Nawrócona

Pewnej niedzieli kazanie było pełne ataków na grzeszników za grzech aborcji, grzech nieślubnych dzieci... Musiałam sprawdzić, czy weszłam do właściwego kościoła.

21.05.2017

Czyta się kilka minut

Św. Maria Goretti, witraż z kościoła św. Cecylii w San Francisco / Fot. Anna Samborska
Św. Maria Goretti, witraż z kościoła św. Cecylii w San Francisco / Fot. Anna Samborska

Jenny jest nauczycielką. Pracuje w szkole podstawowej. Jej silny głos z łatwością utrzymuje w ryzach klasę rozbrykanych dziewięciolatków. Jenny udziela się społecznie – sponsorowanym bieganiem wspiera program YMCA, który przez sport odciąga młodzież od uczestnictwa w gangach. Chociaż nie pochodzi z Kalifornii, San Francisco jest jej domem. Głosuje na Demokratów, popiera prawa kobiet, gejów, kolorowych mniejszości.

Kiedy nasze córki były małe, spotykałyśmy się często, rozmawiając o dzieciach, szkole, sprawach codziennych. Jenny jest osobą praktyczną i zdecydowaną. Gdy poczuła, że chce mieć rodzinę, zrobiła to planowo. Chciała poznać kogoś, kto, tak jak ona, lubi sztukę lub sport, zaczęła więc chodzić na wystawy i na ślizgawkę. Na łyżwach poznała Eda, specjalistę od ochrony środowiska. Są razem od 23 lat i mają 14-letnią córkę.

Wydawało mi się, iż wiem wszystko o Jenny – do dnia, kiedy powiedziała mi, że przechodzi na katolicyzm, i zaprosiła na swój chrzest.

Pięćset lat

Ma irlandzkie nazwisko. Z początku myślałam, że jej decyzja to chęć powrotu do korzeni.

Jenny: – Rodzina ojca to protestanci z Irlandii Północnej, antykatoliccy od pięciuset lat. W szkole tatę bili chłopcy z katolickich rodzin. Dlatego nigdy nie powiedziałam mu, że zostałam katoliczką. Nie potrafiłby tego zrozumieć. Matka należała do Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki (Christian Science). Całą rodzinę zabierała na niedzielne nabożeństwa. Członkowie tego Kościoła wierzą, że choroby można i należy leczyć wyłącznie modlitwą. Kiedy miałam trzynaście lat, zachorowałam na świerzb. Matka zapłaciła kilkaset dolarów za modlitwy kościelnych specjalistów. Nic to nie dało. Męczyłam się kilka miesięcy, drapałam po twarzy, wyglądałam okropnie. W końcu ojciec się zdenerwował i kazał matce zabrać mnie do lekarza. Lekarz przepisał maść i w dwa dni było po wszystkim. To zachwiało moją wiarą w Christian Science. Później, na studiach, poznałam chłopaka, który był ateistą. Zafascynowało mnie, że można tak po prostu kwestionować religię, nie obawiając się strasznych konsekwencji. Postanowiłam, że spróbuję żyć jak osoba niewierząca.

Kościół św. Cecylii

Stuletni kościół przy ulicy Vicente zbudowany jest w hiszpańskim stylu kolonialnym, z pięknymi witrażami i rzeźbioną drewnianą boazerią. W parafii działa szkoła i klub seniora, oferujący lekcje włoskiego, jogi, wycieczki do filharmonii i inne zajęcia grupowe.

W zwykłą niedzielę kościół jest wypełniony mniej więcej w połowie. Wolno przyjść z psem; w ławkach obok śpiewników leżą książeczki dla małych dzieci. Ministrantkami są nastoletnie dziewczyny. Po czytaniu Ewangelii ksiądz opuszcza ambonę i podchodzi bliżej wiernych. Ma w ręku plik notatek, ale do nich nie zagląda. Opowiada o tym, jak ludzie odnajdują Boga w niespodziewany dla siebie sposób.

Poszukiwania

Jenny: – Niedługo w tym wytrwałam. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie wrócić do religii. Próbowałam odnaleźć się w różnych wspólnotach – przez pięć lat śpiewałam w chórze w kościele unitarian. Oni wyznają humanizm i to jest bardzo szlachetne, ale jakieś takie abstrakcyjne. Przez dwa lata chodziłam do buddystów, ale to też mi nie pasowało. Nie rozumiałam tego, co recytuję, i w końcu stwierdziłam, że nie wierzę w Buddę. Potem był Glide Memorial.
Glide Memorial to zaangażowany społecznie kościół metodystów w dzielnicy San Francisco znanej z przestępczości, prostytucji i biedy.

Jenny: – To jest taki kościół rockowy. Głośna muzyka, ekspresja, śpiewanie, wielki show. Ich entuzjazm sprawił, że zaczęłam znów myśleć o Bogu. Może jednak istnieje Ktoś, kto jest potężny, kochający, akceptuje mnie bezwarunkowo? Może będzie mógł mi pomóc? Zaczęło mi Go brakować. Chodziłam też na terapię grupową. Tam była taka zasada, że jeśli twój problem cię przerasta, trzeba się modlić do Istoty Wyższej. Jaki problem? Dręczyło mnie zdarzenie z przeszłości.

Nie musisz zbawić świata

W dniu chrztu Jenny kościół wypełniony jest po brzegi. Każdy z obecnych ma w ręku świecę, ale pierwsza część ceremonii odbywa się po ciemku. Chór wchodzi przez główną nawę w procesji w kształcie krzyża i zajmuje miejsce z lewej strony ołtarza. Jenny stoi w grupie katechumenów, ma na sobie ciemnoniebieską sukienkę z dzianiny. „Jakie przyjmujesz imię?”. „Maria”.

Jenny: – Znajoma zaprosiła mnie na próbę chóru w kościele katolickim. Nie byłam pewna, czy to coś dla mnie i na początek wybrałam się na niedzielną mszę. W homilii ksiądz mówił o współczesnym świecie, o cierpieniu innych, które nas przytłacza i zniechęca. Nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim bezdomnym, chorym, prześladowanym. Możemy jednak spojrzeć na swoje życie, zastanowić się, czy jest w nim ktoś potrzebujący. Nie musisz zbawiać od razu całego świata, zacznij od jednej osoby, może to być ktoś z rodziny. Zastanów się, co możesz dla tego kogoś zrobić, i zrób to.

To były słowa o wiele głębsze i pełne miłości niż wszystko, co słyszałam w tamtych innych religiach. Zainspirowały mnie. Wiedziałam już, do czego mogę dążyć. Zostałam śpiewać w tym chórze. Podczas każdej mszy obserwowałam ludzi przystępujących do komunii. Do dziś nie jestem pewna, czy do końca rozumiem ten sakrament, ale zawsze kojarzy mi się on z czymś dobrym, z pocieszeniem. Chciałam brać w tym udział.

Zapisałam się na kurs katechumenatu dorosłych (The Rite of Christian Initiation for Adults). To trwało rok. Robiliśmy głęboki rachunek sumienia. Między innymi padło tam pytanie o to, co chcesz za sobą zostawić, z czym się rozstać. Wtedy uświadomiłam sobie, że tym, od czego najbardziej chcę się uwolnić, jest jedno wspomnienie.

Gwałt

Jenny: – To był dyrygent szkolnej orkiestry, którego uwielbiałam. W dniu zakończenia liceum mieliśmy pojechać do księgarni, ale zamiast tego, upewniwszy się najpierw, że jestem pełnoletnia, zawiózł mnie do siebie i tam się to stało. Byłam w szoku. Straciłam władzę nad własnym ciałem, czułam, że unoszę się gdzieś w górze, nad drzewami, i tylko obserwuję. Nigdy nie powiedziałam o tym rodzicom, bałam się, że mnie zabiją. Po latach zrozumiałam, że na pewno nie byłam jedyną ofiarą tego człowieka. Chciałam wytoczyć mu proces, ale okazało się, że zmarł.

Zostałam sama z tym problemem. Terapeuci mówili, że nie muszę, a nawet nie powinnam mu przebaczać. Wystarczy, że wyobrażę sobie, że z nim rozmawiam i słyszę słowo „przepraszam”. Jednak to nie pomagało. Nadal czułam się winna i nie potrafiłam odpuścić ani jemu, ani sobie.

W RCIA usłyszałam, że miłość jest istotą religii katolickiej, a miłość to także przebaczenie. Jezus przebaczył na krzyżu... Powiedział: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Pomyślałam, że może ta osoba, która mnie skrzywdziła, cierpiała w sposób, którego nie pojmuję. Może mogę spróbować mu wybaczyć? Kiedy przyszły do mnie te myśli, poczułam ulgę.

Maria

Jenny: – Jakieś dwa tygodnie przed chrztem powiedziano nam, że mamy sobie wybrać świętego patrona. Dostałam grubą księgę z biografiami tysiąca dwustu świętych. Myślałam, że nie znajdę nikogo, z kim będę mogła się identyfikować, ale trafiłam na postać Marii Goretti, dziewczynki brutalnie zamordowanej przy próbie gwałtu. Przed śmiercią wybaczyła swojemu mordercy.
Jej przykład był dla mnie przełomem. Pozwolił mi zamknąć przeszłość i poczuć się znów zdrową, wartościową osobą, wolną od poczucia winy za tamtą historię. Maria pomogła mi bardziej niż wszyscy terapeuci. Dlatego pokochałam katolicyzm!

Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: chór. Tworzenie dźwięków z wnętrza ludzkiego ciała, w grupie ludzi, dźwięków, które współbrzmią w niesamowitej harmonii, to jest głęboko duchowe przeżycie. Jest takie powiedzenie, że kto śpiewa, ten modli się podwójnie. Muzyka, którą śpiewamy, jest tak cudowna, że nawet na łożu śmierci będę dziękować za nią Bogu. Nie tylko muzyka jest ważna, także teksty. Bo o czym my śpiewamy? Przecież nie śpiewamy: „Miałaś aborcję, jesteś zła...”. Śpiewamy o miłości, szczęściu, radości; o tym, że Bóg jest najwspanialszy i najświętszy. Mówimy: „Dzięki Ci, Boże”, i czujemy radość.

Kontrowersje

Jenny: – Staram się wypełniać przykazania kościelne, na przykład być na mszy w każdą niedzielę, nawet w podróży. Nie zawsze jest to dobry pomysł. Byłam niedawno na mszy w małym miasteczku w okolicach Reno. Kazanie było pełne ataków na grzeszników, za grzech aborcji, grzech nieślubnych dzieci... Musiałam sprawdzić, czy weszłam do właściwego kościoła. Gdyby u nas księża zaczęli mówić w ten sposób, ludzie po prostu przestaliby przychodzić. Mnie ciężko byłoby porzucić chór, ale też nie byłabym w stanie tego słuchać. Szukam przesłania miłości, takiego, które głosi papież Franciszek. On jest wspaniały! Gdybym nie była już katoliczką, nawróciłabym się ze względu na niego!

Wiele osób odrzuca Kościół, bo wyrośli w dawnej, przedsoborowej wersji katolicyzmu. Mąż mojej siostry ma głęboki uraz. Był ministrantem i za pomyłki w trakcie mszy był karany fizycznie. Wtedy wszystko przenikała atmosfera kary, winy i strachu. Wiele osób tak to wspomina. To nie jest to, co ja poznałam na wykładach RCIA. Naukę, którą nam przedstawiono, można streścić tak: realizuj przykazanie miłości. Znajdź kogoś, kogo możesz kochać, i kochaj go.

Modlitwa

Jenny: – Elementem religii, który jest mi najbliższy, jest prywatna modlitwa. Modlę się o dobry dzień w pracy, o to, żeby mój uczeń zdał egzamin, o pomoc w rozmowie z rodzicem, który ma do mnie jakąś pretensję. Modląc się, czuję się naprawdę blisko Boga. Dlatego mam trochę problem z sakramentem pojednania. Idea jest taka, żeby przez spowiedź przygotować się na spotkanie z Bogiem. Ale ja właściwie zawsze jestem na to gotowa.

Wiem, że moje przejście na katolicyzm było dla Eda bardzo trudne. Jestem mu wdzięczna, że mimo wątpliwości zgodził się wziąć ze mną ślub kościelny. To była cicha ceremonia w innej parafii; wielu naszych przyjaciół nawet o tym nie wie. Córka z początku była zaintrygowana religią, teraz określa się jako agnostyczka. Czasem sobie ze mnie żartuje, ale mi to nie przeszkadza. Mam wielkie szczęście, że moja rodzina wspiera mnie i szanuje mój wybór.

Co roku chrzest przyjmuje u nas od dwóch do kilkunastu dorosłych osób. Część robi to nie z własnej potrzeby, ale ze względu na partnera. Nie wszystkie te osoby pozostają potem we wspólnocie. Przez rok, w ramach programu RCIA, byłam mentorką nowych katechumenów. Przekazuję im to, czego sama się nauczyłam i co praktykuję.

Witraż

Ceremonia chrztu dobiega końca. Wszyscy obecni zapalają świece, przekazując sobie ogień; łuna płomyków rozświetla cały kościół. „Wy jesteście światłością świata” – mówi kapłan.

Jenny odwraca głowę i patrzy na witraż nad głowami chórzystów. Przedstawia Marię Goretti. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2017