Nasz biskup zabrania

Trasę papamobile z Okęcia do katedry św. Jana wyznaczono tak, żeby Papież przejechał obok miejsc poświęconych pamięci ofiar dwóch totalitaryzmów: pomnika Bohaterów Getta, Umschlagplatzu, pomnika Pomordowanym i Poległym na Wschodzie, pomnika Powstania Warszawskiego, pomnika kard. Stefana Wyszyńskiego.

31.05.2006

Czyta się kilka minut

Pomnik Bohaterów Getta, róg Anielewicza i Zamenhofa. W odgrodzonym barierkami sektorze, tuż przy ulicy, siedzą członkowie Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP i odznaczeni medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Jest wśród nich 90-letnia Anna Kornecka, która z getta w Wilnie wywiozła dwie Żydówki. Anna Bando wyprowadziła z warszawskiego getta żyjącą do dziś Lilianę. Żydówkę z dzieckiem uratowała też Zofia Sienieńska. Opowiada: - Była czwarta nad ranem, gdy stanęły pod naszymi drzwiami. Znałyśmy się jeszcze przed wojną. Miały polskie dokumenty, przeżyły Powstanie.

Obok niecierpliwie kręci się kilkudziesięciu dziennikarzy. Na początku tygodnia media obiegła elektryzująca wiadomość, że Papież prawdopodobnie zatrzyma się przy pomniku. Może nawet wysiądzie z papamobile, powie kilka słów, pomodli się.

Trzy, cztery minuty przed papieskim orszakiem przejeżdża samochód, z którego porządkowy obwieszcza przez megafon, żeby nie przechodzić przez barierki. Wreszcie widać Benedykta XVI, słychać pojedynczy okrzyk "Viva il Papa!". Jednak większość zebranych milczy, tylko z napięciem śledzi papamobile: Papież pozdrawia wszystkich, ale - nie zwalniając - jedzie w kierunku katedry.

Anna Bando nie kryje rozczarowania: nie szkodzi, że Papież spóźniłby się na kolejne spotkanie. Inni tłumaczą: - Powinniśmy kochać go za to, że w ogóle przyjechał.

W podobnym tonie wypowiada się Piotr Kadlcik, przewodniczący Związku Gmin Żydowskich: - To miejsca, o których trzeba pamiętać - podkreśla wagę przejazdu przy pomnikach. Nie liczy na wielkie gesty w Birkenau, dla niego wiele znaczy już sama decyzja o wizycie Papieża w obozie. Ale widać, że jest nieco zawiedziony.

***

Pomnik Poległym i Pomordowanym na Wschodzie, ulica Muranowska. Już przed dziewiątą przychodzą pierwsi Sybiracy.

Ks. Zdzisław Peszkowski inicjuje modlitwę. Kombatanci wieszają transparent: "Katyń - zbrodnia ludobójstwa". Na dwóch masztach zwisa flaga ze słowami Jana Pawła II: "Codziennie modlę się za tych, którzy zginęli w Katyniu". Nikt nie ma wątpliwości, że Papież zatrzyma się chociaż na chwilę. - Powinien oddać hołd pomordowanym Polakom - mówi Anna z Warszawy, córka zamęczonego na Syberii pułkownika.

Zbliża się papamobil, zgromadzeni intonują "Barkę". Benedykt błogosławi przez pancerną szybę samochodu. Katarzyna Piskorska, córka Sybiraka: - To wina prasy, która rozdmuchała żydowską sprawę. Ignoruje się naszych oficerów. Papież chciał się tu zatrzymać, ale mu nie pozwolili.

Ryszard Piotrowski, prezes warszawskiego oddziału Sybiraków: - Ze względu na napięty program Papież nie miał czasu, żeby się zatrzymać. Jesteśmy zadowoleni, że chociaż przejechał.

Może papieska kolumna nadrabiała piętnastominutowe opóźnienie. Ale na myśl przychodzi również inny powód: gdyby Benedykt XVI zatrzymał się przy pomniku Bohaterów Getta, powinien złożyć hołd także Sybirakom. A wtedy wypadałoby uczcić i warszawskich powstańców. Dostrzeżenie jednych mogłoby zaboleć drugich. Zbyt łatwo ulegamy pokusie, by w oparciu o papieskie gesty ważyć rangę cierpienia.

***

Tymczasem w katedrze na spotkanie z Benedyktem XVI czeka prawie tysiąc księży i kleryków. Nie taka znów kropla w morzu ponad 22 tys. kapłanów diecezjalnych w Polsce, ale ponoć była diecezja, gdzie... losowano reprezentantów na uroczystość w katedrze. W stallach zasiąść ma 69 biskupów: - Tylu nadesłało oficjalne zgłoszenia - tłumaczy jeden z organizatorów. - Ale nie wiadomo, ilu rzeczywiście przyjedzie. Wiedzą, że piuska otwiera każde drzwi.

Papież nieco się spóźnia. Jeden z kapłanów odczytuje z ambony biografię Benedykta XVI: gdy 29 czerwca 1951 r. przyjmował święcenia z rąk kard. von Faulhabera, monachijska katedra leżała w gruzach. W ruinach gnieździły się ptaki. Ratzingerowi utkwił w pamięci skowronek, który usiadł na ołtarzu i śpiewał. Świeżo wyświęcony kapłan uznał to za dobry omen. Faktycznie, jako kardynał przyznał kiedyś, że nigdy nie doświadczył kryzysu powołania.

Kwadrans przed trzynastą Benedykt XVI wchodzi do katedry. W kaplicy Baryczków modli się przed Najświętszym Sakramentem, pod krucyfiksem cudem ocalałym z Powstania Warszawskiego. Przy dźwiękach pieśni "Tu es Petrus" idzie do prezbiterium i siada na tronie. Papieża wita kard. Józef Glemp: "Nie lękamy się przyszłości. Jesteśmy silnie osadzeni pośród krajów europejskich i wiemy, że religia nie jest ideologią, a dzieląc się wiarą, dzielimy się miłością, której źródłem jest Bóg" - zapewnia. Przytacza piękny cytat z listu kard. Augusta Hlonda do kapłanów ocalałych z Dachau: "Zapomnijcie o tym, co bolało, nastawiajcie się psychicznie na to, co nas w kraju czeka, czego się naród po nas spodziewa. Niezbadanym zrządzeniem Opatrzności wycierpiała Polska wszystko, co człowiek i naród wycierpieć może. Te rany tylko bezgraniczna miłość i zupełne poświęcenie ugoić zdołają, oczywiście z łaską Bożą i pomocą Matki Najświętszej".

Potem przemawia Benedykt XVI. Pierwsze i ostatnie zdania czyta po polsku, pierwsze wiersze kolejnych akapitów - po włosku. Bp Piotr Libera, sekretarz generalny Episkopatu, odczytuje resztę. Przez ostatnie miesiące Papież opanował polską wymowę. Przez rzędy biskupów, prałatów, księży i kleryków przechodzi szmer podziwu, gdy bez zająknięcia wypowiada słowa: "tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego ósmego roku".

Pierwszy dzień pielgrzymki ma charakter dość oficjalny: spotkanie z duchowieństwem, odwiedziny w Pałacu Prezydenckim, ekumeniczne modlitwy. Dziennikarze nie liczą na newsy. Jedna z bocznych kaplic archikatedry, przerobiona na tymczasowe stanowisko prasowe, świeci pustkami. Tymczasem przemówienie Benedykta XVI zaskakuje aktualnością. Jeden z dziennikarzy komentuje: - Mam wrażenie, że Papież czyta polskie gazety... Już po spotkaniu, przekraczając próg katedry, któryś z księży wyszepcze, że odniósł wrażenie, jakby Benedykt i jego współpracownicy szlifowali tekst tuż przed lądowaniem na Okęciu.

Trzy fragmenty prowokują gromkie brawa. Pierwszy: "Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego". Drugi, odnoszony do burzy wokół uwikłania księży we współpracę z bezpieką: "Trzeba unikać aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych czasach i w innych okolicznościach. Potrzeba pokornej szczerości, by nie negować grzechów przeszłości, ale też nie rzucać lekkomyślnie oskarżeń bez rzeczywistych dowodów, nie biorąc pod uwagę różnych ówczesnych uwarunkowań". I trzeci: "Kapłani polscy, nie bójcie się opuścić wasz bezpieczny i znany świat, by służyć tam, gdzie brak kapłanów i gdzie wasza wielkoduszność przyniesie wielokrotne owoce".

Pytam jednego z księży, dlaczego bił brawo po ostatnim fragmencie. Uśmiecha się szeroko: - Nie wiem, czemu klaskali koledzy. Sam biłem brawo, bo nasz biskup zabrania wyjazdów na misje.

Po papieskim przemówieniu trwa owacja na stojąco. Ale brawa peszą tego Papieża. Zdecydowanym głosem intonuje "Ojcze Nasz". Potem udziela błogosławieństwa. Od Prymasa przyjmuje faksymile rękopisu Ewangeliarza Ormian polskich. Gdy idzie główną nawą, nobliwi prałaci stoją na ławkach. Kto nie ma aparatu cyfrowego, ponad głowę wyciąga telefon komórkowy.

Papież wchodzi do dwóch bocznych kaplic. Na stojąco modli się przed grobem kard. Wyszyńskiego, gdzie czekali na niego ks. Peszkowski i Maria Okońska, założycielka Instytutu Prymasowskiego, współpracownica Prymasa Tysiąclecia. Następnie idzie do grobu kard. Hlonda. Przy wiwatach kleryków misyjnego seminarium "Redemptoris Mater" wsiada do samochodu.

***

Katedra pustoszeje w kilka minut, księża rozchodzą się po ulicach Starego Miasta. O. Robert, franciszkanin: - Najważniejsze było przypomnienie, że duchowni muszą być z ludźmi i im służyć. Nie wolno odrzucić grzesznika.

Ks. Krzysztof Pasyk nie przecisnął się do katedry. Stał w tłumie i słuchał. Tłumaczy, że słowa Benedykta nie zabrzmiały jak nagana, ale ojcowskie upomnienie. Podobała mu się wypowiedź, że księża nie powinni się mieszać do polityki: - Ksiądz ma być dla wszystkich, nie tylko dla wybranych. Jak człowiek przychodzi do kościoła, nie interesuje mnie, czy pracował dla bezpieki, jaką popiera partię. Dla mnie to wierny, który chce się nawrócić. Niech Bóg broni księży przed mieszaniem się do polityki.

Poza tym ucieszyła go papieska zachęta do wyjazdów na misje. Po pielgrzymce wraca do parafii na Ukrainie.

Współpraca: Łukasz Adamski, Kamila Kielar

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2006