Niebieskie z pomarańczowym

Podział Ukrainy jest wyraźny i utrwalony od wieków. To jakby dwa różne światy, złączone w jedno państwo. W jednym z tych światów dojrzewał "pomarańczowy prezydent Wiktor Juszczenko, a w drugim stary-nowy premier, "niebieski Wiktor Janukowycz.

17.08.2006

Czyta się kilka minut

Chorużiwka to wioska w obwodzie sumskim, na najdalszych granicach historycznej Rzeczypospolitej. Z niej wywodzi się prezydent Wiktor Juszczenko. Jenakijew, ojczysta miejscowość Wiktora Janukowycza, leży w Donbasie, w górniczym sercu Ukrainy, na historycznych "Dzikich Polach".

Nad tożsamością mieszkańców Jenakijewa nie ma się co rozwodzić: bolszewicy zaszczepili tu i pielęgnowali radziecką kulturę. I dziś to wielkie terytorium od Kamczatki do Nadniestrza pozostaje w centrum zainteresowania Rosji.

Gdy mowa o kulturze Chorużiwki sprawa jest bardziej skomplikowana. Byłoby wielkim uproszczeniem, gdybyśmy sprowadzili ją do tradycyjnego, patriarchalnego ładu wiejskiego życia. Bolszewizm zniekształcił i okaleczył także tę egzystencję. Bo ideologia bolszewickiego państwa wdzierała się na Ukrainie wszędzie, do kultury i miast, i wsi. Jednak odcisnęła swe piętno nierównomiernie. Każdy region ma swoją historię. Na południu sowietyzacja trafiała na podatny grunt. Ludzie, którzy stopniowo skolonizowali te "niczyje" aż do końca XVIII w. ziemie, nie stawiali bolszewikom cywilizacyjnego oporu. Bowiem żadna inna kultura i tradycja, wyłączywszy rosyjską, nie była tu znana.

Natomiast zachód Ukrainy zawsze należał do innego kręgu cywilizacyjnego. Dlatego te ziemie stawiały opór sowietyzacji: tu radziecki reżim był uznawany za okupację, a rosyjsko-radziecką cywilizację przyjmowano jako obcą. Była mniej wartościowa od europejskiej, czyli tej, z którą region ten się utożsamiał.

Najtrudniejszy proces miał miejsce w centrum kraju, gdzie bolszewizm zetknął się z rosyjsko-imperialną tradycją ostatnich 150 lat oraz z wcześniejszą tradycją Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Panowała tu kultura europejska, oparte na odpowiednich prawach układy między włodarzami i poddanymi. Istniał system sądownictwa, oświaty, istniały władze regionalne. Orientalny, despotyczny system rządzenia takich rozwiązań w systemie sprawowania władzy nie znał.

Istnienie dwóch kultur na Ukrainie było jak "zderzenie cywilizacji": cywilizacji zachodniej z bizantyjską, europejskiej z euroazjatycką, antysowieckiej z sowiecką. W ciągu 15 lat istnienia niepodległej Ukrainy dokonała się swoista regeneracja centrum: polityczny ukraiński "zachód" poszerzył się i kilka lat temu objął już ziemie, które historycznie należały do Pierwszej Rzeczypospolitej.

Dowód? Jeśli porównamy rezultaty wyborów prezydenckich w 1994 r. oraz w 2004 r. - gdy w obu przypadkach prorosyjski kandydat zmierzył się z kandydatem prozachodnim - to zobaczymy, jak zmieniło się nastawienie elektoratu w centrum kraju. W 1994 r. na zachodzie Ukrainy 90 proc. wyborców opowiedziało się za kandydatem prozachodnim, czyli Leonidem Krawczukiem. W 2004 r. taka sama liczba wyborców zagłosowała na Wiktora Juszczenkę. Na południowym wschodzie w 1994 r. i 2004 r. konsekwentnie 75 proc. wyborców opowiedziało się za kandydatem, którego uznało za prorosyjskiego. Czyli w 1994 r. za Kuczmą, a w 2004 r. za Janukowyczem.

Tymczasem w centrum kraju, na prawym brzegu Dniepru, niewielka przewaga Krawczuka nad Kuczmą w 1994 r. przekształciła się w prawie czterokrotną przewagę Juszczenki nad Janukowyczem w 2004 r. Także w centrum, na lewym brzegu Dniepru, w 1994 r. z niewielką przewagą zwyciężył jeszcze prorosyjski Kuczma. Ale już 10 lat później Janukowycz przegrał tu z kretesem.

Można postawić tezę, że westernizacja centralnej Ukrainy wciąż trwa i różnice między sercem kraju i jej zachodnią częścią stają się coraz mniejsze. Widać również, że południowo-wschodnia część Ukrainy pozostaje nie tylko prorosyjska, ale jest także swoistą enklawą proradziecką. W tym regionie wiele wysiłku będzie wymagać reforma gospodarki, demokratyzacja życia politycznego, przekonywanie do integracji z Unią Europejską. Proces ten komplikuje fakt, że - mówiąc obrazowo - kultura Jenakijewa, ojczystej miejscowości nowego premiera, cechuje się paternalizmem, autorytaryzmem i niechęcią do wszystkiego, co zachodnie.

Może najlepszym wyjściem byłoby, gdyby nasze władze zgodziły się uznać na drodze prawnej rosyjskojęzyczny charakter ukraińskiego południa i wschodu? Oczywiście, równocześnie należy zadbać o ochronę praw ukraińskiej mniejszości w tym regionie, o jej ochronę przed otwartym rosyjskim szowinizmem. Warto byłoby oddzielić "rosyjski" od "sowieckiego", "desowietyzację" od "derusyfikacji", w niektórych regionach problematycznej.

Sytuacja jest trudna. Ale nie jest beznadziejna. Przez 70 lat istnienia Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej mieszkańcy zdołali przyzwyczaić się do granic swojej republiki, a przez 15 lat niepodległości przyzwyczaili się do nowego hymnu, herbu, a nawet do banknotu o nominale 10 hrywien, na którym widnieje podobizna XVIII-wiecznego hetmana Mazepy, który dla wielu symbolizował nacjonalizm. Mocnych tendencji separatystycznych nigdzie (poza Krymem) socjolodzy nie odnotowali. Ale nawet mieszkańcy Krymu kibicują Ukrainie podczas meczu Ukraina-Rosja.

Różnica w kulturze politycznej między wschodem i zachodem kraju istnieje. Ale badania przeprowadzone przez Centrum Razumkowa [prestiżowy ośrodek badania ukraińskiej opinii społecznej - red.] pokazują, że rywalizacja między regionami nie przekształca się w nienawiść. Na zachodzie aż 81 proc. respondentów twierdzi, że ma do ukraińskiego wschodu stosunek pozytywny albo "bardziej pozytywny niż negatywny". Na wschodzie 67 proc. pytanych stwierdza, że ma do zachodu stosunek pozytywny lub "bardziej pozytywny niż negatywny" (tylko 9 proc. odnosi się negatywnie).

Różnice między ukraińskim wschodem i zachodem są istotne. Ale wynikają one bardziej z uwarunkowań historycznych niż socjologicznych. Wschód był poddawany okrutniejszej i intensywniejszej sowietyzacji. To spowodowało, że utrwalił się tam paradygmat antyzachodni (i zarazem "antybanderowski").

Cywilizacyjny i polityczny rozłam nie sprzyja konsolidacji narodu ukraińskiego, a także wprowadzeniu reform. Jednak sytuacja ta ma i dobre strony. Ratuje kraj przed unifikacją, jednopartyjnością, autorytaryzmem z posmakiem szowinizmu, z czym mamy do czynienia w Rosji. Ukraińcy są zmuszeni do poszukiwania kompromisu. Musimy utrzymać ten nasz kiepski pokój, bo jest lepszy od dobrej wojny.

10 lat temu amerykański politolog Aleksander Motyl z sarkazmem wyraził się o postsowieckiej Ukrainie, że "z biedą wkręca się jednak naprzód". Rewolucja nie odmieniła tej formuły, lecz przesunęła akcenty. Ważniejsze dziś, że wkręcamy się jednak naprzód - mimo że z biedą.

Przełożyła MN

MYKOŁA RIABCZUK jest krytykiem literackim, eseistą i publicystą. Ukończył Politechnikę Lwowską i Instytut Literacki im. Gorkiego w Moskwie. Był m.in. redaktorem miesięcznika "Wseswit". W 1997 r. współtworzył opiniotwórczy miesięcznik "Krytyka". Współpracownik Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, jednej z najlepszych uczelni wyższych w Europie Wschodniej. W Polsce wydał m.in. "Od Małorosji do Ukrainy" (2002) i "Dwie Ukrainy" (2004). Publikował w "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2006