O duchowości

08.11.2021

Czyta się kilka minut

Od wielu dekad – na własny rzecz jas- na użytek – rozgryzamy istotę i sens tutejszej polityki. Szczerze mówiąc, nie mamy żadnego dobrego objaśnienia jej specyfiki i wciąż daleko nam do opracowania jakiejś esencji czy definicji zjawiska. Polska polityka – popatrzmy – jest tak specyficzna, że w zasadzie nie da się jej porównać do żadnej innej, uprawianej przez jakiś inny kraj znany nam z nazwy bądź z widzenia. Polscy politycy są tak bardzo inni od polityków z innych krajów, że doprawdy kiedyś – wstyd się przyznać, bo nie na trzeźwo – zrobiliśmy sobie taką oto zgaduj-zgadulę: wskaż, dobry człowieku, polityka polskiego na fotografii z obrad plenarnych dużej międzynarodowej organizacji. Specjalnie nazwy tej organizacji tu nie umieszczamy, bowiem nie o nią chodzi. Otóż zadanie to okazało się prostsze niż wszystko, cośmy sobie w życiu zadali. W polskim polityku jest coś tak mocno emanującego, że zaiste nie jest owa emanacja do przeoczenia, nawet jeśli pulsuje na czarno-białej fotografii przedstawiającej wieloetniczny tłum ludzi, jakoś jednak podobnych, bo przecież człekokształtnych. Ktoś tu powie, że przesadzamy, że ze zdań tych krzyczy nakolanny kompleks niższości. Nie krzyczy. Nigdyśmy na kolanach niczego nie oceniali, bo od zawsze uważamy tę pozycję za szalenie niesprzyjającą analizowaniu rzeczywistości. Ktoś powie: to proste – poznałeś ich, wyższościowy chytrusie, po strojach, po butach albo po fryzurach, po kokach, po wąsach albo po posturze, albo po zawsze osobliwie bladych licach. Śmiechem można by zakisić każdego, kto wygłasza podobnie bezrefleksyjne, wręcz prostackie i niegrzeczne opinie.

Otóż poznać polityka polskiego można tylko po emanacji. To pulsujący blask, światło pomieszane z ciemnością, słowem, jest to sygnalizacja jakby emitowana przez latarnię morską. Coś ta błyskanina zawsze znaczy, ale co? A, to wie tylko latarnik i nieliczni wtajemniczeni. Reszta siedzi jak na tureckim kazaniu. Bo też nikt poza naszymi nie zajmuje się żadną emisją. Wszyscy stoją prosto, wciągają brzuchy, wypinają na tych fotkach piersi i się uśmiechają. Sztucznie, bo co w takim pozowaniu może być śmiesznego? Oni to są znakomitym, bo nijakim tłem dla polityków polskich przebywających chwilowo za granicą RP. I doprawdy, nie trzeba mieć żadnego dziwnego czujnika, by wyłapać naszych w tłumie. Co do jednego, bo każdy z nich emituje totalnie. Ktoś zapyta: cóż nasi poza blaskiem i ciemnością tak emitują? Dwutlenek węgla? Metan? Parę wodną? Kwas solny? Rzec trzeba poważnie, że wszystko to oczywiście tak, ale przede wszystkim ducha.

Można nie wierzyć w duchy, można się śmiać i przedstawiać opinię materiałoznawczą, że duchy nie istnieją. Wolna droga, ale gdy spojrzy się na dowolne ciało plenarne, gdy w nim uczestniczy ktoś z naszych, to automatycznie widać i też czuć ducha. Jak to?! – ktoś zakrzyknie. Widać ducha? Czuć go? Można go dotknąć? A owszem. I tym właśnie różni się polityk polski od niepolskiego, a właściwie duchowość polska od niepolskiej. Że jest do dotknięcia i do obmacania. Polityk niepolski, tego już dodawać nie trzeba, duchowością nie szasta, a w każdym razie nie jest ona jedyną ofertą, z jaką przekroczył granice swego kraju, z którą wszedł do Unii Europejskiej bądź NATO, a nasi owszem, bowiem duchowość polska jest jedynym naszym towarem eksportowym.

Można w tej sytuacji rzec, że skoro tak, to i cała polityka polska jest materią najgłębiej duchową. Ktoś zaraz, na koniec, poprosi o przykład. Mamy dwa. Pierwszy to zdjęcie ilustrujące przypadkowe zagraniczne spotkanie, na korytarzu, p. Morawieckiego z p. Bidenem, drugi to nagranie, na którym p. Terlecki mówi do przypadkowo spotkanej kobiety „jest pani kretynką”. Oba przykłady znakomicie ilustrują specyficzną duchowość polskiej polityki, zagranicznej i krajowej, i jest to – łatwo zgadnąć – duch przypadku, bowiem – to już proste – obaj politycy są darem przypadku. Każdy przyzna, że to kapitalna teza wyjściowa, z gigantycznym potencjałem do dalszych badań nad tutejszością.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2021