O nich i dla nich

W zabytkowej hali starej elektrowni tramwajowej przy ulicy Przyokopowej powstaje Muzeum Powstania Warszawskiego. Oprócz zdjęć, pamiątek i ekspozycji znajdą się w nim tablice z tysiącami zwykłych powstańczych biografii. Takich jak biografia Andrzeja Cieleckiego.

21.12.2003

Czyta się kilka minut

W sierpniu 1944 r. plutonowy podchorąży Cielecki miał 16 lat. Dziś ma 75. Ale pamięta wszystko, co się wówczas zdarzyło, jak by to było wczoraj. Minuta po minucie. 1 sierpnia: podróż rikszą w biały dzień po ulicach okupowanej jeszcze Warszawy, z parabelką ukrytą za paskiem spodni. Jechał do fabryki Telefunkena na Woli, gdzie jego oddział - brygada dywersyjna “Broda 53" z Batalionu “Zośka" Szarych Szeregów - miał zbiórkę. Pierwsze strzały, pierwsze zadanie: przejście przez cmentarz żydowski i ruiny getta pod morderczym ostrzałem do budynków Monopolu Tytoniowego i fabryki Kamlera przy zbiegu Okopowej i Dzielnej. Walenie seriami z dachu fabryki w bunkry niemieckie w budynku Monopolu, aż Niemcy poddali się.

- Była głęboka noc, kiedy zasnąłem, śmiertelnie zmęczony i przemoczony, bo po upalnym dniu w nocy z 1 na 2 sierpnia przeszła ulewa - wspomina. - Wcześniej łysy, niepozorny mężczyzna koło pięćdziesiątki, w cywilu i z biało-czerwoną opaską, uścisnął nam dłonie. Dopiero potem ktoś powiedział mi, że to sam “Bór"-Komorowski: w pierwszych dniach Powstania w fabryce Kamlera mieściła się siedziba dowódcy całej Armii Krajowej i jego sztabu.

Pięć lat później w podziemiach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przy Koszykowej w Warszawie trzech osiłków okładało go metalowymi prętami z nasadzanymi na nie drewnianymi gałkami, zdzierali mu paznokcie z palców nóg. A kiedy przyznał się, że umie grać na fortepianie, także z palców rąk, by już nigdy nie mógł zasiąść za instrumentem.

Julia Brystygierowa, dyrektor departamentu w MBP, osobiście przesłuchiwała go, wypytując o szczegóły związane z walkami w siedzibie komendanta głównego AK. Po miesiącu był strzępem człowieka, ale - po raz drugi, po Powstaniu - miał szczęście: przeżył.

Bez pamiątek

Dopiero nad ranem 2 sierpnia z radiostacji uruchomionej przy ul. Dzielnej nadano do Londynu komunikat o rozpoczęciu działań w Warszawie. Tego dnia w walkach zginęło około 2000 powstańców i 500 Niemców. Kilkuset dostało się do niewoli.

Z sekcji podchorążego “Pisklaka", do której Cielecki dostał przydział, przeżyło ich kilku. Pozostali ginęli na Woli, w czasie zdobywania Gęsiówki (obozu koncentracyjnego na terenie zburzonego getta) i na odciętej przez Niemców Starówce. Nad ranem 31 sierpnia oddział “Broda 53" wraz z żołnierzami majora Gustawa Billewicza “Sosny" próbował przebić się z Bielańskiej przez Plac Bankowy do Śródmieścia, aby choć na kilka godzin utworzyć korytarz, którym można by ewakuować rannych i ludność cywilną ze Starego Miasta. Cielecki: - Przebijaliśmy się, używając bagnetów. Przekonałem się, że bagnet wchodzi w ludzkie ciało jak w masło.

Akcja załamała się pod morderczym ogniem niemieckim. Większość kolegów Cieleckiego zginęła. Wśród nich dowódca “Brody", harcmistrz Jan Kajus-Andrzejewski. Cielecki: - Ukryłem się w zrujnowanym domu. Kilkaset metrów przede mną chodzili Niemcy i strzałem w głowę dobijali naszych rannych. Jeden zatrzymał się nad leżącą dziewczyną, może 20 metrów ode mnie. Dziewczyna dźwignęła się, uklękła, prosząc, by jej nie dobijał. Strzelił jej w głowę. Wtedy nie wytrzymałem: podniosłem cegłę i rzuciłem ją tak, że upadła obok niego, składając się równocześnie do strzału. Kiedy odwrócił się w moją stronę, nacisnąłem spust.

Cielecki, który ukończył podziemną podchorążówkę, nie mógł chybić z takiej odległości. W podchorążówce uczyli go też: najpierw rzuca się granat, a potem biegnie w dym. Mówi: - Kilkanaście sekund po wybuchu rzeczywiście wokół nic nie widać. Miałem w chlebaku kilka gamonów [granat przeciwpancerny z alianckiego zrzutu - red.]. One pozwoliły mi uciec.

I przeżyć. Nocą z 31 sierpnia na 1 września przez osiem godzin razem z setkami innych żołnierzy przedzierał się kanałem ze Starówki do Śródmieścia. Jeszcze na Starówce wybuch poważnie zranił go w głowę i szyję. Kilka godzin po operacji, w szlamie kanału, z prowizorycznym opatrunkiem na głowie, co chwila tracił, to znów odzyskiwał przytomność. Był już dzień, gdy brudny i śmiertelnie zmęczony wychodził włazem przy skrzyżowaniu Wareckiej i Nowego Światu; w sumie kanałami ze Starówki ewakuowało się 5300 powstańców. W kanałach zostały ciała kolegów i aparat fotograficzny Leica ze zdjęciami, które robił.

Andrzej Cielecki nie ma dziś żadnych pamiątek z Powstania.

Sprawa prestiżowa, sprawa osobista

Jeszcze kilka miesięcy temu los budynków dawnej elektrowni tramwajowej przy ulicy Przyokopowej 28 rysował się niezbyt przejrzyście. Były plany, aby urządzić tu muzeum komunikacji miejskiej bądź zaadaptować dla potrzeb Centrum Sztuki Współczesnej. Dziś wiadomo, że będzie tutaj Muzeum Powstania Warszawskiego. Termin otwarcia przewidziano na 1 sierpnia 2004 r., w 60. rocznicę. - To ostatnia szansa, żeby w otwarciu mogli uczestniczyć powstańcy. Nie możemy czekać kolejnych 10 lat - mówi Jan Ołdakowski, 30-latek i pełnomocnik prezydenta miasta ds. budowy Muzeum Powstania.

Prezydent Warszawy Lech Kaczyński wykazuje dużą determinację, by doprowadzić przedsięwzięcie do końca: inwestycja będzie kosztować miasto 35 mln złotych. Dla Kaczyńskiego to sprawa prestiżowa i osobista: jego ojciec walczył w Powstaniu, w pułku AK “Baszta".

Pomysł wybudowania Muzeum po raz pierwszy pojawił się 22 lata temu. W 1981 r. ukonstytuował się Społeczny Komitet Budowy Muzeum Powstania Warszawskiego (w jego skład wszedł ks. Stefan Niedzielak, zamordowany w 1989 r. prawdopodobnie przez SB), który uznał, że najlepszym miejscem byłyby ruiny dawnego Banku Polskiego przy Bielańskiej. W czasie Powstania był to ostatni punkt oporu na Starówce, a w 1981 r. mieściła się tam fabryka lamp.

Po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 komitet rozwiązał się, ale muzeum... powstało - i w 2003 r. obchodziło nawet 20. rocznicę istnienia. Powołał je komisaryczny prezydent miasta, generał Mieczysław Dębicki, w lutym 1983. Tyle że do dziś nie ma siedziby: przycupnęło w dwóch salkach, użyczonych przez warszawskie Muzeum Historyczne (większość eksponatów z kilku prowadzonych wśród warszawiaków zbiórek trafiło do magazynów). W maju 1984 profesor Janusz Durko, dyrektor Muzeum Historycznego, zaproponował Stowarzyszeniu Architektów Polskich zorganizowanie konkursu na projekt adaptacji ruin przy Bielańskiej dla potrzeb muzeum. Na konkurs wpłynęło 45 prac, wyłoniono zwycięzcę - i na tym się skończyło.

Sprawa odżyła na początku lat 90., gdy wojewoda warszawski przekazał upadającej fabryce lamp działkę u zbiegu Bielańskiej i Alei Solidarności, a ta sprzedała ją spółce o nazwie Reduta. 1 sierpnia 1994 r., w 50. rocznicę Powstania, ówczesny prezydent miasta wmurował w tym miejscu kamień węgielny pod budynek muzeum; dwa lata później inwestor zobowiązał się do wybudowania gmachu w stanie surowym w zamian za przekazanie przez miasto prawa własności do działki (miała jedynie użytkowanie wieczyste) do 1999 r. Zobowiązał, ale nie wybudował: dziś przy zbiegu Bielańskiej i Al. Solidarności mieści się biurowiec; obie strony (miasto i Reduta) wzajemnie obwiniały się o niedotrzymanie umowy.

Dlatego gdy latem 2003 r. rozpoczął prace zespół pełnomocnika prezydenta miasta ds. budowy muzeum, środowisko powstańców podeszło do pomysłu nieufnie - już raz zostali oszukani...

Z kilku propozycji lokalizacji zdecydowano się na dawną elektrownię tramwajową przy Przyokopowej, stojącą na gruncie należącym do miasta. To jedno z najważniejszych kryteriów: kwestie własności terenów są w Warszawie niezwykle trudne, roszczenia byłych właścicieli są w stanie storpedować wiele inwestycji. - To jedyne miejsce dające gwarancję, że za siedem miesięcy powstanie tu muzeum - mówi Ołdakowski. Zadaniem jego kilkuosobowego zespołu (wspiera ich Rada Honorowa: kilkadziesiąt znanych nazwisk naukowców, byłych powstańców i polityków) jest doprowadzenie do tego, by 1 sierpnia 2004 r. w gmachu dawnej elektrowni otwarto pierwszą część ekspozycji. - A także wprowadzenie do powszechnego obiegu informacji, że w Warszawie dwa razy świętuje się dzień niepodległości: 11 listopada i 1 sierpnia - dopowiada Ołdakowski.

Nowy język i emocje

Pierwsze tramwaje elektryczne wyjechały na warszawskie ulice w 1908 r. Ich pojawienie się wymagało zasilania sieci trakcyjnej w energię elektryczną prądu stałego. Dyrektor tramwajów Maurycy Spokorny zdecydował, że przedsiębiorstwo wybuduje własną elektrownię. Powstał kompleks z neogotyckim budynkiem z 70-metrowym kominem i własną bocznicą kolejową, którą dostarczano węgiel ze stacji towarowej kolei warszawsko-wiedeńskiej.

W czasie obrony Warszawy w 1939 r. elektrownia została uszkodzona; Niemcy wyremontowali ją w 1940 r., a potem w czasie Powstania Warszawskiego znów zbombardowali, podpalili i częściowo wysadzili w powietrze. Po wojnie elektrownia nigdy nie wróciła ani do dawnej świetności, ani do pierwotnego przeznaczenia. Dziś w budynkach przy Przyokopowej mieści się Stołeczne Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej i Ochotniczy Hufiec Pracy.

- Przyjęliśmy tę decyzję z wielką radością i kibicujemy powstawaniu Muzeum od początku. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie falstartu - mówi Jerzy Wilgat (lat 85), prezes okręgu warszawskiego Światowego Związku Żołnierzy AK, jednej z trzech organizacji kombatanckich zrzeszających byłych powstańców. Wilgat szacuje, że żyje ich jeszcze około czterech tysięcy. Średnia wieku to 80 lat.

30 października rozstrzygnięto konkurs na koncepcję architektoniczną Muzeum (konkurs na ekspozycję zostanie rozstrzygnięty pod koniec stycznia). Zwycięski projekt powstał w pracowni krakowskiego architekta prof. Wojciecha Obtułowicza: w surową przestrzeń zabytkowej elektrowni wpisał on prostokątne bryły w szarej tonacji stali, marmuru i betonu, a na dziedzińcu zaprojektował Park Wolności, gdzie na betonowych słupach mają być umieszczone nazwiska i stopnie wojskowe tysięcy powstańców (tak jak w Waszyngtonie, gdzie znajduje się pomnik, na którym wyryto nazwiska żołnierzy poległych w Wietnamie). To indywidualny, osobisty wymiar Muzeum.

Jan Ołdakowski: - Chcemy, aby to było Muzeum nowoczesne, które prócz pokazywania eksponatów będzie mieć swój język narracji i będzie się odwoływać do emocji, jak czynią to inne muzea na świecie: Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie czy Muzeum Terroru w Budapeszcie. Zależy nam też, żeby opowiedzieć o prawdziwym polskim państwie, które istniało na coraz bardziej kurczącym się obszarze powstańczej Warszawy. O tym, że wydawano akty prawne, funkcjonowała poczta, elektrownia (do zdobycia jej przez Niemców), wychodziły gazety, ujawniły się partie polityczne.

Przed 11 listopada przeprowadzono zbiórkę pamiątek. Ołdakowski nie ukrywa, że zainteresowanie zbiórką zaskoczyło go: - Ludzie przynosili narzędzia sanitariuszki, pudełeczko z trucizną, rodzinne fotografie, metryki chrztu. Ten osobisty wymiar ludzkich biografii utwierdził nas w przekonaniu, że to, co robimy, jest i o nich, i dla nich.

Jan Ołdakowski pokazuje list, jaki w czasie zbiórki przyniosła pewna starsza pani. Jesienią 1944 otrzymała go od swojej koleżanki, która po Powstaniu trafiła do obozu jenieckiego w głębi Niemiec. - Tą koleżanką była moja babcia - mówi pełnomocnik.

Dopóki "Jutrzenka" nadaje

59 lat po tym, jak podchorąży Cielecki wychodził kanałami ze Starówki, na dachu 10-piętrowego bloku na warszawskim Ursynowie powiewa biało-czerwona flaga z powstańczą kotwicą. Andrzej Cielecki powiesił ją sam, przed laty, i nie pozwolił zdjąć.

Większą część jego dwupokojowego mieszkania na szóstym piętrze zajmuje przywieziony z USA nadajnik firmy Bradcast Electronics i sprzęt radiowy. Nadajnik jest włączony, audycja idzie w eter. To “Jutrzenka": Polskie Radio AK im. Generała “Grota"-Roweckiego.

Pierwszy sygnał nadał 14 grudnia 1981 r. w paśmie SOS, informując świat o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Skonstruowanie małego nadajnika absolwentowi Politechniki Warszawskiej i wieloletniemu pracownikowi Instytutu Fizyki PAN zajęło może dwie godziny. Przez kolejne lata dla potrzeb “Radia Solidarność" wykonał ponad 2 tysiące domowej roboty nadajników, które nazwał “Zazulami". Swoją radiostację nazwał “Jutrzenką": Wenus widoczna nad horyzontem przed wschodem słońca zawsze go fascynowała.

W latach 80. nadał około 50 audycji. Nie dał się namierzyć SB.

4 czerwca 1989 r., w dniu pierwszych po wojnie “prawie" wolnych wyborów na przywiezionym przez żonę z USA nadajniku po raz pierwszy nadał godzinną audycję z własnego mieszkania. Od kiedy w 2001 r. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji dała mu wreszcie (po latach zabiegów) koncesję, nadaje legalnie, na częstotliwości 99,5 MHz. Radio, które utrzymuje się z emerytury swego twórcy i pensji żony, a funkcjonuje dzięki pomocy żony, sąsiadki i młodej wolontariuszki, słychać w zasięgu 60 km.

Andrzej Cielecki mówi o sobie, że jest ostatnim oficerem służby czynnej AK. Kiedy generał Leopold Okulicki rozwiązał Armię Krajową rozkazem z 19 stycznia 1945 roku, on siedział w obozie jenieckim w Niemczech, gdzie trafił wraz z innymi żołnierzami Powstania. Czytając dziś tekst tego rozkazu, Cielecki podkreśla, że “spocznij" nie odnosi się do środków łączności i żołnierzy z nimi związanych. - Tego rozkazu nikt nie może odwołać, a z przysięgi nikt nie może mnie zwolnić - mówi. - Póki żyję, “Jutrzenka" będzie nadawać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2003