Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nadchodzi lato, a z nim sezon ogórkowy z bukietem wiadomości okolicznościowych. Nie są to zwykle informacje przełomowe, a jednak warto je notować, bo wpływają na koloryt swoich czasów. Standardowe opowieści dotyczą szaleństwa na punkcie gadżetów o żywotności jętki jednodniówki, przygód z przekąskami oraz niesamowitych wydarzeń z udziałem zwierząt. Te ostatnie szczególnie zapisują się w kalendarzu pamięci, jako symbole i znaki swoich dni. Jak „rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia”, albo jak „dane nam było słońca zaćmienie”, tak 2009 rok upłynął pod znakiem widywanej w okolicach Opola pumy, a pod koniec lat 80. kaczki dziennikarskie roznosiły wieść o faunie poczarnobylskiej, na czele z królisem, który miał jakoby przegryzać opony w samochodach.
Bieżący rok wyraźnie należy do gęsi. Najpierw widziano, jak pan Dariusz Brzeski zabierał gęś i kaczkę w podróż koleją, zażywał z nimi kultury w ramach Nocy Muzeów, maszerował w Marszu dla Odry, wywołując może czasem zakłopotanie, ale głównie uśmiech. Potem pewien tarnobrzeżanin postanowił występować na TikToku z zaprzyjaźnioną gęsią o niewątpliwie przykuwającym uwagę imieniu Pipa. I tu nastąpił moment cudownej, by użyć trafnego języka marketingu, synergii – bo popularność internetowego drobiu zbiegła się w czasie z pojawieniem się naręczy (ta nazwa wręcz się narzuca, gdy spojrzymy na kształt) pluszowych gąsek sprzedawanych na stoiskach z pamiątkami. To sprawiło, że polscy sprzedawcy zaczęli je anonsować jako „gęś z TikToka”, a niebawem pojawił się szereg typowo „ogórkowych” artykułów o rzekomo niezrozumiałych stanach, w jakie ma wprowadzać zwłaszcza najmłodszego klienta widok pluszaka.
TikTok słynie z algorytmu tak precyzyjnego, jakby zgadywał nasze pragnienia, zanim zdążymy je sobie uświadomić. Czy zatem ptaki na pokładzie pociągu i gęś Pipa zostały zasuflowane polskiej publiczności, by sprzedać hurtowe ilości pluszowych gąsek? To już chyba zbyt dystopijne scenariusze, ale na pewno można prześledzić, że giant stuffed goose (co polskie tłumaczenie maszynowe nazywa z sarmacka „gęsią nadziewaną”) sprzedaje firma krzak Mitrue, a TikTok pomógł nakręcić modę na nie jeszcze przy okazji ostatniego czarnego piątku. Tak zaczęło się budzić podświadome pragnienie kontaktu z tematem gęsi, co zdumiewa i jako udany akt biznesowy, i jako koronkowa inżynieria umysłów.
„Kalendarz Rolników” informuje, że gęś „jest symbolem czystości, krzepkości, gadatliwości, opiekuńczości, miłości i szczęścia małżeńskiego”. Ale kto zna życie na wsi, ten wie, że z gęsią można się zaprzyjaźnić, ale też nie ma z nią żartów – gdy ktoś zakłóci jej spokój, potrafi dotkliwie podziobać.
Ambiwalencja, jaką budzą te piękne ptaki, obecnie przeżywające swoje pięć minut w przemyśle gadżeciarskim, przywodzi na myśl inne tyle niebezpieczne, co puchate stworzenie. Mowa oczywiście o niedźwiedziu – zawsze zastanawiało mnie, dlaczego na praprzytulankę, przodka wszelkich przytulanek, wybrano właśnie najgroźniejszego ssaka Europy, tak groźnego, że jego imienia Słowianie w nabożnym lęku zabraniali wymawiać, zastępując je jedynym znanym dziś określeniem „tego, który wie, gdzie jest miód”.
W XVIII-wiecznym chińskim kompendium etnograficznym, stworzonym na zamówienie cesarza Qianlonga, Polacy zostali opisani jako lud, który „wychowuje w domu niedźwiedzie w celach rozrywkowych”, jednak w naszym doświadczeniu ostatnich dekad miś żywy stał się doświadczeniem odległym, funkcjonującym co najwyżej w ostrzeżeniach dla górskich wędrowców. Przeciętny obywatel miewał kontakt z misiem pluszowym lub takim, który otwiera oczy niedowiarkom. Wszystko zmieniła podobno ustawa o segregacji śmieci, która niespodziewanie zbliżyła realia polskie do kanadyjskich: po oczekujące na zebranie worki z odpadkami wyprawiają się już niestety nie tylko dobrze znane dziki, ale i niedźwiedzie.
Oglądanie amatorskiego filmu z niedźwiedziem biegnącym po jednym z osiedli Nowego Sącza, ale też zapoznanie się z reakcjami na niego, to zaskakujące doświadczenie. Ludzie nie wiedzą, jak się zachować w obecności tak rzadkiego zwierzęcia (dlatego jadą za nim samochodem, licząc, że sobie pójdzie), a jednocześnie pozostają spokojni, rozmawiając o zdarzeniu, które ktoś szukający ogórkowej sensacji mógłby nazwać widokiem postapokaliptycznym. Nie odnotowano paniki, najwyżej rezerwę: „piękny”, „biedny, zgubił się”, „nie róbcie afery”, „nie ma GPS-a”. Ale metaforycznego GPS-a będziemy potrzebować my sami – nowych zasad co do tego, jak żyć bliżej innych stworzeń, a przede wszystkim, jak posprzątać nasze własne śmieci.©