Nie wierzę politykom. I co z tego?

Nie straciłem zaufania do rządzących Polską, gdyż nigdy takich uczuć wobec nich nie żywiłem. Straciłem tylko przekonanie, że obecna ekipa będzie sumiennie przestrzegała prawa.

09.10.2007

Czyta się kilka minut

Czy zaufanie rzeczywiście stanowi fundament tego szczególnego ustroju, jakim jest demokracja? Problem erozji zaufania czy też słabnięcia więzi społecznych jest - z pozoru - problemem nowym, charakterystycznym dla naszego zachodniego, liberalnego, demokratycznego i indywidualistycznego świata. Wiedząc zaś, że w demokracji zaufanie jest niezbędne, zaczynamy się martwić, dostrzegając jego nadużywanie czy wręcz zanik.

"Człowiek człowiekowi wilkiem" - sławne to sformułowanie pada w "Lewiatanie" Thomasa Hobbesa, wciąż uważanym za jedno z najwybitniejszych dzieł w historii filozofii politycznej. Hobbes uznał, że nie ma najmniejszych podstaw do tego, by sądzić, że ludzie mają jakikolwiek wrodzony "odruch społeczny". Przeciwnie, w stanie natury każdy chce tego, co ma inny, i każdy boi się o swoje życie, gdyż wie, że inny chętnie go owego życia pozbawi w celu zdobycia jego dóbr. Jedyne wyjście to społeczeństwo polityczne oparte na dwu filarach: prawie i egzekucji prawa przez suwerena. Godzimy się na ograniczenie naszej wolności, bo sobie i innym nie ufamy. Hobbes znakomicie rozumie kwestię zaufania i ludziom zaleca nieufność. Można zawierać umowy czy wchodzić w związki handlowe z innymi, ale tylko będąc pewnym, że oni tych umów dotrzymają. Na jakiej podstawie? Tylko na podstawie surowo egzekwowanego prawa. Inaczej natychmiast ze stanu politycznego nastąpiłby powrót do stanu natury, czyli do stanu wojny wszystkich ze wszystkimi. Pokój zatem nie jest wynikiem zaufania i kompromisu, lecz ingerencji prawa i siły, na którą sami przystajemy, powodując się roztropnością.

Hobbes pisał w okresie wojen religijnych i jego radykalizm spowodowany był do pewnego stopnia absurdalnością tych wojen oraz totalną niestabilnością ówczesnego życia politycznego. Jego kontynuatorzy, Locke i Monteskiusz, niuansowali tak radykalne tezy, ale nowożytna myśl polityczna nigdy od nich nie odeszła. Skutecznie egzekwowane sprawiedliwe prawo jest podstawą stabilności społeczeństwa.

Jedyny wyłom, i to od razu radykalny, pojawił się w myśli Jana Jakuba Rousseau, który fundamenty społeczeństwa chciał oprzeć na zaufaniu. Ponieważ był myślicielem wybitnym i konsekwentnym, uznał, że zaufanie musi przyjąć postać powszechną. Innymi słowy, jeżeli są tacy, którzy nie podzielają powszechnego zaufania wszystkich do wszystkich, czyli "woli powszechnej", to organizacja dobrego i demokratycznego społeczeństwa jest niemożliwa. Z tego całkowicie logicznego, lecz mało praktycznego wniosku rozmaici myśliciele i przywódcy polityczni wyciągali daleko idące wnioski.

Bo też wizja Rousseau jest pociągająca. Oto społeczeństwo, w którym nikt nie narzuca swojej woli, wszyscy zachowują pełnię wolności, a równocześnie, darząc się absolutnym zaufaniem, zgodnie zmierzają do wspólnego dobra. Potem od Robespierre'a po Lenina i Hitlera próbowano takie społeczeństwo zbudować, ale okazało się to niemożliwe, gdyż zawsze brakowało właśnie zaufania. A z tego wniosek, że zaufanie nie jest fundamentem społeczeństwa. Czy nie jest jednak fundamentem tego szczególnego ustroju, jakim jest demokracja? Czy dzięki zaufaniu możemy zrealizować marzenie o dobru wspólnym?

Rozumiem dobre intencje tych wszystkich, którzy rozpisywali się i rozpisują o jedynym celu filozofii politycznej, jakim rzekomo ma być realizacja dobra wspólnego. Mam jednak dla nich kiepską wiadomość: nic takiego jak "dobro wspólne" nie istnieje, chyba że w wizjach utopijnych, mało na ogół pociągających, gdyż dobro wspólne jest w nich rezultatem totalnej uniformizacji.

Zwolennicy dobra wspólnego bazują na zaufaniu i na "naturalnych" skłonnościach ludzkich do współpracy i współczucia. Jednak historia ludzkości nie potwierdza masowego występowania tych cech. Można naturalnie argumentować, że nie pozwolono im się rozwinąć, że gdyby nie wyzysk, kapitalizm, liberalizm lub cokolwiek innego, ludzie zbudowaliby dobro wspólne, ale jest to argumentacja albo niepoważna, albo niebezpieczna. Jak już chcemy mówić o czymś, co wspólne i co rzeczywiście wymaga zaufania, to mówmy o wspólnym interesie, trwałym lub doraźnym, interesie wspólnoty lokalnej, państwowej lub globalnej.

Do realizacji wspólnych interesów zaufanie jest niewątpliwie potrzebne. Stanowi ono jednak tylko pomocną technikę, a nie warunek trwałości ustroju. Zaufanie jest nam potrzebne, gdyż trudno sobie wyobrazić, by każda umowa, transakcja czy porozumienie były natychmiast sygnowane przez notariusza i wpisywane do ksiąg wieczystych. Musimy mieć trochę zaufania do siebie nawzajem, żeby życie codzienne toczyło się w miarę sprawnie i płynnie.

Owszem, niektóre instytucje, w szczególności te, które nazywamy instytucjami społeczeństwa obywatelskiego, są w większym niż inne stopniu związane z zaufaniem. Jednak, wbrew intencjom na przykład Václava Havla, nie da się społeczeństwa politycznego zastąpić społeczeństwem obywatelskim. Powiedzmy wprost: na pewno im więcej społeczeństwa obywatelskiego, tym lepiej, ale i tak nie unikniemy sfery polityczności i politycznych decyzji, które zawsze są formą paktu z diabłem.

Czy zatem demokracja potrzebuje zaufania? Odpowiedź formułowana na podstawie historii filozofii politycznej oraz zdrowego rozsądku brzmi negatywnie. Demokracja nie potrzebuje zaufania bardziej niż jakikolwiek inny ustrój, potrzebuje go tylko w bardzo ograniczonym i instrumentalnym rozumieniu. Demokracja polega na równości wobec prawa oraz na wspólnym decydowaniu o losach państwa przez większość, bez naruszania praw mniejszości. By zaś demokracja nie wyradzała się w formy despotyczne lub inne niedemokratyczne - co ostatnio obserwujemy ze zdumieniem w Polsce - potrzebne jest nie zaufanie, lecz surowa kontrola nad prawem i nad tymi, którzy je egzekwują, czyli nad rządzącymi. Ja nie straciłem zaufania do rządzących Polską, gdyż nigdy takich uczuć wobec nich nie żywiłem; straciłem tylko przekonanie, że ta ekipa będzie sumiennie przestrzegała prawa.

Z całą stanowczością powiadam, że w praktyce demokracji nie zaufanie okazało się towarem niezbędnym, lecz przestrzeganie prawa i zasady równości wszystkich wobec prawa modyfikowanej w miarę przemian naszych poglądów dotyczących wolności i praw jednostki. W systemie demokratycznym nie jest potrzebne zaufanie, lecz skuteczne przestrzeganie zasady, według której rządzący są naszymi sługami i mają wykonywać swoje obowiązki zgodnie z zawartą umową. I starczy. Nie warto ani pokładać w nich zaufania, ani się dziwić, że to zaufanie zawiedli. To są stosunki pracy i należy odpowiednio postępować: kiedy trzeba - zwalniać, a jak ukradną lub okłamią - poddawać sądowej procedurze.

Zapominamy bowiem, że w demokracji politycy nie powinni się cieszyć jakimś szczególnym szacunkiem. Oni nas tylko reprezentują i są naszymi podwładnymi, nie nauczycielami czy mistrzami. Kiedy wykraczają poza przyznane im uprawnienia, trzeba ich przywołać do porządku - i z takim właśnie problemem mamy do czynienia w Polsce. Tyle że nasza demokracja jest jeszcze instytucjonalnie niezbyt mocna i wolno sobie radzi z zagrożeniami. Ale nie mam obawy, że sobie w końcu poradzi.

Na koniec więc pytanie: skąd ta moda na problem zaufania? Otóż jest to moda ze wszech miar usprawiedliwiona, nie dlatego jednak, że mamy kryzys demokracji, lecz dlatego, że mamy liberalny indywidualizm, czyli - z powodu przemian obyczajowych, a nie politycznych. A to zupełnie inna, chociaż bardzo ważna sprawa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2007