Niezawodna mniejszość

Jeszcze długo nie opadnie kurz po kolejnym zawirowaniu wkoalicji, aspekulacjom, kiedy ioile zmniejszy się ztego powodu poparcie dla Prawa iSprawiedliwości, już nie widać końca. Wydaje się jednak, że rachuby wydają się iprzedwczesne, inietrafione.

18.07.2007

Czyta się kilka minut

Demokracja sondażowa rządzi się swoimi prawami, dlatego już we wtorek, 11 lipca, dzień po zdymisjonowaniu wicepremiera i ministra rolnictwa, przeprowadzono pierwsze sondaże. Z sondażu SMG/KRC przeprowadzonego dla "Faktów" TVN (próba była ogólnopolska i 820-osobowa) wynikało, że ewentualne wybory wygrałaby PO z wynikiem 27,6 proc., a PiS zdobyłoby 17,3 proc. poparcia. Sondaż OBOP dla "Dziennika" (próba: 912 osób) dawał PO trzydziestotrzyprocentowe zwycięstwo, PiS miałoby zdobyć 19 proc. głosów. Sondaż PBS DGA dla "Gazety Wyborczej": 31 proc. poparcia dla PO i 24 proc. dla PiS (próba: 1127 osób, badanie przeprowadzono przed ujawnieniem taśm z wykładem ks. Tadeusza Rydzyka i wyrzuceniem z rządu Andrzeja Leppera). Sondaż PGB: 31 proc. dla PO, 30 proc. dla PiS (próba: 1001 osób, sondaż przeprowadzany w dniach 4-8 lipca).

Z tego gąszczu danych widać, że może i poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości słabnie, ale nie aż tak drastycznie jak chociażby dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej po ujawnieniu afery Rywina i powołaniu komisji ujawniającej jej kulisy.

Nie inaczej było przy innych - pozornych, jak się okazało - "przewrotach kopernikańskich" na polskiej scenie politycznej. Przyspieszonych wyborów, które PiS miało przegrać z mniejszym lub większym kretesem, spodziewano się po zawarciu koalicji z nacjonalistyczną Ligą Polskich Rodzin oraz skompromitowaną Samoobroną, po ujawnieniu taśm Renaty Beger świadczących o kupowaniu stanowisk przez najważniejszego koalicjanta, po seks-aferze w Samoobronie... Gaf i błędów różnego kalibru nie brakowało, jednak zwolennicy PiS albo uważali, że poczynania wybranej przez nich partii błędami wcale nie są, albo że dla "sprawy", czyli reformy państwa, warto było je popełnić. Najwidoczniej w ich mniemaniu nie stało się nic, co uzasadniałoby zmianę preferencji wyborczych.

Tym bardziej Prosiaczka nie było...

Prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog, wylicza kilka przyczyn, dla których elektorat PiS jest tej partii tak wierny: - To osoby tradycyjne w swoich zapatrywaniach, z reguły gorzej wykształcone, pochodzące z małych miast i wsi (gdzie zresztą PiS powiększa wpływy kosztem Samoobrony). Wielu ma dotkliwe poczucie krzywdy wywołane skutkami wprowadzonych po 1989 r. zmian.

Według socjologów działa tu mechanizm relatywnej deprywacji - ludzie uważają, że nie otrzymują tego, co, jak mniemają, słusznie im się należy, bo na to zapracowali, za to cierpieli, bo "inni też mają"... Porównując swoją sytuację z tymi, którym się powiodło lepiej, czują się ofiarami, a nie beneficjentami transformacji polityczno-ekonomicznej. O tym, jak wyglądała ich sytuacja i perspektywy przed 1989 r., pamiętają rzadko. Tymczasem całe społeczeństwo - poza niewielkim marginesem - w ciągu ostatnich 18 lat awansowało cywilizacyjnie, choć nie wszyscy jednakowo wysoko.

Demokracja, a przede wszystkim mechanizmy gospodarki wolnorynkowej przeorały spłaszczoną strukturę społeczną PRL-u, wprowadzając poważne różnice między poszczególnymi grupami. Wielu z tych, którym powiodło się gorzej, odebrało to jako krzywdę, za którą ktoś musi być odpowiedzialny. Zaproponowana przez PiS interpretacja wydarzeń po 1989 r. trafiła im do przekonania: oni też wolą doszukiwać się układów i zmów, niż spróbować docenić minione osiemnastolecie czy znaleźć racjonalne przyczyny własnych niepowodzeń.

Prof. Leszek Balcerowicz w wywiadzie udzielonym kilka miesięcy temu "Gazecie Wyborczej" nie uważa, by kumulacja niezadowolenia społecznego, które wyniosło do władzy - i wciąż utrzymuje - taką formację jak PiS, wynikała z przeprowadzonych reform. Za sukcesem tej partii może stać m.in. kilka głośnych skandali politycznych, które PiS przedstawiało jako dowód korupcji zżerającej państwo. Wierny elektorat PiS-u tak to właśnie odbiera: III RP była pasmem klęsk i nieszczęść, czas to zmienić.

- A walka z układem i patologiami nie będzie miała końca - prorokuje prof. Wnuk-Lipiński. - To jak z Kubusiem Puchatkiem: im bardziej zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było... Im silniej walczy się z układem, tym trudniej go znaleźć, ale bezskuteczność poszukiwań nie zabija retoryki - pozostanie aktualna dopóty, dopóki będzie na nią zapotrzebowanie. Ktoś jest przecież za to odpowiedzialny...!

Wszystko dla sprawy

W gronie wiernego elektoratu PiS są i tacy, którzy nie widzą III RP tylko w czarnych barwach. Daleko im jednak do zadowolenia - najchętniej powiedzieliby "dość" transformacji rozpoczętej przez pierwszego liberała III RP - prof. Balcerowicza. Na kolejne rządy liberałów (uchodzą za nich - to też w dużej mierze zasługa PiS-u - politycy PO) nie mają już zdrowia.

Marzy się ludziom porządek, choć każdemu chyba nieco inny... Dla niektórych byłyby to rządy "silnej ręki" czy wręcz zawieszenie demokratycznych norm i procedur, gdyby okoliczności tego wymagały, a przywódca okazał się dostatecznie wyrazisty. W latach 90. interpretowano to jako "sieroctwo" po PRL-u; PiS potrafiło rozproszony dotąd "sierocy" elektorat zjednoczyć i przekonać do siebie. Nic też nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie marzenie o "prawdziwym porządku" miało wyparować z ludzkich głów. A obserwując sposób działania premiera wyborcy mogą domniemywać, że najskuteczniejszą formą rządów byłoby "demokratyczne jedynowładztwo", jeśli takie w ogóle jest do pomyślenia.

Statystyki systematycznie zmniejszającej się w Polsce przestępczości nie mają dla elektoratu PiS znaczenia. I tak nie czują się bezpiecznie, nawet jeśli ani oni, ani nikt z ich otoczenia nie stał się ofiarą przestępstwa (brak poczucia bezpieczeństwa w sporej mierze wynika z niskiego poziomu zaufania społecznego). Są też przekonani, że polskim życiem rządzą patologie: korupcja, nepotyzm, polityczne gry, na czym cierpią przede wszystkim najsłabsi. Stąd, mimo zastrzeżeń i protestów niektórych środowisk prawniczych, nowy projekt kodeksu karnego i ogólnie kurs na zaostrzenie prawa (łącznie z chęcią przywrócenia kary śmierci, mimo odmiennego stanowiska w tej mierze Kościoła i nauczania Jana Pawła II) zyskały ich głęboką akceptację.

Haseł odnowy moralnej, które przyniosły Prawu i Sprawiedliwości zwycięstwo wyborcze, nie zdyskredytowało nawet zawarcie koalicji z LPR i Samoobroną.

- Wyborcy PiS-u myślą tak, jak przywódcy tej partii - tłumaczy prof. Wnuk-Lipiński. - Ocenie moralnej poddajemy tylko cel, a nie środki do niego prowadzące. Jeśli szczytny cel można osiągnąć za cenę oddania Ministerstwa Edukacji Narodowej Romanowi Giertychowi, a teki wicepremiera Samoobronie - należy to zrobić.

Doktryna celu uświęcającego środki wprowadziła do głównego nurtu politycznego kraju ugrupowania o skrajnych poglądach, które do tej pory znajdowały się na jego peryferiach. Nie łudźmy się jednak, że taki manewr je ucywilizuje. Także w polityce działa kopernikańska zasada wypierania dobrego pieniądza przez gorszy - w efekcie, jak twierdzi prof. Wnuk-Lipiński, obecność skrajnych partii w koalicji zaczyna być normą sukcesu. A pozory ucywilizowania partie te szybko odrzucą, jeśli tylko znów znajdą się na peryferiach polityki.

Na razie wicepremier polskiego rządu mógł bezkarnie powiedzieć, że stawi się w sądzie "o ile Bóg pozwoli", wyraźnie dając do zrozumienia, że obowiązują go inne reguły niż resztę obywateli. Takie postępowanie zdaje się przekształcać w normę, legitymizując szalbierstwo na niższych poziomach struktury państwa i społeczeństwa.

Milcząca większość

Kiedy we wrześniu 2006 r. ujawniono taśmy Renaty Beger, do PiS-u zapisywało się 30 osób dziennie. "Partiom pnącym się w górę i eksponującym siłę zawsze przybywa zwolenników - tłumaczyła to zjawisko w wywiadzie dla "Tygodnika" prof. Krystyna Skarżyńska, psycholog społeczny. - Badania prowadzone w latach 90. pokazują, że gdy partia wygrywa wybory i ma popularnych liderów, zapisują się do niej przede wszystkim ludzie motywowani chęcią zyskania sławy i zrobienia czegoś dla siebie".

A co z tymi, którzy nijak się nie odnajdują ani w szeregach, ani w programie PiS-u? Jest ich wcale niemało: to wszyscy ci, którzy nie zagłosowali podczas wyborów w 2005 r., a i teraz niespecjalnie się polityką interesują, uważając, że oni "z czymś takim" nie chcą mieć nic wspólnego. "Milczącej większości" dotychczasowe, wydawało się, przełomowe skandale nie zmobilizowały: albo wycofuje się w życie prywatne, albo wyjeżdża za granicę. Zostaje "zmobilizowana mniejszość", która wybrała PiS w 2005 r. - mniejszość, bo partię wybrało 27 proc. głosujących przy 35-procentowej frekwencji wyborczej.

Jeśli ktoś ma apetyt na zmianę, powinien wiązać nadzieje z boomem edukacyjnym - ważnym źródłem poparcia dla obecnie rządzących Polską są przecież osoby gorzej wykształcone. Tu jednak do zmiany nie dojdzie ani za rok, ani za dwa. Czy równie długo przyjdzie nam czekać na poważny program polityczny ze strony konkurentów PiS? Dotychczasowa negacja to za mało, potrzebny jest namysł nad tym, co należy zrobić. Może wtedy "milcząca większość" nie odda kolejny raz rządów w Polsce walkowerem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2007