Nowe pokolenie w Bundestagu

Niemiecki parlament po ostatnich wyborach jest młodszy, więcej w nim kobiet i osób z korzeniami imigranckimi. Czy przełoży się to na politykę?

22.11.2021

Czyta się kilka minut

W nowym rozdaniu Katrin Göring-Eckardt (z prawej) jest postrzegana jako kandydatka Zielonych na urząd prezydenta RFN. Annalena Baerbock (z lewej) może objąć MSZ. Bundestag, Berlin, 18 listopada 2021 r. / Florian Gaertner / Photothek / Getty Images
W nowym rozdaniu Katrin Göring-Eckardt (z prawej) jest postrzegana jako kandydatka Zielonych na urząd prezydenta RFN. Annalena Baerbock (z lewej) może objąć MSZ. Bundestag, Berlin, 18 listopada 2021 r. / Florian Gaertner / Photothek / Getty Images

Po prawie dwóch miesiącach od wrześniowego głosowania wszystko wskazuje na to, że negocjacje koalicyjne w Berlinie zmierzają ku szczęśliwemu końcowi.

Po raz pierwszy w historii Republiki Federalnej w skład nowej koalicji rządowej wejdą trzy frakcje parlamentarne. Kluczową rolę odgrywać będą w niej socjal- demokraci – to ich kandydat Olaf Scholz najpewniej zastąpi Angelę Merkel w fotelu kanclerza. Tym samym wyborcy wybrali zarazem i zmianę (bo po 16 latach władzę utraciła chadecja CDU/CSU), i kontynuację, bo w ostatnich latach SPD była partnerem koalicyjnym chadeków, a w ostatnim rządzie Merkel przyszły kanclerz pełnił funkcję ministra finansów i wicekanclerza. Wraz z socjaldemokratami rządzić będą Zieloni, skupieni na kwestiach klimatycznych, a także gospodarczy liberałowie z FDP.

W kontrze do Merkel

Negocjacje koalicyjne przebiegają w iście niemieckim stylu, a ich przewodnim hasłem jest „Ordnung”. Cały obszar polityki podzielono na 22 grupy tematyczne. Do każdej z nich partie przypisały swoich negocjatorów. Każda z grup na pięciu stronach formatu A4 opisała wspólną perspektywę działań przyszłego rządu w danym obszarze. Określono nawet rodzaj i wielkość czcionki oraz odstępy między wierszami.

Ten etap prac, w grupach, zakończył się terminowo w pierwszej połowie listopada. Następnie ścisłe kierownictwo trzech ugrupowań usiadło, aby dopracować szczegóły i podjąć pewnie najtrudniejszą część rozmów dotyczącą podziału resortów. Z nieoficjalnych przecieków wiadomo, że SPD dostanie typowe resorty socjalne i sprawy wewnętrzne, liberałowie obejmą finanse, natomiast Zieloni otrzymają m.in. Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz Ministerstwo Środowiska, mocno wzmocnione kompetencyjnie, które będzie też decydować o przebiegu transformacji energetycznej.

Ten etap zakończy się przedstawieniem umowy koalicyjnej (spodziewano się, że nastąpi to w tygodniu, gdy ten numer „Tygodnika” będzie w rękach czytelników), potem przegłosowaniem jej tekstu przez każdą z partii, a wreszcie powołaniem Olafa Scholza na urząd kanclerza. To ostatnie planowane jest na 6 grudnia.

W harmonijnie brzmiących komunikatach politycy SPD, Zielonych i FDP zapewniają, że stworzą rząd sprawny i zdeterminowany, aby podjąć największe – w ich oczach – wyzwania, takie jak dalsza transformacja energetyczna i związana z nią rewolucja w przemyśle, cyfryzacja usług publicznych oraz wzmocnienie programów socjalnych. Z wypowiedzi wciąż jeszcze niedoszłych koalicjantów przebija przede wszystkim pragnienie, aby zmienić sposób rządzenia: z pasywnego i reaktywnego, który do perfekcji opanowała Angela Merkel, na zdecydowanie aktywny.

Z kontekstem migracyjnym

To tyle, jeśli idzie o nowy rząd. Natomiast istotne zmiany widać już teraz – gdy przegląda się listy nowych posłów do Bundestagu. Blisko trzysta osób to parlamentarni nowicjusze, a 11 proc. składu izby (80 osób) ma korzenie imigranckie. Można powiedzieć, że w ten sposób niemiecka polityka staje się powoli odbiciem społeczeństwa: według Federalnego Urzędu Statystycznego prawie 22 mln z 83 mln mieszkańców Niemiec ma tzw. Migrationshintergrund (dosłownie: kontekst migracyjny), a 8 mln z nich miało podczas ostatnich wyborów do Bundestagu prawa wyborcze (to ok. 13 proc. wszystkich wyborców).

Ta różnorodność rzuca się w oczy, jeśli popatrzeć choćby na alfabetyczny spis nowych posłów i posłanek na stronie internetowej Bundestagu. Na liście są m.in. 35-letnia Sanae Abdi (urodzona w Maroku), 28-letni Adis Ahmetovic (urodzony już w Hanowerze, ale o bośniackich korzeniach) i 31-letnia Reem Alabali-Radovan (urodzona w Moskwie). Ta trójka dostała się z listy SPD.

Z kolei urodzona w Turcji 39-letnia Gökay Akbulut i jej rówieśnik, pochodzący z Jemenu 39-letni Ali Al-Dailami, zasiadają w parlamencie z ramienia Partii Lewicy. Natomiast 31-letni Muhanad Al-Halak, urodzony w Iraku, trafił do Bundestagu z listy liberałów.

Pierwszy dzień Muhanada

„Tygodnik Powszechny” umówił się z tym ostatnim na rozmowę. W przeciwieństwie do parlamentarnych wyjadaczy, z którymi umawianie wywiadów zawsze trwa długo i wymaga wytrwałości w kontaktach z pracownikami biur poselskich, Muhanad Al-Halak sam oddzwania na prośbę o rozmowę i szybko – już następnego dnia – znajduje wolny czas.

Rozmawiamy przez komunikator Zoom. Na ekranie pojawia się młody mężczyzna z perfekcyjnie przystrzyżonym zarostem i równie starannie ułożonymi krótkimi włosami. Spinki łączą mankiety śnieżnobiałej koszuli. Za sylwetką polityka widać tylko gołą białą ścianę. Zanim odpowie na pierwsze pytanie, krótko reguluje swój fotel. – Proszę wybaczyć, ale wczoraj wieczorem pierwszy raz przyszedłem do biura i muszę się tu dopiero urządzić – opowiada z szerokim uśmiechem, który będzie towarzyszył już całej rozmowie.

Miał 11 lat, gdy dotarł do Niemiec z Iraku, rządzonego jeszcze przez dyktatora Saddama Husajna. Był rok 2001. Wtedy nie znał ani słowa po niemiecku. Jego rodzice, nauczycielka i przedsiębiorca, czekając na decyzję w sprawie azylu, nie mogli podjąć żadnej pracy. 20 lat później ich syn zaczyna karierę w Bundestagu. – Oczywiście, że chcę być wzorem kogoś, kto się dobrze zintegrował – przekonuje w rozmowie.

Po ucieczce z Iraku do Niemiec wychowywał się w Grafenau. – To mój Heimat [niem. lokalna ojczyzna, ziemia ojczysta – red.] – tak mówi o tym ośmiotysięcznym idyllicznym miasteczku położonym w Bawarii. W jego niemieckim słychać zarówno wpływ dialektu bawarskiego, jak i akcent typowy dla osób pochodzących z krajów arabskich. – Zostałem bardzo serdecznie przyjęty przez lokalną społeczność – wspomina. – Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego dnia w szkole. To był dla mnie tak samo ważny i emocjonalny moment, jak teraz pierwszy dzień w Bundestagu.

We własnych rękach

Postępowanie w sprawie nadania jego rodzinie azylu zajęło wtedy rok. – Teraz to trwa czasami nawet trzy lata – ocenia z rozczarowaniem w głosie. – Przez to komuś mogą wpaść z nudów różne głupoty do głowy.

Dlatego migracja i integracja ludności napływowej to główne tematy, którymi Muhanad Al-Halak chce zajmować się w Bundestagu. Inne bliskie mu kwestie to edukacja zawodowa i wsparcie rzemiosła. 31-latek wyróżnia się bowiem nie tylko z powodu pochodzenia. Zanim zaangażował się w politykę, pracował w miejskiej oczyszczalni ścieków. – Mój poprzedni zawód to dla mnie powód do dumy. Większość osób w Bundestagu ma wyższe wykształcenie, ale większość Niemców już nie. Może mój sposób myślenia jest zupełnie inny od kogoś, kto studiował. I dzięki mieszance takich różnych perspektyw narodzi się coś dobrego – przekonuje.

Większość osób mających korzenie imigranckie tradycyjnie poniekąd trafia w szeregi socjaldemokratów lub Zielonych. Al-Halak tłumaczy, jak wstąpił do liberałów. – Częścią naszego programu jest obietnica awansu społecznego, który zależy tylko od własnych osiągnięć. Kolor skóry czy pochodzenie nie grają żadnej roli – przekonuje.

W 2016 r., w samym środku kryzysu migracyjnego, gdy ponad milion ludzi dotarło do Niemiec, aby tu aplikować o azyl, Al-Halak trafił na spotkanie FDP w swoim mieście. Wdał się w rozmowę z przewodniczącym partii Christianem Lindnerem. „Jesteś idealnym przykładem na udaną integrację. Czy jesteś już członkiem FDP?” – usłyszał. Odparł: „Od dziś już chyba tak”. Tak wspomina początek drogi, która zaprowadziła go do Bundestagu.

Choć w ostatnich latach FDP odeszła od neoliberalizmu w sprawach gospodarczych, wciąż jest w dużej mierze partią przedsiębiorców, „kowali własnego losu”, którzy do sukcesu potrzebują tylko siebie i jak najmniej interwencji państwa. Podatki – najlepiej jak najniższe. Także Al-Halak uważa, że nie powinno się ich podnosić, mimo nowych długów, jakie zaciągnął rząd Merkel, by uruchomić szczodre programy pomocowe na czas pandemii.

Jak połączyć to w umowie koalicyjnej z hasłami SPD i Zielonych, które w czasie kampanii głosiły, że trzeba podnieść podatki dla najbogatszej części społeczeństwa? O aktualnej politycznej kuchni Al-Halak nie mówi nic. Partie umówiły się, że informacje na temat negocjacji nie będą trafiać do mediów.

Sukces partyjnej młodzieży

Nie tylko liberałowie trzymają się tej umowy. – Jakie ministerstwa chce objąć SPD? Nie wiem! – odpowiada krótko 31-letnia Nadja Sthamer.

Również ona należy do grona parlamentarnych nowicjuszy. Pochodzi z Saksonii we wschodnich Niemczech, a wybrali ją wyborcy w Lipsku. Kobiety stanowią dziś 35 proc. Bundestagu, a na stronie internetowej Nadji Sthamer widnieje taki opis: socjalistka, feministka, kosmopolitka. – Nikogo nie powinno zostawiać się samego, to jest dewiza socjalizmu – tłumaczy Sthamer.

W działalność SPD, a dokładniej jej młodzieżówki Jusos (to skrót od Jung- sozialisten, młodzi socjaliści), zaangażowała się w trakcie studiów (studiowała politologię i religioznawstwo). Młodzieżówki odgrywają tradycyjnie dużą rolę w niemieckim systemie partyjnym. Jusos może pochwalić się niebagatelną liczbą 70 tys. członków. W ostatniej kampanii wyborczej byli skuteczni: w nowym Bundestagu zajmują aż 49 miejsc, czyli niemal jedną czwartą z wszystkich 206 mandatów, które wywalczyła SPD.

Członkowie Jusos pozycjonują się tradycyjnie bardziej na lewo od partii matki: żądają większych nakładów na programy socjalne, nierzadko postulują pacyfizm i prezentują bardzo liberalne podejście w kwestiach migracyjnych. Jednak Nadja Sthamer nie wygląda na radykalną lewaczkę. Po stroju nie daje po sobie poznać, że jest od blisko dwóch miesięcy posłanką. Na spotkanie z „Tygodnikiem” przychodzi w dżinsach, czerwonym swetrze i butach trekkingowych. – Dla mnie Jusos to przede wszystkim sieć ludzi, którzy mogą się wzajemnie wspierać, szczególnie w pierwszym okresie, gdy w Bundestagu wszystko jest nowe – opowiada.

Jeszcze więcej Europy

Jako matka dwójki małych dzieci, Nadja Sthamer chce przede wszystkim zaangażować się w poprawę polityki rodzinnej. Państwo niemieckie już dziś ma rozbudowany aparat narzędzi i środków wspierających rodzinę. Na każde dziecko rodzina otrzymuje przynajmniej 219 euro miesięcznie.

Nadja Sthamer chce jednak większego wsparcia dla biedniejszych rodzin. – Co piąte dziecko w landzie Saksonia żyje w ubóstwie – argumentuje. Jednym ze wspieranych przez nią pomysłów na tę kadencję jest wprowadzenie w Niemczech Karty Dziecka, która będzie umożliwiać wydanie do 30 euro na zajęcia dodatkowe, np. muzyczne lub sportowe.

Sthamer chce też zmienić regulacje prawne, aby związki nieformalne miały te same uprawnienia co małżeńskie. Ulgi podatkowe tylko dla małżeństw uważa za staroświeckie, tak samo jak fakt, że mimo możliwości zawierania małżeństw przez pary jednopłciowe formalnie żona matki dziecka wciąż musi je adoptować, by zostać prawnie uznana za drugiego rodzica.

W rozmowie z Nadją Sthamer szybko pojawia się temat Unii Europejskiej. – Uważam się za Europejkę. Chcę więcej Europy, a nie mniej – przekonuje. Przestrzeń dla dalszej integracji widzi głównie w sferze socjalnej. Twierdzi, że płace minimalne czy zasiłki dla bezrobotnych powinny być z czasem wyrównywane na poziomie unijnym.

Obecnie Sthamer widzi małe szanse na przyjęcie do Unii nowych państw. – Mamy wystarczająco dużo problemów wewnątrz Europy, np. z Polską – przekonuje. Co u posłanki SPD nie powinno dziwić, polski rząd ocenia zdecydowanie krytycznie: – Muszą być wspólne standardy i wartości, nie jesteśmy tylko wspólnotą gospodarczą. Z niepokojem patrzę na atak na praworządność i ograniczanie prawa kobiet do samostanowienia – mówi.

Gdy w rozmowie dochodzimy do kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, po raz pierwszy w głosie Nadji Sthamer słyszę emocje. – Dla tych ludzi trzeba coś zrobić. To są też rodziny z małymi dziećmi. Krótkoterminowo trzeba ich z lasów po prostu ewakuować. A długoterminowo – stworzyć mechanizm solidarnego podziału tych ludzi wewnątrz Unii, choć państwa takie jak Polska takie rozwiązanie blokują – przekonuje.

Zieloni blisko czerwonych

Nadja Sthamer nie ukrywa, że programowo blisko jej do Zielonych. Zresztą nie jest tajemnicą, że te dwie partie od dłuższego czasu dobrze się rozumieją, i że szczególnie łatwo wspólny język znajdują młodsi politycy z obu ugrupowań. Potwierdzenie tego słyszymy również w rozmowie z przedstawicielką Zielonych. – Bardzo dobrze współpracuje mi się z SPD – przyznaje Paula Piechotta, lekarka z kliniki uniwersyteckiej w Lipsku, która również po raz pierwszy dostała się do Bundestagu.

Podobnie jak jej koleżanka z SPD, 35-letnia Paula Piechotta na spotkanie z „Tygodnikiem” stawia się w partyjnych barwach. Łatwo ją rozpoznać nie tylko po zielonym płaszczu i szalu, ale też po rowerze, na którym przyjeżdża w umówione miejsce.

Wspomina, że na jej zaangażowanie w szeregach Zielonych wpłynęli rozpolitykowani rodzice. W czasach NRD studiowali teologię, co w tamtych czasach samo w sobie było już wyrazem co najmniej dystansu wobec komunistycznej ideologii oraz rządzącej w NRD dyktatury. Oboje utrzymywali bliskie kontakty ze środowiskami demokratycznej opozycji, a jak się okazało po otwarciu archiwów, ojciec Pauli był obserwowany przez Stasi, tajną policję NRD.

Po zjednoczeniu Niemiec wiele osób z dawnych NRD-owskich środowisk opozycyjnych trafiło do ruchów ekologicznych czy do partii Zielonych. Paula Piechotta kontynuuje więc niejako rodzinną tradycję. Również od niej staramy się wyciągnąć jakieś szczegóły na temat aktualnych negocjacji. – Jak pewnie pan wie, nie możemy na ten temat rozmawiać z prasą – ucina z uśmiechem. Ale nie robi tajemnicy z tego, że Zieloni nie zamierzają poddać się presji czasowej. – Jeśli będzie trzeba, będziemy negocjować dłużej – mówi z przekonaniem.

Idzie czwarta fala

Z informacji, które trafiają do niemieckich mediów, wynika, że to właśnie Zieloni są najostrzejszymi negocjatorami. Chcą wywalczyć dużo, także po to, aby złagodzić powyborczego kaca. Wprawdzie 14,8 proc. głosów to najlepszy wynik w historii tej partii, ale jeszcze w marcu tego roku sondaże dawały im ponad 25 proc. i nadzieję na zwycięstwo.

– Niektórzy mówią, że byliśmy zbyt mili. Na pewno musimy się jeszcze organizacyjnie poprawić na czas kampanii wyborczych – ocenia Piechotta. Dodaje krytycznie, że to już niemal tradycja, iż Niemcy chętnie deklarują pragnienie działań na rzecz klimatu, na rzecz odnawialnych źródeł energii oraz przyspieszenia odejścia od węgla i gazu, ale jak przychodzi dzień wyborczy, to wolą oddać głos na partie, które proponują w tym względzie bardziej zachowawczą politykę.

– Pochodzę ze wschodnich Niemiec i jestem córką pastora, ale to chyba jedyne podobieństwa do Angeli Merkel – uśmiecha się Paula Piechotta i nie ukrywa zadowolenia, że era tej kanclerz wreszcie się kończy. – Ona rozwiązała wiele dużych kryzysów, ale za jej rządów nagromadziło się mnóstwo problemów – uważa.

W Bundestagu chce zająć się służbą zdrowia. Planuje dwa razy w miesiącu pełnić dyżur w dotychczasowym miejscu pracy. – W ten sposób lekarze nie będą musieli pisać listów, tylko będą mieli bezpośredni dostęp do kogoś z polityki – przekonuje.

Jej doświadczenie ze świata medycznego sprawia, że dziś zajmuje ją tylko jeden temat – czwarta fala pandemii. Przechodzi ona przez Niemcy z wyjątkową siłą. Każdego dnia przybywa nawet po 50-60 tys. nowych infekcji i blisko 300 ofiar śmiertelnych. Paula Piechotta krytykuje rząd Merkel, który jej zdaniem nie przygotował społeczeństwa na potrzebę przyjęcia trzeciej dawki szczepionki.

Tymczasem przyszli koalicjanci w pewnym pośpiechu uzupełniają w tych dniach swój program w sferze dotyczącej zwalczania pandemii – czwarta fala rozwinęła się tak szybko, że wcześniejsze uzgodnienia w tej materii okazały się zwyczajnie niewystarczające. Media spekulują na temat możliwości wprowadzenia obowiązkowych szczepień dla pewnych grup zawodowych i obostrzeń wobec osób niezaszczepionych. Szczegóły zapewne poznamy w najbliższych dniach.

Z nadzieją na przełom

Podczas rozmów z parlamentarnymi nowicjuszami wyraźnie widać różnice – w szczególności między mocno socjalnymi programami SPD i Zielonych z jednej strony a oszczędnym w tej materii podejściem liberałów. Równocześnie cała trójka – Muhanad Al-Halak, Nadja Sthamer i Paula Piechotta – mówi o poczuciu odpowiedzialności. – Tak zdecydowali wyborcy – stwierdza Muhanad Al-Halak. – Chcemy realizować nasz program. Im więcej się uda przewalczyć, tym lepiej, ale oczywiście z części postulatów trzeba będzie zrezygnować. To czeka każdą z partii.

Rzecz charakterystyczna: w wypowiedziach każdego mojego rozmówcy wielokrotnie powtarza się słowo „Aufbruch”, oznaczające coś więcej niż „przełom”; to jakby „przełom” połączony z „przebudzeniem”. Czy to również reakcja na 16 lat ery Merkel? I czy te nadzieje jakiegoś przełomu, jakiejś nowej jakości się spełnią?

W każdym razie niemiecka polityka w najbliższych latach będzie zapewne znacznie bardziej różnorodna, odważniejsza, a już na pewno ciekawsza.©

Po prawie dwóch miesiącach od wrześniowego głosowania wszystko wskazuje na to, że negocjacje koalicyjne w Berlinie zmierzają ku szczęśliwemu końcowi.

Po raz pierwszy w historii Republiki Federalnej w skład nowej koalicji rządowej wejdą trzy frakcje parlamentarne. Kluczową rolę odgrywać będą w niej socjal- demokraci – to ich kandydat Olaf Scholz najpewniej zastąpi Angelę Merkel w fotelu kanclerza. Tym samym wyborcy wybrali zarazem i zmianę (bo po 16 latach władzę utraciła chadecja CDU/CSU), i kontynuację, bo w ostatnich latach SPD była partnerem koalicyjnym chadeków, a w ostatnim rządzie Merkel przyszły kanclerz pełnił funkcję ministra finansów i wicekanclerza. Wraz z socjaldemokratami rządzić będą Zieloni, skupieni na kwestiach klimatycznych, a także gospodarczy liberałowie z FDP.

W kontrze do Merkel

Negocjacje koalicyjne przebiegają w iście niemieckim stylu, a ich przewodnim hasłem jest „Ordnung”. Cały obszar polityki podzielono na 22 grupy tematyczne. Do każdej z nich partie przypisały swoich negocjatorów. Każda z grup na pięciu stronach formatu A4 opisała wspólną perspektywę działań przyszłego rządu w danym obszarze. Określono nawet rodzaj i wielkość czcionki oraz odstępy między wierszami.

Ten etap prac, w grupach, zakończył się terminowo w pierwszej połowie listopada. Następnie ścisłe kierownictwo trzech ugrupowań usiadło, aby dopracować szczegóły i podjąć pewnie najtrudniejszą część rozmów dotyczącą podziału resortów. Z nieoficjalnych przecieków wiadomo, że SPD dostanie typowe resorty socjalne i sprawy wewnętrzne, liberałowie obejmą finanse, natomiast Zieloni otrzymają m.in. Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz Ministerstwo Środowiska, mocno wzmocnione kompetencyjnie, które będzie też decydować o przebiegu transformacji energetycznej.

Ten etap zakończy się przedstawieniem umowy koalicyjnej (spodziewano się, że nastąpi to w tygodniu, gdy ten numer „Tygodnika” będzie w rękach czytelników), potem przegłosowaniem jej tekstu przez każdą z partii, a wreszcie powołaniem Olafa Scholza na urząd kanclerza. To ostatnie planowane jest na 6 grudnia.

W harmonijnie brzmiących komunikatach politycy SPD, Zielonych i FDP zapewniają, że stworzą rząd sprawny i zdeterminowany, aby podjąć największe – w ich oczach – wyzwania, takie jak dalsza transformacja energetyczna i związana z nią rewolucja w przemyśle, cyfryzacja usług publicznych oraz wzmocnienie programów socjalnych. Z wypowiedzi wciąż jeszcze niedoszłych koalicjantów przebija przede wszystkim pragnienie, aby zmienić sposób rządzenia: z pasywnego i reaktywnego, który do perfekcji opanowała Angela Merkel, na zdecydowanie aktywny.

Z kontekstem migracyjnym

To tyle, jeśli idzie o nowy rząd. Natomiast istotne zmiany widać już teraz – gdy przegląda się listy nowych posłów do Bundestagu. Blisko trzysta osób to parlamentarni nowicjusze, a 11 proc. składu izby (80 osób) ma korzenie imigranckie. Można powiedzieć, że w ten sposób niemiecka polityka staje się powoli odbiciem społeczeństwa: według Federalnego Urzędu Statystycznego prawie 22 mln z 83 mln mieszkańców Niemiec ma tzw. Migrationshintergrund (dosłownie: kontekst migracyjny), a 8 mln z nich miało podczas ostatnich wyborów do Bundestagu prawa wyborcze (to ok. 13 proc. wszystkich wyborców).

Ta różnorodność rzuca się w oczy, jeśli popatrzeć choćby na alfabetyczny spis nowych posłów i posłanek na stronie internetowej Bundestagu. Na liście są m.in. 35-letnia Sanae Abdi (urodzona w Maroku), 28-letni Adis Ahmetovic (urodzony już w Hanowerze, ale o bośniackich korzeniach) i 31-letnia Reem Alabali-Radovan (urodzona w Moskwie). Ta trójka dostała się z listy SPD.

Z kolei urodzona w Turcji 39-letnia Gökay Akbulut i jej rówieśnik, pochodzący z Jemenu 39-letni Ali Al-Dailami, zasiadają w parlamencie z ramienia Partii Lewicy. Natomiast 31-letni Muhanad Al-Halak, urodzony w Iraku, trafił do Bundestagu z listy liberałów.

Pierwszy dzień Muhanada

„Tygodnik Powszechny” umówił się z tym ostatnim na rozmowę. W przeciwieństwie do parlamentarnych wyjadaczy, z którymi umawianie wywiadów zawsze trwa długo i wymaga wytrwałości w kontaktach z pracownikami biur poselskich, Muhanad Al-Halak sam oddzwania na prośbę o rozmowę i szybko – już następnego dnia – znajduje wolny czas.

Rozmawiamy przez komunikator Zoom. Na ekranie pojawia się młody mężczyzna z perfekcyjnie przystrzyżonym zarostem i równie starannie ułożonymi krótkimi włosami. Spinki łączą mankiety śnieżnobiałej koszuli. Za sylwetką polityka widać tylko gołą białą ścianę. Zanim odpowie na pierwsze pytanie, krótko reguluje swój fotel. – Proszę wybaczyć, ale wczoraj wieczorem pierwszy raz przyszedłem do biura i muszę się tu dopiero urządzić – opowiada z szerokim uśmiechem, który będzie towarzyszył już całej rozmowie.

Miał 11 lat, gdy dotarł do Niemiec z Iraku, rządzonego jeszcze przez dyktatora Saddama Husajna. Był rok 2001. Wtedy nie znał ani słowa po niemiecku. Jego rodzice, nauczycielka i przedsiębiorca, czekając na decyzję w sprawie azylu, nie mogli podjąć żadnej pracy. 20 lat później ich syn zaczyna karierę w Bundestagu. – Oczywiście, że chcę być wzorem kogoś, kto się dobrze zintegrował – przekonuje w rozmowie.

Po ucieczce z Iraku do Niemiec wychowywał się w Grafenau. – To mój Heimat [niem. lokalna ojczyzna, ziemia ojczysta – red.] – tak mówi o tym ośmiotysięcznym idyllicznym miasteczku położonym w Bawarii. W jego niemieckim słychać zarówno wpływ dialektu bawarskiego, jak i akcent typowy dla osób pochodzących z krajów arabskich. – Zostałem bardzo serdecznie przyjęty przez lokalną społeczność – wspomina. – Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego dnia w szkole. To był dla mnie tak samo ważny i emocjonalny moment, jak teraz pierwszy dzień w Bundestagu.

We własnych rękach

Postępowanie w sprawie nadania jego rodzinie azylu zajęło wtedy rok. – Teraz to trwa czasami nawet trzy lata – ocenia z rozczarowaniem w głosie. – Przez to komuś mogą wpaść z nudów różne głupoty do głowy.

Dlatego migracja i integracja ludności napływowej to główne tematy, którymi Muhanad Al-Halak chce zajmować się w Bundestagu. Inne bliskie mu kwestie to edukacja zawodowa i wsparcie rzemiosła. 31-latek wyróżnia się bowiem nie tylko z powodu pochodzenia. Zanim zaangażował się w politykę, pracował w miejskiej oczyszczalni ścieków. – Mój poprzedni zawód to dla mnie powód do dumy. Większość osób w Bundestagu ma wyższe wykształcenie, ale większość Niemców już nie. Może mój sposób myślenia jest zupełnie inny od kogoś, kto studiował. I dzięki mieszance takich różnych perspektyw narodzi się coś dobrego – przekonuje.

Większość osób mających korzenie imigranckie tradycyjnie poniekąd trafia w szeregi socjaldemokratów lub Zielonych. Al-Halak tłumaczy, jak wstąpił do liberałów. – Częścią naszego programu jest obietnica awansu społecznego, który zależy tylko od własnych osiągnięć. Kolor skóry czy pochodzenie nie grają żadnej roli – przekonuje.

W 2016 r., w samym środku kryzysu migracyjnego, gdy ponad milion ludzi dotarło do Niemiec, aby tu aplikować o azyl, Al-Halak trafił na spotkanie FDP w swoim mieście. Wdał się w rozmowę z przewodniczącym partii Christianem Lindnerem. „Jesteś idealnym przykładem na udaną integrację. Czy jesteś już członkiem FDP?” – usłyszał. Odparł: „Od dziś już chyba tak”. Tak wspomina początek drogi, która zaprowadziła go do Bundestagu.

Choć w ostatnich latach FDP odeszła od neoliberalizmu w sprawach gospodarczych, wciąż jest w dużej mierze partią przedsiębiorców, „kowali własnego losu”, którzy do sukcesu potrzebują tylko siebie i jak najmniej interwencji państwa. Podatki – najlepiej jak najniższe. Także Al-Halak uważa, że nie powinno się ich podnosić, mimo nowych długów, jakie zaciągnął rząd Merkel, by uruchomić szczodre programy pomocowe na czas pandemii.

Jak połączyć to w umowie koalicyjnej z hasłami SPD i Zielonych, które w czasie kampanii głosiły, że trzeba podnieść podatki dla najbogatszej części społeczeństwa? O aktualnej politycznej kuchni Al-Halak nie mówi nic. Partie umówiły się, że informacje na temat negocjacji nie będą trafiać do mediów.

Sukces partyjnej młodzieży

Nie tylko liberałowie trzymają się tej umowy. – Jakie ministerstwa chce objąć SPD? Nie wiem! – odpowiada krótko 31-letnia Nadja Sthamer.

Również ona należy do grona parlamentarnych nowicjuszy. Pochodzi z Saksonii we wschodnich Niemczech, a wybrali ją wyborcy w Lipsku. Kobiety stanowią dziś 35 proc. Bundestagu, a na stronie internetowej Nadji Sthamer widnieje taki opis: socjalistka, feministka, kosmopolitka. – Nikogo nie powinno zostawiać się samego, to jest dewiza socjalizmu – tłumaczy Sthamer.

W działalność SPD, a dokładniej jej młodzieżówki Jusos (to skrót od Jung- sozialisten, młodzi socjaliści), zaangażowała się w trakcie studiów (studiowała politologię i religioznawstwo). Młodzieżówki odgrywają tradycyjnie dużą rolę w niemieckim systemie partyjnym. Jusos może pochwalić się niebagatelną liczbą 70 tys. członków. W ostatniej kampanii wyborczej byli skuteczni: w nowym Bundestagu zajmują aż 49 miejsc, czyli niemal jedną czwartą z wszystkich 206 mandatów, które wywalczyła SPD.

Członkowie Jusos pozycjonują się tradycyjnie bardziej na lewo od partii matki: żądają większych nakładów na programy socjalne, nierzadko postulują pacyfizm i prezentują bardzo liberalne podejście w kwestiach migracyjnych. Jednak Nadja Sthamer nie wygląda na radykalną lewaczkę. Po stroju nie daje po sobie poznać, że jest od blisko dwóch miesięcy posłanką. Na spotkanie z „Tygodnikiem” przychodzi w dżinsach, czerwonym swetrze i butach trekkingowych. – Dla mnie Jusos to przede wszystkim sieć ludzi, którzy mogą się wzajemnie wspierać, szczególnie w pierwszym okresie, gdy w Bundestagu wszystko jest nowe – opowiada.

Jeszcze więcej Europy

Jako matka dwójki małych dzieci, Nadja Sthamer chce przede wszystkim zaangażować się w poprawę polityki rodzinnej. Państwo niemieckie już dziś ma rozbudowany aparat narzędzi i środków wspierających rodzinę. Na każde dziecko rodzina otrzymuje przynajmniej 219 euro miesięcznie.

Nadja Sthamer chce jednak większego wsparcia dla biedniejszych rodzin. – Co piąte dziecko w landzie Saksonia żyje w ubóstwie – argumentuje. Jednym ze wspieranych przez nią pomysłów na tę kadencję jest wprowadzenie w Niemczech Karty Dziecka, która będzie umożliwiać wydanie do 30 euro na zajęcia dodatkowe, np. muzyczne lub sportowe.

Sthamer chce też zmienić regulacje prawne, aby związki nieformalne miały te same uprawnienia co małżeńskie. Ulgi podatkowe tylko dla małżeństw uważa za staroświeckie, tak samo jak fakt, że mimo możliwości zawierania małżeństw przez pary jednopłciowe formalnie żona matki dziecka wciąż musi je adoptować, by zostać prawnie uznana za drugiego rodzica.

W rozmowie z Nadją Sthamer szybko pojawia się temat Unii Europejskiej. – Uważam się za Europejkę. Chcę więcej Europy, a nie mniej – przekonuje. Przestrzeń dla dalszej integracji widzi głównie w sferze socjalnej. Twierdzi, że płace minimalne czy zasiłki dla bezrobotnych powinny być z czasem wyrównywane na poziomie unijnym.

Obecnie Sthamer widzi małe szanse na przyjęcie do Unii nowych państw. – Mamy wystarczająco dużo problemów wewnątrz Europy, np. z Polską – przekonuje. Co u posłanki SPD nie powinno dziwić, polski rząd ocenia zdecydowanie krytycznie: – Muszą być wspólne standardy i wartości, nie jesteśmy tylko wspólnotą gospodarczą. Z niepokojem patrzę na atak na praworządność i ograniczanie prawa kobiet do samostanowienia – mówi.

Gdy w rozmowie dochodzimy do kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, po raz pierwszy w głosie Nadji Sthamer słyszę emocje. – Dla tych ludzi trzeba coś zrobić. To są też rodziny z małymi dziećmi. Krótkoterminowo trzeba ich z lasów po prostu ewakuować. A długoterminowo – stworzyć mechanizm solidarnego podziału tych ludzi wewnątrz Unii, choć państwa takie jak Polska takie rozwiązanie blokują – przekonuje.

Zieloni blisko czerwonych

Nadja Sthamer nie ukrywa, że programowo blisko jej do Zielonych. Zresztą nie jest tajemnicą, że te dwie partie od dłuższego czasu dobrze się rozumieją, i że szczególnie łatwo wspólny język znajdują młodsi politycy z obu ugrupowań. Potwierdzenie tego słyszymy również w rozmowie z przedstawicielką Zielonych. – Bardzo dobrze współpracuje mi się z SPD – przyznaje Paula Piechotta, lekarka z kliniki uniwersyteckiej w Lipsku, która również po raz pierwszy dostała się do Bundestagu.

Podobnie jak jej koleżanka z SPD, 35-letnia Paula Piechotta na spotkanie z „Tygodnikiem” stawia się w partyjnych barwach. Łatwo ją rozpoznać nie tylko po zielonym płaszczu i szalu, ale też po rowerze, na którym przyjeżdża w umówione miejsce.

Wspomina, że na jej zaangażowanie w szeregach Zielonych wpłynęli rozpolitykowani rodzice. W czasach NRD studiowali teologię, co w tamtych czasach samo w sobie było już wyrazem co najmniej dystansu wobec komunistycznej ideologii oraz rządzącej w NRD dyktatury. Oboje utrzymywali bliskie kontakty ze środowiskami demokratycznej opozycji, a jak się okazało po otwarciu archiwów, ojciec Pauli był obserwowany przez Stasi, tajną policję NRD.

Po zjednoczeniu Niemiec wiele osób z dawnych NRD-owskich środowisk opozycyjnych trafiło do ruchów ekologicznych czy do partii Zielonych. Paula Piechotta kontynuuje więc niejako rodzinną tradycję. Również od niej staramy się wyciągnąć jakieś szczegóły na temat aktualnych negocjacji. – Jak pewnie pan wie, nie możemy na ten temat rozmawiać z prasą – ucina z uśmiechem. Ale nie robi tajemnicy z tego, że Zieloni nie zamierzają poddać się presji czasowej. – Jeśli będzie trzeba, będziemy negocjować dłużej – mówi z przekonaniem.

Idzie czwarta fala

Z informacji, które trafiają do niemieckich mediów, wynika, że to właśnie Zieloni są najostrzejszymi negocjatorami. Chcą wywalczyć dużo, także po to, aby złagodzić powyborczego kaca. Wprawdzie 14,8 proc. głosów to najlepszy wynik w historii tej partii, ale jeszcze w marcu tego roku sondaże dawały im ponad 25 proc. i nadzieję na zwycięstwo.

– Niektórzy mówią, że byliśmy zbyt mili. Na pewno musimy się jeszcze organizacyjnie poprawić na czas kampanii wyborczych – ocenia Piechotta. Dodaje krytycznie, że to już niemal tradycja, iż Niemcy chętnie deklarują pragnienie działań na rzecz klimatu, na rzecz odnawialnych źródeł energii oraz przyspieszenia odejścia od węgla i gazu, ale jak przychodzi dzień wyborczy, to wolą oddać głos na partie, które proponują w tym względzie bardziej zachowawczą politykę.

– Pochodzę ze wschodnich Niemiec i jestem córką pastora, ale to chyba jedyne podobieństwa do Angeli Merkel – uśmiecha się Paula Piechotta i nie ukrywa zadowolenia, że era tej kanclerz wreszcie się kończy. – Ona rozwiązała wiele dużych kryzysów, ale za jej rządów nagromadziło się mnóstwo problemów – uważa.

W Bundestagu chce zająć się służbą zdrowia. Planuje dwa razy w miesiącu pełnić dyżur w dotychczasowym miejscu pracy. – W ten sposób lekarze nie będą musieli pisać listów, tylko będą mieli bezpośredni dostęp do kogoś z polityki – przekonuje.

Jej doświadczenie ze świata medycznego sprawia, że dziś zajmuje ją tylko jeden temat – czwarta fala pandemii. Przechodzi ona przez Niemcy z wyjątkową siłą. Każdego dnia przybywa nawet po 50-60 tys. nowych infekcji i blisko 300 ofiar śmiertelnych. Paula Piechotta krytykuje rząd Merkel, który jej zdaniem nie przygotował społeczeństwa na potrzebę przyjęcia trzeciej dawki szczepionki.

Tymczasem przyszli koalicjanci w pewnym pośpiechu uzupełniają w tych dniach swój program w sferze dotyczącej zwalczania pandemii – czwarta fala rozwinęła się tak szybko, że wcześniejsze uzgodnienia w tej materii okazały się zwyczajnie niewystarczające. Media spekulują na temat możliwości wprowadzenia obowiązkowych szczepień dla pewnych grup zawodowych i obostrzeń wobec osób niezaszczepionych. Szczegóły zapewne poznamy w najbliższych dniach.

Z nadzieją na przełom

Podczas rozmów z parlamentarnymi nowicjuszami wyraźnie widać różnice – w szczególności między mocno socjalnymi programami SPD i Zielonych z jednej strony a oszczędnym w tej materii podejściem liberałów. Równocześnie cała trójka – Muhanad Al-Halak, Nadja Sthamer i Paula Piechotta – mówi o poczuciu odpowiedzialności. – Tak zdecydowali wyborcy – stwierdza Muhanad Al-Halak. – Chcemy realizować nasz program. Im więcej się uda przewalczyć, tym lepiej, ale oczywiście z części postulatów trzeba będzie zrezygnować. To czeka każdą z partii.

Rzecz charakterystyczna: w wypowiedziach każdego mojego rozmówcy wielokrotnie powtarza się słowo „Aufbruch”, oznaczające coś więcej niż „przełom”; to jakby „przełom” połączony z „przebudzeniem”. Czy to również reakcja na 16 lat ery Merkel? I czy te nadzieje jakiegoś przełomu, jakiejś nowej jakości się spełnią?

W każdym razie niemiecka polityka w najbliższych latach będzie zapewne znacznie bardziej różnorodna, odważniejsza, a już na pewno ciekawsza.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2021