Obrońca Prymasa

Przez lata był dla władzy kłopotem, dla Kościoła – uwierającym wyrzutem. Dziś pamięć o księdzu Wojciechu Zinku powraca.

14.05.2018

Czyta się kilka minut

Ks. Wojciech Zink obok prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego, lata 60. / ARCHIWUM PRYWATNE
Ks. Wojciech Zink obok prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego, lata 60. / ARCHIWUM PRYWATNE

Tylko pies Baca i Niemiec upomnieli się o swojego prymasa” – mawiał Stefan Wyszyński, wspominając swe aresztowanie w 1953 roku. Pies, owczarek podhalański Baca, ugryzł jednego z ubeków, którzy przyszli po Prymasa. Niemiec to ks. Adalbert Zink, mianowany przez niego wikariuszem generalnym diecezji warmińskiej. Był jedynym hierarchą, który odmówił podpisania deklaracji Episkopatu z 28 września 1953 r. aprobującej aresztowanie Prymasa Polski, potępiającej skazanego bp. Czesława Kaczmarka i dalece wiernopoddańczej: „Episkopat nie będzie tolerował wkraczania przez kogokolwiek z duchowieństwa na drogę szkodzenia ojczyźnie i będzie stosował wobec winnych odpowiednie sankcje zgodne z prawem kanonicznym...”.

2 października 1953 r. komunistyczne władze zażądały od ks. Zinka podpisania tej deklaracji i odczytania dokumentu w kościołach. Odmówił. Wezwano go do Wojewódzkiej Rady Narodowej w Olsztynie i połączono telefonicznie z sekretarzem Konferencji Episkopatu bp. Zygmuntem Choromańskim, który tłumaczył mu konieczności. Ks. Zink odparł, że uznaje uwięzienie Prymasa za bezprawne i deklaracji nie podpisze. Wieczorem został aresztowany i przewieziony do więzienia na Rakowieckiej w Warszawie. Oskarżony o „sabotowanie poleceń władz”, „wykorzystywanie wszelkiego rodzaju świąt i uroczystości w celu szerzenia antypaństwowych nastrojów wśród księży i społeczeństwa”, „szerzenie wśród duchownych nieprawdziwych informacji w sprawie procesu biskupa Czesława Kaczmarka i aresztowania prymasa” – spędził tam 16 trudnych miesięcy, trwając przy swoim non possumus.

Jak to się stało, że niemiecki ksiądz z dwudziestoletnim stażem kapłańskim trafił do więzienia Urzędu Bezpieczeństwa broniąc polskiego prymasa?

Internowany przez Sowietów

Adalbert Zink urodził się w 1902 roku w Bydgoszczy. Jego ojciec był Niemcem, garncarzem, potem urzędnikiem, matka, Augusta Tyżak, Warmiaczką z Woryt koło Gietrzwałdu. Maturę zdał w 1919 roku w Gdańsku, studiował w Seminarium Duchownym Hosianum w Braniewie. Pracę duszpasterską prowadził na Warmii, w Grieslienen, Schoenebergu, Gross Leschienen, Willenbergu. To Gryźliny, Wrzesina, Lesiny Wielkie, Wielbark. Ks. Zink douczał się, by doskonalić swą domową polszczyznę i móc również w tym języku służyć parafianom.

Znajomość języka sprawiła, że w 1940 r. został skierowany do diecezji chełmińskiej, gdzie Niemcy aresztowali wielu polskich księży. Biskup gdański Karol Maria Splett (skazany potem w PRL na osiem lat więzienia za prześladowanie polskości) powierzył Zinkowi administrację parafii w Lessen, czyli w Łasinie. Ks. Zink pracował tam parę miesięcy, po czym wrócił na Warmię.

W styczniu 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła na tereny Prus Wschodnich. Były to pierwsze zdobyte ziemie niemieckie, wojsko przeprowadzało aresztowania, żołnierzom pozwolono na zemstę, rabunki, gwałty, mordy. Ks. Zink podzielił los wielu mieszkańców Warmii i Mazur – został aresztowany i zesłany do obozu w Iławce Pruskiej (potem Bagrationowsk). W marcu 1946 roku został zwolniony z internowania, ale nie pojechał do Niemiec, wrócił na Warmię i podjął pracę w Gietrz­wałdzie, a następnie w kurii biskupiej w Olsztynie, gdzie stał się jednym z najbliższych współpracowników administratora apostolskiego ks. Teodora Benscha i wraz z nim organizował na nowo diecezję. Gdy w 1951 roku władze komunistyczne go usunęły, Zink został wyznaczony przez Wyszyńskiego na rządcę diecezji; by móc objąć tę funkcję, przyjął obywatelstwo polskie.

Misja ponad siły

Podjął się zadania prawie niewykonalnego. Sprawiały to i czas, i miejsce. Władza ludowa umacniała swe panowanie dzieląc ludzi i szczując ich przeciw sobie. W całym kraju podsycano ideologiczne napięcie: chłopi mieli nienawidzić dziedziców, bezrolni kułaków, biedni bogatszych. Na Warmii repatrianci z Wileńszczyzny i z Wołynia, przybysze z centralnej Polski mieli nienawidzić miejscowych. Niby Warmiacy wrócili do macierzy, ale byli obcy, z natury podejrzani – nieustannie sprawdzano ich polskość, traktowano jak obywateli drugiej kategorii, szybko objęto ich zbiorową odpowiedzialnością za niemieckie zbrodnie wojenne, dotknęły ich wywózki, wywłaszczenia, szaber, bezprawie.

Kościół na „ziemiach odzyskanych” też był w gorszej sytuacji niż w reszcie kraju, jako że Watykan nie akceptował nowych granic i do lat 70. uważał te tereny za przynależące do diecezji niemieckich. Polskie duchowieństwo rozdarte między wiernością Watykanowi a nową racją stanu państwa musiało się bronić przed zarzutem nielojalności i zdrady.

Mimo nacisków, gróźb, prześladowań ks. Wojciech Zink nie dopuścił do tego, by w jego diecezji Kościół wprzęgnięto do działań komunistycznego państwa. Nie podpisywał żadnych oświadczeń, nie dostosowywał rytmu nabożeństw do oficjalnych wytycznych, nie zgadzał się na obsadzanie stanowisk przez księży-patriotów. Nie dopuścił do wykorzystania Kościoła w dzieleniu społeczeństwa, łagodził napięcia między autochtonami a repatriantami ze Wschodu, także wśród duchowieństwa, osłaniał warmińskich księży przed władzami. Był nieustępliwy.

Odmawiając akceptacji dla aresztowania Prymasa, okazał się nieustępliwy do końca.

Niewygodny sprawiedliwy

Był Warmiakiem, człowiekiem pogranicza. Przynależał do ludu, który trwał na tej ziemi od pokoleń, a nad nią przetaczała się historia. Władali nią Krzyżacy, biskupi warmińscy, państwo pruskie, Republika Weimarska i III Rzesza, Armia Czerwona, potem Polska Ludowa. Może w takiej zmienności i niepewności tylko zasady mogły być stałe?

Chociaż więzienie ks. Zink opuścił w lutym 1955 roku, na Warmię pozwolono mu wrócić dopiero po Październiku ‘56. Pełnił przez parę lat różne kościelne funkcje, chorował, zmarł 8 września 1969 r. w Olsztynie, pochowano go w Gietrzwałdzie. Nie doczekał się uznania. Prymas Wyszyński musiał po 1956 roku zszyć polski Kościół, w którym byli księża ofiarni, ale i liczni księża-patrioci, musiał scalić Episkopat, w którym mógłby się znaleźć i bp Antoni Baraniak, który spędził dwa lata w więzieniu na Rakowieckiej (porozumiewał się tam z Zinkiem śpiewając wiadomości po łacinie), i bp Michał Klepacz, który w tym czasie ślubował wierność Polsce Ludowej.

Ksiądz infułat Wojciech Zink szybko i chętnie został zapomniany. Dla Kościoła „jedyny sprawiedliwy” był uwierającym wyrzutem. Bp Klepacz twierdził, że Zink nie podpisał deklaracji tylko dlatego, że nie znał polskiego i nie rozumiał, czego od niego chcą. Dla PRL ksiądz-więzień stalinowski tym bardziej niewart był pamięci.

A w dodatku – czy on w ogóle był Polakiem? Nawet Prymas Wyszyński, wspominając go z uznaniem, mówił o nim „niemiecki ksiądz”.

Bogactwo tradycji i kultury, jakie zwykle rodzi się na pograniczach, zostało po wojnie odrzucone, także przez Kościół. Polska Ludowa szczyciła się tym, że jest państwem jednonarodowym: albo się było Polakiem, albo Niemcem, czyli wrogiem. Dla żadnych Ślązaków, Mazurów i Warmiaków nie było miejsca. Odrębność Warmii nie tylko nie była walorem i bogactwem – była nieakceptowana i potępiana.

Pewnie dlatego inskrypcja na grobie księdza infułata jest po łacinie: Adalbertus Zink. Adalbert znaczyłoby, że Niemiec, Wojciech, że Polak, lepiej tego nie rozstrzygać.

Dziedzictwo pogranicza

Zdawać by się mogło, że na Warmii ciągłość została przerwana. Autochtonów nakłoniono do wyjazdu do Niemiec w latach 70., pozostali nieliczni. Ale osiedlali się tu – dobrowolnie i nie – nowi ludzie: repatrianci ze Wschodu, ofiary akcji „Wisła”, przybysze z różnych części Polski. Po upadku PRL-u okazało się, że napływowi mieszkańcy, ich dzieci i wnuki nie czują się zdobywcami Ziemi Odzyskanej, którzy powrócili na prastare polskie tereny wypierając z niej żywioł niemiecki. Pojawiła się potrzeba zakorzenienia w prawdziwej historii tych ziem: pruskiej, biskupiej, niemieckiej i polskiej. W historii wspólnoty w różnorodności: żyły tu obok siebie różne narody i wyznania – co wymagało otwartości, zrozumienia, tolerancji. Dla społeczności nowych Warmiaków, którzy przybyli tu z różnych stron, to dziedzictwo okazało się ważne i potrzebne.

I wtedy powróciła pamięć o księdzu infułacie Adalbercie Wojciechu Zinku. Jeszcze w latach 90. trudno było czegokolwiek się o nim dowiedzieć, ale potrzeba jednoczącego znaku sprawiła, że wygrzebano dokumenty, powstały opracowania i artykuły. Na początku XXI wieku jeszcze nie udało się dać mu w Gietrzwałdzie ulicy (bo przecież to Niemiec), ale już w 2012 roku został patronem gimnazjum w tym mieście. Nie jest to postać historyczna i odległa: w gminie mieszkają jego krewni, z Niemiec przyjechali Warmiacy, którzy go jeszcze pamiętali i wspominali jako człowieka ciepłego i dobrego.

Jeden z nich był ministrantem w latach 40. i opowiedział, że zakonnice przybyłe z Polski i pracujące w olsztyńskiej kurii poleciły mu zawiadomić ks. Zinka, że trzeba poświęcić jajka na Wielkanoc. Ksiądz nie wiedział, o co chodzi, bo zwyczaj to na Warmii nieznany. Ale jak siostry uważają, że trzeba… Przeżegnał jajka: „Im Namen des Vaters und des Sohnes und des Heiligen Geistes. Amen”. I dodał: „Panie Boże, Ty na pewno rozumiesz, co ja robię...”.

Ludzie poczuli się dumni ze swego księdza. Gimnazjum, którego został patronem, jest likwidowane, ale trzeba wierzyć, że ks. Wojciech Zink nie będzie zapomniany. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2018