"Niestety, nie mogę się podpisać"

Który z listów do redakcji opublikowanych w 1928 roku w Głosie Prawdy jest debiutem gimnazjalisty Czesława Miłosza? Powiedzmy od razu: żaden nie został podpisany jego nazwiskiem. Możemy jedynie snuć domniemania, przeprowadzając małe historyczno-literackie śledztwo...

20.02.2005

Czyta się kilka minut

Klasa maturalna Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie /
Klasa maturalna Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie /

“Dla mnie, ucznia gimnazjum - wspominał Miłosz - ważna była Biblioteka imienia Tomasza Zana, założona w latach 20. i pomyślana jako pomoc szkolna, co znaczy, że przychodziła tam młodzież, żeby czytać (nie wypożyczać do domu) książki i periodyki. (...) Zachowałem pamięć wieczorów u Tomasza Zana, między innymi lektur dodatku literackiego do warszawskiej gazety »Głos Prawdy«. Redagował go Juliusz Kaden-Bandrowski, który z cierpliwością i powagą prowadził go jako szkółkę literacką dla młodych. Tam to - chyba rok 1927 albo 1928 - trafiłem po raz pierwszy na wiersz Józefa Czechowicza i zapamiętałem. Tam też ukazał się jakiś mój list do redakcji, pierwszy mój tekst drukowany" (“Abecadło", hasło: “Zan, Tomasz").

Światy nowe się rodzą

“Głos Prawdy. Organ Radykalizmu Polskiego. Tygodnik" był niedzielnym dodatkiem do piłsudczykowskiej z ducha gazety “Głos Prawdy" i ukazywał się w latach 1926-29. Dominowała tematyka polityczna i kulturalna, wśród autorów znaleźli się m.in. Rafał Marceli Blüth, Emil Breiter, Tadeusz Breza, Józef Czapski (“brak prostoty, styl sztuczny i przeładowany wydają mi się bardzo rozpowszechnione wśród piszących teraz w Polsce") i jego siostra Maria, Paweł Hulka-Laskowski, Wacław Lipiński, Adam Uziębło...

Od grudnia 1927 dział kulturalny wyodrębniono pod nazwą “Głos Prawdy Literacki", a jego redaktorem został Juliusz Kaden-Bandrowski, który drukuje recenzje, polemiki, wiersze, nowele i fragmenty powieści. Na łamach pojawiają się nowe nazwiska: Bąk, Czechowicz, Flukowski, Fryde, Słobodnik... Początkujący poeci nadsyłają wiersze, które redakcja kwituje krótkimi notami (np. w marcu 1928: “Julian Przyboś, Cieszyn: Ależ nie otrzymaliśmy!!!"), zazwyczaj oczywiście odmawiając publikacji.

Listy od czytelników trafiały się bardzo rzadko. Powiedzmy od razu: żaden z nich nie jest podpisany “Czesław Miłosz". Czasem autorzy jawnie korzystają z pseudonimów, czasem podpisują się - ale nie mamy pewności, czy podają prawdziwe nazwisko. Możemy jedynie domniemywać, przeprowadzając małe historyczno-literackie śledztwo. Piszącemu te słowa udało się odnaleźć pięć listów, wśród których kryje się zapewne “pierwszy tekst drukowany" przyszłego autora “Ocalenia" i “Ziemi Ulro".

W numerze z 1 stycznia 1928 r. wydrukowano “Głos Czytelnika" (redakcja zaznacza, że nie zgadza się z jego tezami), podpisującego się jako “Stanisław Brzozowski - Wilno". Jest oczywiście możliwa zbieżność nazwisk z autorem “Legendy Młodej Polski", jednak nie zaznaczenie jej w żaden sposób wydaje się mało prawdopodobne i pozwala podejrzewać, iż mamy do czynienia z pseudonimem. Także wskazanie Wilna budzi pewne nadzieje... “Brzozowski" zastanawia się nad przyczynami upadku czytelnictwa w Polsce i wskazuje, że od wysokich cen czy innych bolączek rynku zdecydowanie ważniejszy jest “brak interesującej książki": “nie dlatego, żeby się w czytelniku dzisiejszym stępiła wrażliwość na piękno, nudzą nas gargantuostwo »Pana Tadeusza« lub soldateska »Pana Wołodyjowskiego«, lecz że na skutek odmiany warunków społecznych i etycznych chcemy wejść w krąg nowych, najnowszych zainteresowań i problemów. Nie chcemy wciąż oglądać swego życia (fałszowanego) na podwórku źle zagospodarowanego folwarku szlacheckiego, myśleć kategoriami geograficznie ograniczonymi, mamy dość magów i proroków, do diabła z ich prestidigitatorstwem. Panowie autorzy! Na świecie już dawno szaleje burza, światy padają, światy nowe się rodzą. I u nas, i u nas też wykuwa się nowa rzeczywistość, nieszlachecka, polska lecz i europejska. Przesuńcie oczy z tyłu wprzód. Nadstawcie uszu. Niech zabiją nam serca. My czytelnicy czekamy na was: Tuwimie, Słonimski, Strugu i Kadenie-Bandrowski".

Tyrada brzmi dojrzale i w gruncie rzeczy bardzo po miłoszowsku, łącznie z jego wielokrotnie wspominanym poczuciem odłączenia od tradycyjnego szlacheckiego środowiska. Czy jednak 17-letni Miłosz mógł za pseudonim obrać sobie nazwisko Stanisława Brzozowskiego? Mniejsze nawet znaczenie ma fakt, że zamiast Tuwima spodziewalibyśmy się raczej Iwaszkiewicza.

Przyszły poeta jest wtedy w siódmej klasie wileńskiego Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta i kończy wydobywać się z głębokiego światopoglądowego kryzysu, owocującego kiepskimi ocenami i trudnościami w zaakceptowaniu norm szkolnego życia (“awanturnik, biorący udział w burdach na korytarzu i w klasie" - wpisano mu do dzienniczka, grożąc nawet relegowaniem ze szkoły). Najprawdopodobniej nie należy jeszcze do studencko-uczniowskiej organizacji “Pet", bo - jak wspomina - trafił tam na krótko przed maturą, a więc zapewne już w roku szkolnym 1928/29, a to właśnie starszy przyjaciel z “Pet-u" Stanisław Stomma mógł pod względem lekturowym inspirować Miłosza. Pierwsza zachowana wypowiedź poety na temat autora “Sam wśród ludzi" jest znacznie późniejsza - w liście do Iwaszkiewicza z 1931 roku pisze, iż “dni kształtują się według ilości przeczytanych stronic Brzozowskiego, który mnie teraz nastraja heroicznie i bardzo zapładnia". Nie są to jednak argumenty przesądzające.

Nie chcemy być nekrologami

W połowie stycznia 1928 roku Kaden ogłasza artykuł “Literacki kościół wojujący", w którym - na tle szerszej analizy bolączek życia literackiego i wynikającej z nich kiepskiej kondycji polskiej poezji i prozy współczesnej - wskazuje zasadniczą wadę studiów polonistycznych. Przyszłym szkolnym polonistom wlewa się mianowicie do głów mnóstwo informacji z epok dawno minionych, zupełnie zaś nie przekazuje wiedzy na temat tego, co w pisarskiej rzeczywistości dzieje się dziś. Nauczyciele tacy trafiają do gimnazjów i nie są w stanie nawiązać kontaktu z uczniami, spragnionymi dyskusji o literaturze nowej, dotykającej znanego im świata. Miast poprzez dzieła dzisiejsze prowadzić uczniów do poznania tradycji, przekazują im schematyczną wiedzę z historii literatury, odstręczając skutecznie od książek. Co gorsza, poloniści nie potrafią nauczyć uczniów samodzielnego myślenia i ciekawego stylu pisania, gdyż sami tych umiejętności nie posiedli - uniwersytet wtłoczył im jedynie pewne schematy rozumienia i interpretacji, nie zostawiając miejsca na twórczą lekturę.

Sposobem zaradzenia temu winno być powołanie na uniwersytetach katedr literatury współczesnej, gdzie poloniści będą musieli uczyć się “objawu literatury nie tylko na trupach przeszłości, lecz na żyjącym organizmie współczesności", a jednocześnie dbać o praktykę - tj. umiejętności pisarskie. “Polonista, który sam będzie umiał czytać to, co żyje we współczesnym życiu, który będzie umiał pisać to, co się myśli i czuje, wychowa pokolenie, ceniące język ojczysty tak, jak się kocha i ceni kraj ojczysty" - konkluduje Kaden.

Wszystkie te uwagi musiały oczywiście wzbudzić żywe zainteresowanie uczniów. W numerze z 12 lutego pisze jeden z nich: “nasi »poloniści« to mamuty przedpotopowe. Dość tego! Nie wolno nam wbijać w głowę, że literaci i literatura to tylko Rej, Kochanowski, Mickiewicz i Sienkiewicz. (...) Jest przecież okropne - mleć ciągle tego »Pana Tadeusza« i dziecinną »Trylogię«. (...) Taki profesor »polskiego« nie wie, kto to był Przybyszewski, nie czytał ani pół linijki Staffa, ale zna za to na pamięć »Pieśń o sobótce«". Dalej autor listu podnosi wyższość Żeromskiego nad Sienkiewiczem, a także opowiada, że napisawszy raz wypracowanie stylistycznie oryginalne został za to surowo skarcony, więc odtąd, by nie mieć kłopotów, odpisuje zadania “z zeszytu mego ojca (wtedy były te same tematy)". Wreszcie zapowiada przyszłe młodych zwycięstwo: “Powstaniemy na nagłówkach powieści, w wystawach sklepowych, w żywym słowie! Niestety, nie mogę się podpisać. Więc tylko Ż-a".

Czy “Ż-a" to Miłosz? Niechęć do Sienkiewicza, perypetie z polonistą (podobne do przygód młodego Miłosza, któremu nauczycielka poprawiała “styl telegraficzny") oraz gwałtowność wypowiedzi przemawiałyby na korzyść tej odpowiedzi. Z drugiej jednak strony Przybyszewski, Kasprowicz czy Żeromski to nazwiska, o których autor “The History of Polish Literature" nigdy później nie będzie wyrażał się pochlebnie, zachowany zeszyt ojca i odpisywanie zeń jest mało prawdopodobne (Artur Miłosz pobierał nauki w rosyjskim jeszcze gimnazjum), wreszcie - klasę Miłosza uczyły kolejne polonistki, a nie poloniści.

Numer z 4 marca przynosi “głos ucznia" podpisującego się “A. L-cz": “Musimy wywalczać wiedzę jak ci z »Syzyfowych prac«. Błąkać się, dorozumiewać się z artykułów w pismach, zdobywać z trudem najprostsze zasady. I dobrniemy sami". On również wskazuje na założoną szablonowość wypracowań i ubolewa nad tym, że literatura (nawet nie współczesna, ale Mickiewicz czy Słowacki) jest dla polonistów tylko łamigłówką, źródłem pytań w rodzaju “jaki jest stosunek Mirzy do Czatyrdahu"? Mógłby tak naturalnie sądzić Miłosz, czy jednak mieszkaniec małego Wilna napisałby “w naszym gimnazjum, państwowym gimnazjum w jednym z największych miast Polski", zaś o uczącej grafomanii szkole “na Kresach" dowiadywałby się “od kolegów"?

Trzy tygodnie później wypowiada się “Simplex": “Czy po to żyjemy w XX wieku, by całymi latami uczyć się wciąż i wciąż literatury zamierzchłych stuleci, pozbawionej już dawno sensu i aktualności, a nie wiedzieć, co się obecnie dzieje pod nosem? Żądamy rzeczywistości i odmiany! Pora już skończyć ze scholastyką. Nie chcemy być nekrologami, dość nam tego dobra. Dajcie nam więcej światła, bo chorujemy na suchoty od szarzyzny lektur ŕ la »Kronika« Kadłubka czy »Wojna Chocimska«". Właściwie w liście tym nie pojawiają się szczegóły, które uniemożliwiałyby przypisanie go autorowi “To" (jedynie wzmianka o wykładzie polonisty - ale nie jest wprost powiedziane, że uczył on autora). Czy jednak Miłosz podpisywałby się “Prostaczek"?

Jako ostatni (8 kwietnia) głos zabiera “Ludwik Freta" (trudno orzec, czy w tym przypadku mamy do czynienia z prawdziwym nazwiskiem czy pseudonimem), większość listu poświęcający kwestii bryków, którymi uczniowie zastępują lektury, dostrzegając związek między popytem na nie, a nieinteresującym dla uczniów programem nauczania: “Zamiast klepania »Odprawy posłów [greckich]« - dajcie im dramat Przybyszewskiego! A ręczę, że nie będą potrzebowali doń bryków, choć jest zapewne cięższy od »Odprawy«. Dajcie nam współczesność, a nie będziemy was oszukiwali brykami! - oto hasło młodzieży walczącej. Niech żyje Literacki Kościół Wojujący!".

Sporo uwagi poświęconej brykom i pozytywnie przywoływany Przybyszewski nie kojarzą się nam z Miłoszem, ale w gruncie rzeczy istotniejsza jest kwestia podpisu. Wydaje się bowiem, że gimnazjalista z prowincjonalnego Wilna, publikujący po raz pierwszy w życiu i to w dodatku w stołecznej gazecie, jeśli ukrywałby się za pseudonimem, to jedynie po części, mrugając okiem i dając do zrozumienia, że naprawdę nazywa się inaczej. “Ludwik Freta" takiej możliwości nie daje...

***

A więc: “Stanisław Brzozowski", “Ż-a", “Adam L-cz", “Simplex" czy “Ludwik Freta"?

Próbując 17-letniemu Miłoszowi przypisać jakieś wypowiedzi, w nieunikniony sposób rzutujemy wstecz naszą wiedzę na temat jego późniejszych literackich czy ideowych wyborów. Tymczasem w siódmej klasie gimnazjum mógł on jeszcze np. entuzjazmować się Tuwimem, mniej ceniąc Iwaszkiewicza. Po drugie zaś, uczeń chcąc uniknąć szkolnego konfliktu mógł świadomie zacierać ślady, np. umieszczając siebie “w jednym z największych miast Polski".

Listy z “Głosu Prawdy" nie dostarczają wystarczającej ilości przesłanek, by jednoznacznie rozwiązać tę zagadkę. Pozostaje intuicja. Piszącemu te słowa najbardziej prawdopodobne wydają się dwie możliwości: “Brzozowski" i “Simplex". Niewątpliwie ciekawszym rozwiązaniem byłby “Stanisław Brzozowski - Wilno"...

Może wśród Czytelników “TP" znajdzie się ktoś, kto potrafi znaleźć jednoznaczną odpowiedź? Jeśli nie, pozostawmy ten zbiór wypowiedzi jako małą glosę do naszej wiedzy o międzywojennym Dwudziestoleciu, o ówczesnym stanie szkolnictwa i świadomości uczniów (kilka lat później niedościgle sportretowanych w “Ferdydurke"), wreszcie o przyczynach, dla których Miłosz tak szybko porzucił studia polonistyczne. Najmłodsi zaś czytelnicy, którym autor “Doliny Issy" jawi się zapewne jako zmarmurzały klasyk, mogą się przekonać, że jego młodzieńcze rozterki bywały bliskie ich dzisiejszym problemom...

Andrzej Franaszek (ur. 1971) jest krytykiem literackim, redaktorem “TP", członkiem jury Nagrody Literackiej Nike. Dla Wydawnictwa Znak przygotowuje biografię Czesława Miłosza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1971 r. Krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, sekretarz Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Miłosz. Biografia” (Wydawnictwo Znak,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2005