostatnia decyzja kijowskiego rządu jest opłatą uiszczoną Moskwie za jej aktywny udział w wyborczej rozgrywce na Ukrainie, którego głównym aktem będzie podpisanie obiecanej Ukraińcom umowy o stworzeniu strefy wolnego handlu. Oczywiście ceremonia ta odbędzie się w obecności ukraińskiego premiera Wiktora Janukowycza (chyba że kandydatem obozu władzy będzie już ktoś inny) i prezydenta Rosji Władimira Putina (popularnego na gęsto zaludnionym wschodzie i południu Ukrainy, gdzie mieszkają potencjalni wyborcy premiera). Na kupnie rosyjskich surowców bez podatku VAT Kijów teoretycznie może zarobić 800 mln dolarów rocznie. Władimir Putin powiedział, że straty dla rosyjskiego budżetu będą duże, ale długoterminowa współpraca z Ukrainą jest na tyle ważna, że Moskwa je pokryje.

Już dziś zresztą relacje gospodarcze z Rosją są dla Kijowa kluczowe. Według oficjalnych danych w tym roku obrót towarowy między Rosją i Ukrainą zwiększył się o 32 proc., sięgając kilkudziesięciu miliardów dolarów. Współpraca gospodarcza z Rosją oznacza też stałą pracę dla setek tysięcy Ukraińców zatrudnionych w przedsiębiorstwach wschodniej części kraju.

Nie znaczy to jednak, że kraje Unii Europejskiej są dla Kijowa w sensie gospodarczym nieciekawe. Wymiana między Ukrainą i UE również rozwija się dynamicznie. Jednak różnica między Rosją i UE polega na tym, że Bruksela nie obiecuje Ukrainie “gruszek na wierzbie", czyli kroków podobnych do stworzenia strefy wolnego handlu i zniesienia podatku VAT na ropę i gaz. Moskwa nadto, w odróżnieniu od Brukseli, nie powtarza też kijowskim władzom, że kampania wyborcza musi być przejrzysta, a wybory prezydenckie zorganizowane w sposób demokratyczny. Przeciwnie: Rosja chętnie broni kijowskiego obozu władzy przed politycznymi atakami Europy stwierdzając, że do całkiem już demokratycznej Ukrainy Zachód stosuje “podwójne standardy": odmawia jej przynależności do UE, a równocześnie próbuje zmusić do przestrzegania standardów i obowiązków państwa członkowskiego.

Napięcie z Zachodem obecny obóz władzy w Kijowie wykorzysta w swoim interesie. Polska, która po wejściu do Unii jest dla Ukrainy częścią Zachodu, nie będzie tu wyjątkiem. Przykładem skandal wokół prywatyzacji polskiej Huty Częstochowa. Chociaż inwestor ukraiński, Industrialny Związek Donbasu, zaproponował lepszą ofertę, polskie Ministerstwo Skarbu zdecydowało, że zwycięzcą konkursu jest brytyjsko-indyjska firma LNM. Dla ukraińskich przeciwników integracji ów skandal był cennym podarunkiem. Momentalnie zaczęli argumentować w stylu: “Zobaczcie - mówiliśmy, że nikt na tym przeklętym Zachodzie na Ukraińców nie czeka? I tak się stało. Trzeba więc szukać przyjaciół w Rosji...". Z kolei przed niedawnym polsko-ukraińskim szczytem gospodarczym w Jałcie kontrolowana przez władze prasa ukraińska pisała w tonie: “Już po raz kolejny odbędzie się taki szczyt, a my do dziś nic z tego nie mamy". I wysuwała wniosek: interesy gospodarcze Ukrainy są gdzie indziej, nie w Polsce...

W praktyce jednak obrót towarowy

między Polską i Ukrainą

rośnie i historia z Hutą Częstochowa jest tylko przykrym epizodem. Oczywiście Warszawa nie może kupić Ukrainy, obiecując jej więcej niż moskiewskie 800 mln dolarów rocznie - po prostu jej na to nie stać. Ale nie znaczy to, że Polska jest wobec ukraińskiej sytuacji bezradna. Teraz - będąc członkiem Unii - Warszawa, która wcześniej była zawsze najlepszym adwokatem Ukrainy w Europie, może nadal wpływać na to, co się dzieje nad Dnieprem.

Jak? Najpierw zwracając się wprost do obozu władzy w Kijowie. Dzięki dobrym kontaktom osobistym, m.in. między prezydentami Leonidem Kuczmą i Aleksandrem Kwaśniewskim, oraz trwałemu “partnerstwu strategicznemu" między Polską i Ukrainą jest nadzieja, że głos Warszawy (chociażby w sprawie sposobu prowadzenia kampanii prezydenckiej i jesiennych wyborów) będzie w Kijowie słyszalny. Poza tym jako członek Unii Polska może skutecznie wpływać na kształtowanie ukraińskiej polityki Brukseli. Przykładem jest zwrócenie się kilkudziesięciu polskich organizacji pozarządowych do prezydenta Kwaśniewskiego z prośbą o zainicjowanie przez UE procesu przyjęcia politycznej deklaracji wobec Ukrainy. Uważają one, że trzeba zaproponować Unii poparcie “proeuropejskich ambicji Kijowa", wymagając od Ukrainy przestrzegania zasad demokracji w czasie kampanii prezydenckiej.

Rok kampanii wyborczej to nienajlepszy czas dla Roku Polski na Ukrainie. Jednak nie można zapomnieć o tym, że współpraca polsko-ukraińska nie powinna ograniczyć się wyłącznie do gospodarki i politycznych kontaktów prezydentów obu państw. Oczywiście Polska, ten niegdyś, jak powiedział Bułat Okudżawa, “najbardziej wesoły barak w łagrze socjalistycznym", już chyba nigdy nie będzie dla Ukraińców jedynym oknem na świat - czasy się zmieniły. Ważna jest jednak troska o to, aby na Ukrainie przetrwał obraz Polaków jako bliskiego i podobnego, ale zarazem trochę innego społeczeństwa - stabilnego, lepiej zorganizowanego i - mimo wszystkich obecnych problemów - bardziej demokratycznego. Ważne bowiem, aby w oczach obywateli ukraińskich przetrwał obraz Polski jako... Ukrainy - normalnej, lepszej, o której można marzyć i o którą trzeba walczyć.

Nie ma się czym chwalić

W świadomości Ukraińców ze wschodu, północy i południa Polska nadal jest terra incognita. Żywego Polaka z Polski Ukraińcy z tych terenów chyba nigdy nie widzieli (może poza wczasowiczami na Krymie, ponieważ latem do ciepłej Jałty przyjeżdżają z Polski nie tylko uczestnicy kolejnego szczytu gospodarczego). Zdaje się, że na zachodzie sytuacja jest nieco lepsza. Dużo Ukraińców jeździ do Polski, dużo jeździ przez Polskę. Ale w wielkiej księgarni, otwartej kilka tygodni temu na jednej spośród sąsiadujących z lwowskim Rynkiem uliczek, nie wiedzieć czemu nie ma działu książki polskiej. We Lwowie, gdzie tak dużo ludzi czyta po polsku...

Za czasów radzieckich odbywały się we Lwowie festiwale kina polskiego. Nowe filmy grano bez tłumaczenia. Czy przychodziło wtedy mniej ludzi? Tak. Ale po takim spotkaniu obca kultura stawała się już zdecydowanie bliższa. Dzisiaj polskie kino z pewnością też byłoby dla lwowiaków interesujące - zarówno po ukraińsku, jak i po polsku. Ale polskich premier do Lwowa już nikt nie przywozi. Ktoś powie: jest jeszcze telewizja. Owszem, w sieci kablowej można oglądać kilka polskich programów. Ale można i nie oglądać: niedawno operator sieci kablowej, z której korzystam, zmienił kanał TVP 1 na jakiś inny. Ktoś uznał, że polski program jest dla mnie nieciekawy. To jeszcze pół biedy. Gorzej, jeśli ten ktoś zdecydował, że oglądanie polskiej telewizji jest teraz dla mnie niekorzystne.

Askold Jeromin jest szefem działu zagranicznego lwowskiego dziennika “Wysoki Zamek".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2004