Nie wstydzę się moich wzruszeń

Stanisław Rodziński, artysta malarz: kultura plastyczna naszego społeczeństwa jest zaniedbana i dotyczy to zarówno świeckich, jak duchownych. Dziś wiele dzieł sztuki sakralnej wprawdzie wynika z autentycznego przeżycia, ale pewne rejony ludzkich przeżyć prowadzą często do przesady i kiczu. Rozmawiała Anna Arno

07.07.2009

Czyta się kilka minut

Stanisław Rodziński, kwiecień 2006 roku /  fot. Krzysztof Karolczyk, Agencja Gazeta /
Stanisław Rodziński, kwiecień 2006 roku / fot. Krzysztof Karolczyk, Agencja Gazeta /

Drewniane chałupy, kawał łąki, drzewa, mgła. Czasem kawałek białej ściany lśni jak żagiel, symbol nadziei, a kiedy indziej wszystko wydaje się ponure, przygnębiające. Obrazy Stanisława Rodzińskiego czasem zbliżają się do abstrakcji - geometryczy kształt domu, wielobarwne smugi nieba. Ale zapisana jest w nich pamięć rzeczywistego krajobrazu. Są także obrazy o jednoznacznej symbolice religijnej -  w obłych postaciach rozpoznajemy Jezusa i Marię, fascynujące Rodzińskiego od lat motywy Piety i Ukrzyżowania.

Niedawno, od 22 maja do 12 czerwca prace Rodzińskiego prezentowane były na wystawie w Galerii Labirynt 2 na krakowskim Kazimierzu. Była to szesnasta i ostatnia w trwającym dwa lata cyklu  prezentacji jego prac w galeriach w Polsce i zagranicą, m.in. w

ANNA ARNO: Na wystawie w galerii "Labirynt" pokazywał pan najnowsze prace. Czy pojawiają się w nich jakieś kierunki, fascynacje, motywy wcześniej nieobecne w pana twórczości?

STANISŁAW RODZIŃSKI: Od wielu lat, właściwie od ukończenia studiów w 1963 r. prowadzę stałe, wciąż powracające motywy, jak krajobrazy i martwe natury. Moje obrazy wynikają ze wspomnienia konkretnych, widzianych rzeczy i z wewnętrznych przeżyć. Od lat 70. maluję także ważne dla mnie motywy pasyjne. Nie wstydzę się tego: na początku jest zawsze proste, ludzkie wzruszenie.

Obrazy o tematyce religijnej maluje pan od lat. Dawniej malarstwo powstawało na kościelne czy prywatne zlecenia. Dziś sytuacja jest inna...

Moje obrazy religijne związane są z własnym, prywatnym przeżywaniem wiary. Przy tak długiej historii malarstwa religijnego trzeba wielkiego uporu, żeby robić swoje i nie na tej zasadzie, że ja chcę być na pierwszym miejscu, a Rembrandt na drugim. Każda epoka ma swoją interpretację religijnych motywów i ja też mam prawo do swojego widzenia.

Wykonał pan także kilka realizacji dla kościołów...

To są przede wszystkim Drogi Krzyżowe. W jednej z nich, w Mistrzejowicach, w scenie Upadku Chrystusa, pokazałem stojącego za Jezusem faceta z kijem baseballowym. Chciałem pokazać, że męka człowieka nie mija, że człowiek może być zbity przez grono fanatyków, ale może też zostać zmaltretowany, zamordowany dzisiaj na ulicy. Droga Krzyżowa to nie jest dewocyjny cykl dotyczący czegoś, co miało miejsce dwa tysiące lat temu, tylko czegoś, co dzieje się dzisiaj. Ale musiałem się z tego tłumaczyć.

Dlaczego? W dawnym malarstwie nagminnie ubierano wydarzenia z Ewangelii we współczesne szaty.

Niestety kultura plastyczna naszego społeczeństwa jest zaniedbana i dotyczy to zarówno świeckich, jak duchownych. Wychowanie plastyczne czy muzyczne są już właściwie w szkołach nieobecne. Człowiek przywalony obrazem mechanicznym, komputerowym, z trudnością odszukuje dla siebie inne obrazy. Także księża często się nie orientują, czy proponowane im przez plastyków projekty są artystycznie dobre czy nie, czy są osadzone w jakiejś tradycji czy nie.

Czytaj też tekst Tadeusza Boruty o obrazach Rodzińskiego >>

Czy grozi nam zatem zalew kościelnego kiczu?

Jako członek kilku komisji kurialnych mam możliwość oglądania pewnych projektów realizacji sakralnych. Wiele z tych propozycji wynika z autentycznego przeżycia. Ale trzeba pamiętać o tym, że pewne rejony ludzkich przeżyć prowadzą często do przesady i kiczu. W historii można znaleźć mnóstwo przedstawień religijnych niezbyt wysokiej artystycznej jakości. Nie jesteśmy w stanie ich wyeliminować, bo mają źródło w prawdziwych przeżyciach religijnych prostych ludzi, są głęboko zakorzenione w ich życiu duchowym. Nie ma sensu z nimi walczyć, ale trzeba dbać o to, żeby jakość współczesnej sztuki sakralnej była jak najlepsza.

Często nawiązuje pan do dawnych mistrzów malarstwa religijnego. Jacy twórcy, obrazy, są panu bliskie?

Grünewald, późne rzeźby Michała Anioła, ze współczesnych Francis Bacon - to krąg przeżyć malarskich, które są mi bliskie. Ale to nie znaczy, że ich naśladuję, to nie są moje "ściągi“. Te inspiracje traktuję jako świadectwo tego, że ten rodzaj przeżyć ma w sztuce wiarygodność. Podobnie jest z krucyfiksem Wita Stwosza czy z witrażami Stanisława Wyspiańskiego. To nie jest kwestia poszukiwania przykładów,  ale raczej pokrewieństw.

Jak wygląda u pana proces dochodzenia do obrazu, prowadzi pan szkicowniki?

Szkicownik jest często nieomalże uczniowskim reagowaniem na świat, stamtąd wychodzi inspiracja. Ale inna jest malarska materia, kiedy pracuje się na płótnie, a inna, kiedy rysuje się widok z okna albo szkicuje krajobraz siedząc na polnym kamieniu.

Czasami pana pejzaże balansują na granicy abstrakcji.

Kiedy jakiś krajobraz w swoim świetle czy przestrzeni prowadzi do syntezy kolorystycznej czy formalnej, obraz może stać się bliski temu, co nazywa się abstrakcją. Ale to nigdy nie jest zamierzone. Wynika z całego procesu malowania. Na początku jest konkretny, zobaczony krajobraz.

Czytaj też tekst Tadeusza Boruty o obrazach Rodzińskiego >>

Jest pan także autorem esejów o malarstwie i profesorem krakowskiej Akademii. Jak najlepiej mówić, pisać o malarstwie?

Jednym z obszarów mówienia o malarstwie jest rozmowa ze studentami podczas oglądania prac. W moich czasach studenckich korekta - czyli podstawowy element nauczania - to była kwestia paru słów, czy kilkuzdaniowej uwagi. Dzisiaj student, w równym stopniu jak my wszyscy, jest osaczany różnego rodzaju zjawiskami, obrazami. Dlatego od nauczyciela oczekuje nie tyle instrukcji, co wspólnego języka dotyczącego interpretacji, ekspresji, wyjaśniania znaczenia pewnych środków malarskich. Ta rozmowa, która dawniej była czymś szalenie rzadkim, teraz musi być obecna. Obowiązkiem nauczyciela jest wprowadzenie studenta w pewien świat przeżywania i wskazania sposobów, żeby ten świat przedstawić.

Czy Akademia otwiera się także na nowe kierunki w sztuce, które oprócz twórczej wizji wymagają od artysty także znajomości na przykład komputerowych programów graficznych?

Wprowadziliśmy w Akademii pracownie multimedialne, które wychodzą poza tradycyjne zagadnienia związane z malowaniem, rysowaniem czy grafiką. Nie chcieliśmy, żeby student był zmuszony szukać poza uczelnią tego, co go interesuje. Chcieliśmy zapobiec powstawaniu koncepcji podziemnego poznawania sztuki aktualnej. Pewne nowe pomysły nie muszą nam się podobać, ale Michał Anioł też się nie podobał, Wyspiański się nie podobał, nie mówiąc już o Grünewaldzie. Naszym obowiązkiem jest pokazać studentowi jak najwięcej możliwych dróg. Ale trzeba też uważać, aby to, co nazywa się wolnością artysty, nie zmieniło się w bieganie za głupotami. Lutosławski kiedyś powiedział, że w sztuce współczesnej najszybciej starzeje się to, co nowe. Bo to, co nowe powinno rodzić się z naszego wewnętrznego życia a nie z magazynu mody.

STANISŁAW RODZIŃSKI jest artystą malarzem, profesorem krakowskiej ASP.

Czytaj też tekst Tadeusza Boruty o obrazach Rodzińskiego >>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]