Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł Michała Okońskiego „Duchowni AD 2002” („TP” nr 3/2003). Dowiedziałem się m. in., że choć niemal wszyscy ankietowani księża znają stanowisko Episkopatu Polski i Papieża w sprawie wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, 20 proc. z nich go nie podziela. Fakt ten autor artykułu skomentował zdaniem: „Oznacza to, że niechętni wstąpieniu do Unii duchowni świadomie zajmują inne stanowisko niż ich zwierzchnicy”. Może to być prosta konstatacja (jak najbardziej prawdziwa), ale może to być również nieuzasadniona krytyka „niesubordynacji” księży. W czym rzecz? Problem polega na właściwym rozumieniu wolności katolika w dziedzinie rozwiązań politycznych. Mamy wolność i nie dość o tym mówić, także na łamach „TP” (jest to nie tylko wolność „do”, ale też wolność „od” Unii). Granice tej wolności wyznacza moralność, z czego katolik powinien zdawać sobie sprawę. Decyzja o postawieniu znaku „x” przy „tak” lub „nie” w czasie referendum akcesyjnego jest kwestią widzenia przyszłości naszego kraju, a nie aksjologii. W tej materii jestem wolny i nie muszę się zgadzać ze stanowiskiem biskupów czy Papieża (choć akurat w tym przypadku podpisuję się pod nim obiema rękami). Takiego obowiązku nie ma również tych 20 proc. księży.
MICHAŁ ORCZYK (Biały Kościół, woj. małopolskie)
Zdanie cytowane przez Pana z mojego tekstu było prostą konstatacją. Opinia Papieża czy biskupów w kwestii integracji europejskiej nie jest dla katolików w sumieniu wiążąca - choć, rzecz jasna, powinna im dawać do myślenia.
MICHAŁ OKOŃSKI