Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
A jednak - szły echem przez Polskę i pozostawały. Także aresztowaniu Prymasa nie towarzyszyły kamery i zagraniczni dziennikarze, odbyło się w nocy, ale wstrząs złowrogiego komunikatu oficjalnego nazajutrz odebrany był jak utajone trzęsienie ziemi... I wielkość postaci oraz historyczny wymiar ich działań czy samej ich egzystencji pokazywały wtedy swoją prawdziwą siłę.
Dwa takie przypomnienia chwil o wyjątkowym znaczeniu, a rozgrywających się w scenerii, o której już zapomnieliśmy.
Ostatnie dni życia Jana XXIII. Konał w cierpieniach, których nie chciał uśmierzać środkami przeciwbólowymi. “Z taką trucizną we wnętrznościach krzyczy się dzień i noc" - przytoczył Tygodnikowy korespondent rzymski słowa jednego z lekarzy. Na placu św. Piotra czuwał lud rzymski, Wiedział jedno: ukochany Papież odchodzi, cierpiąc. I modlił się przez kilka dni i nocy. Modlił się w skupieniu, bo wtedy nie było jeszcze takiego podniecenia dziennikarskiego, nie chodziło o przekaz, chodziło tylko o to, co właśnie się działo między Janem XXIII a Bogiem i kochającymi go ludźmi. Nikt nie zakłócał powagi. Ktokolwiek to przeżył, choćby jak my w “Tygodniku" słuchając nagrania telefonicznej korespondencji od ks. Michała Czajkowskiego i płacząc, nie zapomni tego do końca życia.
Drugi moment mają zapewne w pamięci wszyscy rodacy liczący więcej lat niż obecny jubileusz Papieża. To jego testament z Błoń krakowskich podczas ostatniego dnia pierwszej pielgrzymki do ojczyzny. Wtedy baliśmy się, że jest to jedyna pielgrzymka i homilię mszalną odbieraliśmy jak pożegnalny testament. Ale może nie wszyscy pamiętamy, w jak wielkiej ciszy była ona głoszona, choć przecież przedtem całą pielgrzymkę cechował nieustający akompaniament oklasków przerywajacych wszystkie kolejne słowa papieskie. To skupienie zawdzięczamy prymasowi Wyszyńskiemu. Nie był entuzjastą nieustannych manifestacji i uniesień. I w słowie powitalnym przed Mszą na Błoniach, gdy także zaczęliśmy “punktować" go oklaskami, poprosił o ciszę i powagę. Tak jak to on - serdecznie, ale surowo. Pomogło tak, że i ta wstrząsająca homilia papieska, z jej zapadającym w serca refrenem: “proszę was o to", przyjmowana była niemal wyłącznie w ciszy. I mogliśmy zapamiętać ją chyba najlepiej ze wszystkich - i nie na darmo.
Może warto przypomnieć o tym teraz?