O kartografii

Szmat czasu upłynie, 200 lat co najmniej, zanim nasza władza zacznie studiować Testament zwany Nowym i zacznie rozumieć jego wskazówki.

10.12.2018

Czyta się kilka minut

Gdy suwamy lupą po mapie kraju, rysowanej przez obecne władze, widzimy nie tylko dawno wytyczone już autostrady i drogi szybkiego ruchu dla więźniarek, nie tylko placki po niegdysiejszych zalesieniach, nie tylko czarne połacie zajęte przez przodujący przemysł węglowy, ale też legendę, bez której żadna mapa ani plan obejść się nie mogą. Mottem tej legendy dla kursujących suk z tajniakami jest rzecz jasna zdanie: „Wsadzeniu naszego kolesia musi towarzyszyć wsadzenie waszego”. Jest to zdanie i zasada ujmujące szaloną prostotę w czynieniu tutejszej sprawiedliwości. Choć jest to zasada poniekąd nowa, to ma ona smak i styl zaiste starotestamentowe – każdy oczytany w tym dziele to przyzna. Jest coś głęboko przejmującego w fakcie, że po tylu latach, po tylu mozołach, dziś dopiero owa wspaniała Księga czytana jest tu ze zrozumieniem i potrzebą interpretacji. Szmat czasu upłynie, 200 lat co najmniej, zanim nasza władza zacznie studiować Testament zwany Nowym i zacznie rozumieć jego wskazówki.

Idźmyż dalej. Oto kraj nasz na wspomnianej mapie ma swe granice, to zrozumiałe, bowiem mapy, jak wiemy, składają się głównie z granic bądź zarysów. Czy, jak kto woli, konturów. O zarysach trudno coś mądrego powiedzieć, bowiem są one od jakiegoś czasu tak rozmazane, że doprawdy żadna lupa w ich oglądaniu nie pomaga. W tym sensie mapa nasza jest jak psu z gęby wyjęta. Poza tym ożywczy, ale i łzawiący smog, symbol naszych dążeń wielkopiecowych, naszych magnitogorskich marzeń przemysłowych, naszych ukochań chorób, uniemożliwia rozpoznanie barw, linii i kształtów.

Co prawda skład powietrza, przez które na mapę patrzymy – jako rzekł Dyżurny Chemik kraju – to gaz krystalicznie czysty, ale doprawdy, by wdawać się w dyskusje z Głównym Chemikiem na jakikolwiek temat, trzeba by zejść na minus jeden edukacji polskiej, bowiem stamtąd ów przecież czerpie wiedzę nie tylko o świecie, ale i o chemii, w tym o chemii gospodarczej. Teorie te – jak widzimy i słyszymy – bez żadnej krępacji powtarzają za nim natychmiast jego ludzie. Doprawdy liczyć wypada na jakiś błysk humoru u Geniusza z Mazowsza, że pewnego dnia wygłosi on do kamer świata tego, dla jaj, coś tak szaleńczo absurdalnego, coś absolutnie odjechanego, coś, co będą z nadętymi minami natychmiast powtarzać wszyscy jego ludzie, od Piotrowicza po Gowina. Wtedy to Gospodarz nasz powie: „Żartowaaałem”. Obyśmy dożyli tej cudnej chwili, byśmy mogli się radować z nim i tarzać się ze śmiechu, ot choćby po zimnych posadzkach naszych polskich pierdli.

Wróćmy do mapy i do granic, które chcielibyśmy widzieć wyraźnie. Otóż granice te są od jakiegoś czasu nakreślone linią bardzo przerywaną. Ta parabola ma objaśniać zjawisko towarzyszące tonowi, z jakim władza mówi. Że granic tak naprawdę nie ma bądź że są dziurawe. Oto zważmy: wszelkie działania tego rządu, jego chemików, fachowców od sprawiedliwości i teoretyków wolności słowa oraz zwolenników swoistej estetyki i pojmowania etyki, działania mające jakiekolwiek znamiona wykraczających poza zdewastowane gumno, czyli zahaczające o jakiekolwiek kwestie międzypaństwowe, oto wszystko to z hukiem wali się w gruzy. Niemal natychmiast po uruchomieniu. Cofanie się przed zagranicznymi urzędnikami, w każdej tego typu kwestii, jest już znakiem firmowym każdego wyższego funkcjonariusza w Polsce. Tutejsza propagitka dokonuje niesamowitych wysiłków, by o tym wszystkim opowiedzieć językiem dobrej zmiany. Ale nawet ten język jest bezradny, gdy suche jest mokre, twarde jest miękkie, a szorstkie jest śliskie.

Jest bardzo prawdopodobne, że gdyby ktokolwiek w świecie, jakikolwiek urząd, który tu cokolwiek może, powiedział Głównemu Chemikowi kraju, że jest on znachorem, ten by się z każdej ze swych opinii i decyzji wycofał. Bo wycofał się ze wszystkiego, co było w założeniu nieodwracalne, wszystko, co miało być twarde, okazało się miękkie. Wszystko to można podsumować przykrym porównaniem, że mianowicie każde działanie tego rządu jest próbą wsadzenia małża do szpary bankomatu. Nie da się ukryć, że resztek porządku w Polsce pilnują wyłącznie zagraniczne instytucje, a to, czego nie pilnują, natychmiast znika. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2018