Komisarz je w milczeniu

Dwanaście powieści z komisarzem Mont­albano czeka jeszcze na wydanie po polsku.

01.07.2019

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

O ile tutejszemu wydawcy będzie się chciało kopać z koniem, czyli z opornym rynkiem, który za to każdą pięćsetstronicową tandetę łyka jak gęś, byle miała angielskie lub skandynawskie nazwisko autora, ociekała wydzieliną z masakrycznie zdeformowanych trupów, a stróże prawa byli tylko odrobinę łagodniejsi w przemocy i nadużyciach od tych, których ścigają. Dlaczego nie pociąga nas w Polsce pełna życiowej werwy, sympatii do ludzi i uboga w gwałt saga komisarza z Vigaty?

No trudno, jestem z mniejszościowego Kościoła, którego kanon pism świętych właśnie się domyka: Andrea Camilleri, rocznik 1925, trafił dwa tygodnie temu w śpiączce do szpitala i jego stan odtąd nie ulega poprawie. Włoskie gazety drukowały wieść o tym wyżej od doniesień o bardzo poważnych sporach w koalicji rządzącej. Tylko piłka mogła być ewentualnie ważniejsza. W obecnej sytuacji należy założyć, że więcej już tomów, poza tym wydanym ostatnio w maju, nie będzie. Z jednym zastrzeżeniem – ileś lat temu Camilleri zdeponował w wydawnictwie tekst ostatniego tomu do wydrukowania dopiero po jego pogrzebie. Coś tak przypadkowego jak śmierć, czy choćby niesprawność umysłu, nie ma prawa zakłócić konstrukcji cyklu, pozostawiając go w stanie niedomkniętym.

A co do konstrukcji – widać od razu, że był to kiedyś wybitny teatrolog, dramaturg i nauczyciel pokoleń reżyserów (dopiero na późnej teatralnej emeryturze zajął się pisaniem kryminałów i nie tylko) – każda powieść, choć kipi południowym bajzlem i powołuje do życia rozbiegane bestiarium postaci nieskażonych prawem ani dekalogiem, ma sztywną konstrukcję 18 rozdziałów o identycznej długości. Bo żywioł, jeśli ma być naprawdę żywiołowy, potrzebuje ścisłych ram i planu. Klasę mistrza poznaje się po tym, że ta forma pozostaje w pierwszym obcowaniu z tekstem czy spektaklem ukryta.

Dla mnie świadectwem pisarskiej maestrii pozostanie co innego: jak można przez dwadzieścia parę lat prowadzić bohatera w sposób taki, iż czytelnik czuje się jego bliskim znajomym, a przy tym ani jednym zdaniem nie napomknąć o jego wyglądzie? Toczą się zajadłe spory, jak komisarz się prezentuje: niski? wysoki? łysy? z czupryną? ma wąsy? Czy przypomina aktora Zingarettiego, który wciela się w jego rolę w – skądinąd kiepskim – serialu? Widziałem przyjaźnie, które omal się trwale nie rozpadły z powodu różnicy zdań w tej sprawie. Dopiero w wydanym tej wiosny tomie znajdziemy jedną drobną wzmiankę dotyczącą wprost jego lica – ale nie powiem, żeby nie psuć wam radości oczekiwania.

Jako kawaler bardzo rzadko widujący narzeczoną (zresztą okropną – ilu z nas liczy w duchu, że ją w końcu zostawi...), cielesną stronę swojego jestestwa wielbi na co dzień jedząc. Jest przy tym stateczny w uciechach – jada w kółko jakieś 15 potraw bądź to zostawianych w piecu przez gosposię, bądź podawanych w ulubionej knajpie, dokąd wychodzi na obiad, choćby świat mu się na głowę walił. Sam bym chciał takiej stateczności – barweny, dorady, sardele, ośmiornice i wszelka morska fauna prosto z patelni, a do tego sycylijskie klasyki lądowe, proste i mocne jak sękaty pasterski kij.

W zależności od gustów i możliwości wątroby nie każdy będzie zazdrościł Montalbanowi zapiekanek z bakłażana, pomidorów i kaszkawału albo ziemniaczanego gató – nazwa, co zabawne, wzięła się od francuskiego gateau, czyli ciastka, choć jest to ciężka jak diabli zapiekanka z tłuczonych ziemniaków, jajek, mąki i kawałków wędliny. Ale to tylko szczegóły. Ważniejsza jest zasada, która mnie z komisarzem spokrewnia: kiedy je, nie rozmawia. Nawet jeśli zaprosił na obiad ważnego informatora, to w chwili, gdy jedzenie zjawia się na stole, zapada 20 minut namaszczonego milczenia. Przy całej „biesiadności” i wspólnotowej naturze posiłku w naszej kulturze ważne jest, by ocalić pośród zgiełku dnia mały kącik dla siebie. Zapewnia to medytacja, ale także jedzenie we wsobnym skupieniu. „Dziś pan je jakoś obojętnie” – zauważa pewnego dnia Calogero, karczmarz. „To prawda, kłębią mi się w głowie jakieś myśli” – mówi Montalbano. „Trzeba zapomnieć o myślach, kiedy się ma przed sobą okaz łaski Bożej taki jak te dwa labraksy” – odpowiada tamten.

Krem z groszku z langustynką z patelni, filet z soli z ­purée ziemniaczanym, lody z kawałkami bezy – kiedy piszę te słowa, 28 premierów Europy zasiada właśnie w Brukseli do kolacji u Donalda Tuska, czyli do targów o najważniejsze stołki w Unii. Cóż, nad takim bezpłciowym menu, rodem z sieciowej korpostołówki, tyle że z eleganckimi dodatkami, medytować się raczej nie da. Wielcy (umownie traktujmy ten przymiotnik) tego świata całą noc intensywnie rozmawiali, ale skutek z tego na razie był żaden. ©℗

 

Spośród sztandarowych dań Montalbana na taki upał najlepsza będzie caponata na zimno, czyli z grubsza rzecz biorąc bakłażany, cukinia, pomidory i cebule duszone osobno, a potem połączone razem z oliwkami i kaparami – pisałem o tym w marcu 2017 r., znajdziecie ją więc w archiwum (powszech.net/caponata). Kiedy zaś zrobi się zimniej, możemy przyrządzić jedną z najprostszych potraw pasterskiej ubogiej kuchni – pappanozza. Gotujemy w wodzie w równej ilości obrane i pokrojone w duże kawałki ziemniaki i pokrojone w ćwiartki cebule. Kiedy ziemniaki będą się już prawie rozsypywać, odcedzamy, przekładamy do dużej miski i widelcem pracowicie rozgniatamy to na gładką masę, którą solimy. Dodajemy w trakcie mieszania odrobinę octu winnego („zaledwie cień” – pisze Camilleri), potem oliwę, na koniec świeżo mielony pieprz. Należy to jeść gorące, żeby parzyło w usta. Za proste? Obiecuję wkrótce wrócić do was z przepisem na gató.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2019