O prawdziwym buncie

07.06.2021

Czyta się kilka minut

My tu sobie gadu-gadu, a gdzieś w przepastnych studiach tutejszego Hollywood powstaje film o Jarosławie Kaczyńskim, jako człowieku zbuntowanym. Jest to informacja – każdy to przyzna – nienadająca się na główny temat jakiegokolwiek felietonu. Jest to jakby zwykły wycinek prasowy albo gotowa fiszka – dobre do włożenia do pudełka, w którym trzymamy inne, podobne, czekające jako pomoc źródłowa do przyszłego bardzo obszernego opracowania na temat obecności kultu jednostki w kinematografii polskiej pierwszych trzech dekad XXI wieku.

Zaiste, zajmowanie się – nawet dla zabawy – heroizowanym scenariuszem, mającym pokazać życie działacza partyjnego o umysłowości splątanej w stu najdziwaczniejszych motkach, nie może wydawać się ponętne dla nikogo zajmującego się zwartą i krótką formą, wymagającą przecież znakomitej gibkości i skrajnie wyćwiczonego rozumu. O p. Kaczyńskim jako buntowniku może sobie rozwlekle opowiadać aktyw partyjny przy karkówce i nalewce, może o tym gwarzyć godzinami p. Gowin z p. Czarnkiem na jakiejś konferencji humanistów polskich, najlepiej w Lublinie, może być to też pomysł na tematyczny festiwal Zbuntowanej Pieśni Kaczyńskiej, dajmy na to w Zielonej Górze, albo i w Jeleniej. Ale felietonu o zbuntowaniu p. Kaczyńskiego napisać się po prostu nie da.

Rzecz jasna nie w głowie nam sprzeciw wobec kręcenia filmów o Kaczyńskim. Nie o takich ludziach filmy kręcono, i nie o takich zostaną jeszcze nakręcone. Wydaje się, że ogólnie rzecz ujmując, pomysł kręcenia o nim filmu ma jakiś sens, ale ów sens, jak większość czynności, gdy się jest artystą, dokumentalistą, kreatorem jakiejś rzeczywistości, wymaga poważnego przemyślenia. No więc siedzimy tak oto – nie da się ukryć – martwo zastanawiając się, dlaczego jednak komuś przyszło do głowy kręcenie filmu, który musi być i będzie w perspektywie – powiedzmy – dwu, trzech dziesięcioleci materiałem bohatera gruntownie ośmieszającym. Ludzie, którzy o zbuntowaniu p. Kaczyńskiego będą przed kamerami mówić, muszą mieć tego świadomość. Takoż, że – powiedzmy: kilkadziesiąt lat temu – można było film zanadto śmieszny, bo ideologicznie przebarwiony, po prostu wyrzucić do kosza, teraz zaś nic – póki jest prąd – nie ginie i nie zginie. Dzieci, wnuki i prawnuki będą na swych pradziadów, mówiących dziwne rzeczy o tym dziwnym panu, patrzyć dziwnie. To pewne. Oczywiście dlatego, że nic takiego jak bunt u p. Kaczyńskiego, człowieka od dziesięcioleci otoczonego wieloma pierścieniami ochroniarzy prywatnych i państwowych, nie istnieje ani nie istniało.

Słowo bunt ma oczywiście swe definicje i jako fakt, i jako parabola, i doprawdy nic z tego nie pasuje do żywota bohatera. Jest to z naszego – buntowniczego od dziecka – punktu widzenia zwykły żywot, bardzo zwykłego urzędnika i polityka tutejszego głównego nurtu, mającego głowę ozdobioną polskim warkoczem, czyli spleceniem manii wyższości z manią niższości, ze skłonnością do paniki i furii, co jest w tym przypadku przecież dowodem na brak treningu w obcowaniu z bliźnimi niż jakąś trudną do przewidzenia taktyką manipulacyjną czy elementem wyuczonej techniki. Rzecz jasna, jakże wielu ludzi p. Kaczyńskiego się z tych powodów lęka, ale bądźmy mężni, do diaska, onże może i jest cezarem środkowoeuropejskiego państwa, może i może mianować konia ministrem, co zresztą w Polsce zdarza się co rusz, ale doprawdy człowiek ten nigdy przeciw niczemu się nie buntował, nie buntuje się i nie zbuntuje, a więc – powtórzyć wypada – pisanie o tym felietonu nie ma żadnego sensu.

Po co zatem to wszystko? Ta cała bazgranina? Ano po to, by na końcu powiedzieć, że w Libii – panie dziejku – dron podjął samodzielnie decyzję w ramach swej inteligencji, zaznaczmy: sztucznej. Jest to zatem dron – najściślej rzecz ujmując – zbuntowany. I to jest bunt dobry na film, a nie za przeproszeniem p. Kaczyński, wymęczony co cna obecnością setek ochroniarzy, radiowozów i bezustannymi wizytami przeuroczego p. Brudzińskiego z siatami pełnymi zakupów. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2021