Niepokój i protest

Wojciech Kaczmarczyk

Szanowny Panie Redaktorze!

Oczywiście! Pragnę wyrazić swoją solidarność z Księdzem Adamem Bonieckim i inicjatywą skierowania do Prowincjała OO. Marianów listu otwartego w tej bulwersującej sprawie nakazu milczenia nałożonego na Księdza Adama. Swój niepokój i protest wyraziłem osobistym listem (jego treść poniżej) skierowanym do przełożonego już w dniu, w którym informacja została upubliczniona. Pozostają wątpliwości czy rzecz całą widzieć w indywidualnej perspektywie zakazu nałożonego na duchownego, który - może jak Ksiądz Tischner - nie wahał się chodzić po manowcach, aby tym łatwiej docierać do tych, którzy nie znajdują odpowiedzi na trudne pytania, czy też być może w szerszej perspektywie instytucjonalnego defektu polskiego Kościoła. Przypominam sobie jedną z lektur tegorocznych wakacji - zapis korespondencyjnych rozmów Krzysztofa Dorosza i Stanisława Obirka pomieszczonych w książce "Między wiarą, a kościołem". Lektura pasjonująca, skrząca się od erudycyjnych odniesień. Porusza wiele wątków, z których najważniejsze to relacje między doktryną i władzą, instytucjonalizacja religii, która prowadzi do zamknięcia doświadczenia religijnego w ciasnym gorsecie formuł. Jak choćby w przypadku chalcedońskiej doktryny chrystologicznej, która za pomocą zaledwie kilku symboliczno-metaforycznych intuicji określiła bosko-ludzką naturę Chrystusa i nadała impet teologicznym, poetyckim czy ikonograficznym rozważaniom trwającym przez wieki. Od wieków jednak - być może jak chce Krzysztof Dorosz od czasów czternastowiecznego papieża Bonifacego VIII - dominuje, zwłaszcza w kościele rzymskim, dogmatomachia, która instytucjonalizuje, a więc ubiera w kształt reguł i sankcji wszelkie twierdzenia doktrynalne próbując tym samym z krajobrazu życia chrześcijan usuwać twórcze wątpliwości, prowadząc ich do nieba jedynie słuszną drogą. Chciałoby się rzec, drogą niesławnej deklaracji "Dominus Iesus". Podobają mi się w tym kontekście przywoływane przez Krzysztofa Dorosza intuicje Karla Bartha o przedostateczności wszelkich sądów o Bogu. W ten sposób docieranie do Prawdy staje się drogą, na której wciąż odkrywamy nowe miasta, docieramy do nieznanych wcześniej zakątków. Ale i te, które wydawały się nam "schodzone" wzdłuż i wszerz i o każdej porze roku, tudzież dnia i nocy, za którymś razem porażają niewysłowionym pięknem, kształtem iluminacji, widziane w nowej perspektywie, innym świetle, jak wieże Notre Dame odkrywane przez mnie za każdym razem na nowow zmieniających się refleksach słońca świecącego w Paryżu wieczorem znad Atlantyku. Skoro "trwanie chrześcijańskiej społeczności opiera się na posłusznym przyjęciu zasad chrześcijańskiej wiary, propagowanie jej i podtrzymywanie w uproszczonej, literalnej i coraz bardziej sztywnej formie staje się racją bytu Kościoła - instytucji. Instytucja religijna definiuje strukturę bodźców i ograniczeń określających przestrzeń działania jednostek. I o to przecież właśnie w tej grze chodzi. O stworzenie uniwersum zależnego od zhierarchizowanej władzy, która domaga się upatrywać swoich źródeł w sankcji boskiej. I konstantyńska struktura władzy, i rzymskie, prawnicze podejście do regulowania stosunków społecznych, i feudalna obrzędowość, i przednowoczesny sposób argumentowania dostrzegany choćby w mającej stempel Magisterium egzegezie biblijnej zostają zaprzęgniętena usługi instytucji oraz jej reguł i z wykorzystaniem dostępnych sankcji wyznaczają katechizm tego w co chrześcijanin powinien wierzyć. Czy może być inaczej? Wydaje się, że wielu współwyznawców wymaga istnienia takiej instytucji dla uzyskania choćby strumienia światła rozjaśniającego mroki religijnej nieświadomości potwierdzanej nie tylko w pobieżnym oglądzie rzeczywistości lokalnych parafii,ale także widocznej w badaniach stanu religijności. Nieświadomemu tego w co wierzy tłumowi - określenie wzięte z Le Bona - trudno zaproponować drogę dochodzenia do prawdy o Bogu inną niż ujętą w zinstytucjonalizowane karby. Inna rzecz, że ta droga może też okazać się zawodna. Skutkiem tak postrzeganej instytucjonalizacji religii jest skostnienie doktryny, blokowanie debaty w obrębie instytucji prowadzącej do rozwoju dogmatów, zamykanie ust niewygodnym teologom np. poprzez odbieranie misji do nauczania na uniwersytetach wyznaniowych i w konsekwencji także topnienie szeregów wyznawców. Ryzyko przekraczania ram instytucjonalnych Obirek poczuł poniekądna własnej skórze podejmując przecież brzemienną w skutkach decyzję o wystąpieniu z zakonu i odejściu od kapłaństwa. Sankcje - jakie omal nie spadły niedawno na Księdza Wacława Hryniewicza za krytykę watykańskiej omnipotencji myśli - to wyraz tej samej relacji ryzyka, w jakiej znajdują się wyznawcy kościoła rzymskiego przecierający szlaki na manowcach wiary i instytucji. Interesujące wydaje się natomiast w perspektywie socjologicznej pytanie czy instytucja religijna jest dziś jeszcze gwarantem swoistego ładu społecznego w obrębie swojego uniwersum. Można powiedzieć, że właśnie stara się być formułując ścisłe reguły doktryny, w które wszyscy, bez zasiewania ziaren wątpliwości, mają wierzyć i konstruując system sankcji dla tych, którzy ryzykują myślenie w poprzek instytucji. Jednak taka instytucja, która wyklucza ze swych szeregów myślących "nieprawomyślnie", wbrew Magisterium zamyka się, kostnieje właśnie i w ten sposób zaczyna się kurczyć, zanikać. Ogranicza się przestrzeń uniwersum takiej instytucji, pole jej oddziaływania. Tym samym zmniejsza się przestrzeń ładu społecznego, a sam kształt ładu społecznego ulega degeneracji. Instytucje religijne w konsekwencji ulegają anomii, a to prowadzi do jeszcze gwałtowniejszego procesuich zanikania. Losy instytucji kościoła rzymskiego w Europie mogą być tego niezłym przykładem. Jeśli jest to immanentna cecha instytucji w ogólności to być może przekonanie Bergera i Luckmanna otym, że powtarzalność i rutynowość działań, które nabierają wymiaru społecznego, są obiektywizowane, przechodzą w nawyk i zaczynają być typizowane, oznacza większą przewidywalność wzajemnych zachowań społecznych co "uwalnia jednostki od wzmożonego napięcia" i w tym sensie jest pożyteczna, ma swoje granice. Oczywiście zarówno procesy instytucjonalizacji jak i deinstytucjonalizacji zostały szeroko opisane w literaturze (sam przygotowuję rozprawę doktorską na tematy instytucjonalizacji). W tej refleksji chodzi mi jedynie o to, że niejako wskutek obiektywnych konieczności instytucje przepotwarzają się w taki sposób, że budowany przez nie ład społeczny z czasem staje się swoją parodią, w której motyw sankcji zaczyna znacznie przewyższać kulturotwórczą wartość systemu normatywnego instytucji in statu nascendi. Zaczęliśmy przed dwudziestu laty budować państwo demokratyczne i społeczeństwo obywatelskie w sytuacji gdy etos demokratyczny czy obywatelski kształtowany w obrębie instytucji demokratycznych czy obywatelskich w świecie zachodnim chyli się już ku upadkowi. W efekcie mamy Murdocha, budującego sieć wszechobecnej inwigilacji, której używado zaspokojenia głodu sensacji (igrzysk) wśród gawiedzi z jednej strony, a z drugiej do kontroli establishmentu władzy i zakulisowego wpływania na decyzje i strumienie aktywów krążące po świeciewirtualnych giełd (chleb). Mamy papparazzich, wizerunkowy styl uprawiania polityki i rządzenia albo może administrowania sprawami państw i społeczeństw, język, który służy nie tyle komunikacji i budowaniu mostów zrozumienia między ludźmi co forsowaniu niezależnych od siebie narracji,wśród których zwycięża ta, która jest bardziej wpływowa,stoi za nią znaczniejsze lobby, w oczekiwaniu na wyższą stopę zwrotu angażują się w nią bardziej nadmuchane aktywa. Na cyfrowej fotografii zrobionej organizacjom obywatelskim dostrzeżemy, że miejsce demokratycznej (albo obywatelskiej) logiki instytucjonalnej charakteryzującej się niezależnością od władzy, zdolnością do patrzenia jej na ręce, kreującej społeczną wartość innowacji, nastawionejpropaństwowo w sensie uznawania autorytetu instytucji państwa i jednocześnie krytycznie wobec elit, faworyzującą synergiczną wartość współpracy, a nie biznesową konkurencji, zdolną do wolontariackiego zaangażowania (przy czym nie trzeba mylić zaangażowania wolontariackiego z wyzyskiem wkraczającej na rynki pracy młodzieży, której głodny zysków kapitał oferuje za pracę wynagrodzenie w postaci jeszcze jednej linijki w CV potwierdzającej zdobycie kolejnej cegiełki doświadczenia zawodowego i wystandaryzowanego listu referencyjnego) konstruuje się zupełnie nowy kształt logiki biznesowo-korporacyjno-profesjonalno-etatystyczno-jakiejś-tam. Być może na naszych oczach wyłaniają się zupełnie nowe logiki instytucjonalne państwa, religii, rodziny, społeczeństwa obywatelskiego, i także rynku w obliczu tego co dzieje się w świecie giełd finansowych, na których zaledwie 2% aktywów ma pokrycie w rzeczywistych wartościach towarów i usług i tego co z rynkiem robią Chińczycy. Być może w perspektywie instytucjonalnej zakaz nałożony na Księdza Adama Bonieckiego zobaczyć można w innym świetle. Serdecznie pozdrawiam,

Wojciech Kaczmarczyk

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]