Musi pani zrozumieć...

Oriana Fallaci dedykowała zbiór swoich słynnych wywiadów „wszystkim, którzy nie lubią władzy”. Są one dokumentem epoki zmierzchu dyktatur i manifestem odchodzącego już etosu dziennikarstwa.

21.02.2012

Czyta się kilka minut

Dobrze się stało, że Monica Bellucci nie wystąpi w filmie o Lechu Wałęsie w roli Oriany Fallaci (wcieli się w nią Maria Rosaria Omaggio, wyglądem i głosem przypominająca zmarłą dziennikarkę). Nie chodzi o to, że obecność Bellucci na planie, jak mówi Andrzej Wajda, mogłaby odwrócić uwagę mediów od głównego bohatera. Włoska gwiazda przysłoniłaby swoją powierzchownością seksbomby intelektualną furię, która rozpierała Fallaci na długo, nim napisała antyislamski pamflet „Wściekłość i duma”.

Esej, opublikowany dwa tygodnie po zamachu na World Trade Center w „Corriere della Sera”, a następnie przedrukowany przez wiele gazet na całym glo-bie, wymazał z pamięci jej wcześniejszy dorobek. Wykrzyczała w nim to, co wielu po cichu myślało wówczas o Bliskim Wschodzie, ale przekroczyła granicę ksenofobii. Bezpardonowo atakowała świat islamski, odmawiając mu miana kultury i przypisując jego przedstawicielom chroniczną nienawiść do Zachodu. Tiziano Terzani, także florent¬czyk, który w młodości przyjaźnił się z Fallaci, napisał do niej w liście otwartym: „W Twoich słowach zdaje się umierać najlep-sza część ludzkiego umysłu – rozsądek – i najlepsza część ludzkiego serca – empatia”. Dla włoskich elit Terzani stał się wówczas wzorem odpowiedzialnego dziennikarstwa, przeciwstawianym szarżującej Fallaci.

Dopiero po śmierci dziennikarki 15 września 2006 r. odczepiła się od niej etykieta „starej wariatki”. Hołd oddał jej sam prezydent Włoch Giorgio Napoli-tano, w Polsce z szacunkiem wspominali ją m.in. ks. Adam Boniecki i Janusz Głowacki. Eufemistyczny ton epitafiów kazał zamilczeć nad polityczną niepo-prawnością i nienawistną mową, przypomniał zaś to, co w twórczości autorki zachowało ponadczasową wartość. Na nagrobku kazała sobie wyryć napis scrittore (pisarz), ale to nie islamofobiczne eseje, nie egzaltowane powieści, lecz wywiady, które zresztą uważała za literaturę, zapewniły jej miejsce w historii.

Furia

We Włoszech od paru lat trwa „festiwal Fallaci”. Jej książki są systematycznie wznawiane, a pierwszych zbiorowych wydań doczekały się wywiady do tej pory rozproszone w archiwach prasowych. W 2009 r. ukazał się tom „Intervista con il Potere” („Wywiad z Władzą”), zawierający m.in. rozmowy z Lechem Wałęsą i Mieczysławem F. Rakowskim, rok później „Intervista con il Mito” („Wywiad z Mitem”), który dokumentuje działalność młodej Fallaci, jej spotkania z gwiazdami lat 60.: Ingrid Bergman, Frankiem Caprą, Monicą Vitti, Seanem Connerym czy Barbrą Streisand. Jesienią zeszłego roku do księgarń trafił album „Oriana Fallaci in New York. Una storia d’orgoglio” („Historia dumy”), fotograficzna opowieść Gianniego Minischettiego o życiu i pracy dziennikarki w Wielkim Jabłku.

W Polsce, kiedy emocje związane z zamachami z 11 września były żywe, książkowa wersja „Wściekłości i dumy” dobrze się sprzedawała. Po śmierci Fallaci ta i kolejne części antyislamskiego tryptyku – „Siła rozumu” i „Apokalipsa. Wywiad z samą sobą” – kurzyły się jednak na księgarskich półkach. Właśnie opu-blikowany polski przekład „Wywiadu z historią”, zbioru rozmów z najbardziej wpływowymi politykami przełomu lat 60. i 70. XX wieku, zapewne przełamie złą passę.

Opasły tom obejmuje 28 wywiadów, przeprowadzonych w latach 1969–1976 dla tygodnika „L’Europeo”. Oprócz rozmów, ułożonych wedle zamysłu Fal-laci diachronicznie, a nie chronologicznie, zawiera jej komentarze – czasem zdystansowane, czasem bardzo osobiste, i niemal zawsze wystawiające politykom surową cenzurkę. W przedmowie Federico Rampini, korespondent zagraniczny „La Repubbliki”, podkreśla, że Fallaci „nie chciała być dworską portrecistką” władzy. „Zawsze patrzyłam na nieposłuszeństwo wobec despotów jako na jedyny sposób wykorzystania cudu naszych narodzin” – pisała o sobie.

– Jeżeli można o kimś powiedzieć, że jego inteligencję i błyskotliwość widać po oczach, to właśnie o niej – mówi Jarosław Skowroński, tłumacz i wydawca, który poznał Fallaci na początku lat 90.

Najgłupsza rzecz

Do legendy przeszedł jej wywiad z ajatollahem Chomeinim z 1979 r. Fallaci przywitała przywódcę irańskiej rewolucji, mówiąc, że jest nowym dyktatorem i tyranem, a pożegnała się zerwaniem czadoru, który nazwała „głupią, średniowieczną szmatą”.

Czy rzeczywiście musiała wziąć muzułmański ślub, by móc jako mężatka przebywać w jednym pomieszczeniu z Chomeinim? Czy zamieniła w słup soli ulubionego chihuahua cesarza Hajle Syllasjego? Czy Kaddafi zlecił kradzież z jej hotelu taśm z nagraniem rozmowy z Goldą Meir? Czy Ali Bhutto sam poprosił ją o wywiad, bo był zazdrosny o wizytę u Indiry Gandhi, z którą Fallaci spotkała się miesiąc wcześniej? Czy później, pomny swoich obraźliwych słów o Gandhi, błagał publicystkę poprzez swojego ambasadora, by ze względu na wojnę Pakistanu z Indiami oświadczyła, że wywiad z nim nie miał miejsca? „Miss Fallaci, musi pani zrozumieć: życie sześciuset milionów ludzi jest w pani rękach” – miała usłyszeć. Trudno dziś orzec, ile tkwi w tym prawdy. Dziennikarka sama podsycała otaczającą ją famę wyjątkowości. Krzywdzące byłoby jednak sprowadzenie jej twórczości do worka anegdot.

Rozmowy zebrane w „Wywiadzie z historią” są w pierwszej kolejności świadectwem epoki, w której dyskrecja wokół zakulisowych działań i życia prywat-nego była u polityków standardem, a w wywiadzie prasowym widziano przede wszystkim formę prezentacji stanowiska politycznego, a nie reklamę promi-nentnych figur. Fallaci przełamywała powściągliwość swoich rozmówców wszelkimi metodami. Stawiała niewygodne pytania, czasami podszyte populi-styczną retoryką. Szydziła. Nie unikała flirtu. Nie wahała się pytać arcybiskupa Makariosa o kochanki czy Willy’ego Brandta o syna-maoistę. Szefa CIA Wil-liama Colby’ego, wypierającego się amerykańskiego udziału w obaleniu Salvadora Allende, nazwała w rozmowie bezczelnym kłamcą.

Strącała władcom aureolę z głów, porównując ich do zwykłych ludzi, których znała. Kissinger przypominał jej dawnego belfra z florenckiego liceum, a Gol-da Meir – matkę Fallaci.

– Wywiady, które ukazywały się w prasie, były efektem olbrzymiej pracy zbiorowej. Fallaci miała armię pomocników: researcherów, logistyków, przepisy-waczy. Dawała im do spisywania taśmy, a transkrypcje cięła nożyczkami i układała z nich rozmowę w postaci gotowej do druku – tłumaczy Wojciech Górec-ki, reporter oraz ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.

Mimo sympatii dla Goldy Meir dziennikarka nie oszczędziła premier Izraela tematu prześladowań Palestyńczyków. Z kolei o szacunek dla Izraelczyków pytała Jasira Arafata. Była pod wrażeniem Indiry Gandhi, lecz chciała wiedzieć, dlaczego osoba, w której domu podziwiano ideę biernego oporu, sprowoko-wała wojnę z Pakistanem. Ale jej koronna kwestia brzmiała: „Czy jest pan/pani religijny/a?”. Poruszając wątek wiary, często udawało jej się odsłaniać fiksację lub hipokryzję możnych tego świata.

Podobno tylko Norodom Sihanouk, obalony władca Kambodży, podziękował jej za wywiad, zaś Kissinger twierdził, że zaproszenie Fallaci było „najgłupszą rzeczą, jaką zrobił w życiu”. Wywiady trwały czasem ledwie trzy kwadranse (z generałem Giapem), czasem po kilka godzin dziennie przez sześć dni (z Bhutto). Nie chodziło jej o to, by odhaczyć kolejnego rozmówcę, ale by skłonić go do szczerości. Niekiedy rozbrajającej. Nawet dziś mogą przejść ciarki, kiedy czyta się, jak Goldę Meir złości, że cały świat wzrusza się losem wygnanych z terytorium Izraela Palestyńczyków, a milczy np. o... Niemcach wypędzonych z Polski i Czechosłowacji. Albo gdy Hajle Syllasje oświadcza: „My zbyt wiele żądamy od ludzi, aby ich szanować”. Albo gdy szach Reza Pahlawi wieszczy: „Przekonacie się za kilka lat, dokąd was zaprowadzi ta wasza cudowna demokracja”.

Wielu komentatorów twierdzi, że trzeba oddzielić twórczość Fallaci – diwy wywiadu prasowego, od Fallaci – wroga islamu. Wydaje się jednak, że literacki reportaż „Inszallah” z 1990 r., „Wściekłość i duma” oraz ostatnie eseje są wynikiem długiego procesu zmiany jej wizji świata, który zaczął się już wtedy, kiedy powstawały słynne wywiady. Po 11 września narastające od dawna rozczarowanie Fallaci globalną Realpolitik, wikłającą Wschód i Zachód w fałszywe, wykalkulowane relacje, miało swoją kulminację.

Pojedynek z Wałęsą

Polski wątek w dziennikarskich wojażach Fallaci był krótki, ale pamiętny dla publicystki. Jarosław Skowroński wspomina epizod sprzed dwudziestu lat z Międzynarodowych Targów Książki we Frankfurcie nad Menem: – Przyjęcie na cześć Fallaci zorganizowali amerykańscy wydawcy „Inszallah”. Krążyła po sali i kiedy usłyszała, że jestem z Polski, przysiadła się. Zdziwiona, że mówię po angielsku, zaczęła ze mną rozmawiać, a w zasadzie wypytywać: o Geremka, Michnika, Kuronia i Mazowieckiego. Chciała wiedzieć, czy Polacy obawiają się zjednoczenia Niemiec. Ale kiedy padło nazwisko Wałęsy, coś w tej profesjo-nalistce pękło. Nazwała go prostakiem, twierdziła, że Polska potrzebuje skoku kulturowego, a z nim go nie dokona. Chyba wciąż nie mogła mu zapomnieć wywiadu z lat 80.

W czasie pobytu w Polsce w 1981 r. pojechała m.in. do strajkujących łódzkich studentów. Planowała wywiady z generałem Wojciechem Jaruzelskim, pry-masem Stefanem Wyszyńskim i przewodniczącym Solidarności Lechem Wałęsą. Do skutku doszedł ten ostatni. Co prawda, Wałęsa najpierw jej odmówił, a kiedy wreszcie miało dojść do wynegocjowanego spotkania, u niego w Gdańsku, spóźnił się – wracał ze strajków w Bielsku-Białej i Rzeszowie. To Fallaci czekała, a on wyświadczał jej przysługę.

Widzieli się dwukrotnie, rozmowy trwały po trzy godziny. Już podczas pierwszej sesji Wałęsa blokował zaczepki Fallaci: „ma Pani styl autorytarny, typowo dyktatorski, a ponieważ ja również mam taki styl, powstaje problem, problem znalezienia modus vivendi. (...) Umówmy się, od tej chwili ja będę uprzejmy dla Pani, a Pani dla mnie”.

Z tej wymuszonej konwencji powstał wieloszpaltowy wywiad, opublikowany w „Corriere della Sera” 7 marca 1981 r., a rok później w drugim obiegu nakła-dem poznańskiej Samodzielnej Oficyny Literackiej. Wypowiedzi Wałęsy opatrzone są komentarzem dziennikarki, która kluczy między polukrowanym po-prawnością polityczną szacunkiem dla antykomunistycznego opozycjonisty a aroganckimi kuksańcami.

Wałęsa w niczym nie przypominał znanych jej antyreżimowych bojowników. „Wywiad z historią” zamyka rozmowa z Aleksandrosem Panagbulisem, w którym zresztą Fallaci się zakochała, założycielem Greckiego Ruchu Oporu wymierzonego w dyktaturę Papadopoulosa. Recytował jej własne wiersze i po-równywał swoje doświadczenia do sytuacji bohaterów Dostojewskiego, Camusa i Kazantzakisa. Wałęsa powiedział Fallaci, że nie przeczytał ani jednej książki. Wydał jej się mało heroiczny.

Ten wywiad nie udał się dziennikarce: brak mu wyraźnej linii, brak konsekwencji w drążeniu wątków i brak nokautu pod koniec. A jednak sprowokowała Wałęsę do bezpretensjonalnego uderzenia w czułe struny i sama odsłoniła kilka słabych punktów swojej metody. Początkowo familiarną (zwracała się do niego per „Lechu”) pogawędkę o możliwej „interwencji” wojsk Związku Radzieckiego w Polsce podszywa testowanie Wałęsy z cech przywódcy. Włoszka nie kryła zdziwienia, że jej rozmówca poważnie rozważa przejęcie władzy przez Solidarność, jeśli reżim Jaruzelskiego nie podejmie reform i spróbuje zdusić opozycję. I nie boi się wkroczenia radzieckich czołgów, powtórki z czechosłowackiej masakry w 1968 r.: „Rozwiążemy wszystko bez bólu, w sposób korzystny dla obu stron. Dlaczego mówi mi Pani takie okropności?”. Fallaci przekonywała go, że dzień wcześniej „wysoki czynnik rządowy” (spotkała się wtedy z Mieczysławem F. Rakowskim) zapewnił ją, iż w razie konfliktu wojsko PRL całkowicie podporządkuje się rozkazom partii. Wałęsa nie skomentował tego, tłumacząc, że w pokoju, gdzie toczy się rozmowa, na pewno jest esbecki podsłuch.

Być może Fallaci słusznie podejrzewała, że Wałęsa nie ufa cudzoziemce, że interesuje go przede wszystkim to, co może stracić, udzielając jej wywiadu. Być może chodziło jednak o to, że dziennikarka skupiała jak w soczewce podejrzliwą postawę obserwatorów z Zachodu, którzy protekcjonalnie poklepywali Wałęsę po ramieniu i mówili „tak trzymaj”. Kiedy szef Solidarności wyznał, że daleko mu do intelektualistów, do dyplomatów i że nie czuje się z tego powodu zakompleksiony – „ani wobec generałów, ani wobec premierów, ani wobec Pani” – użyła zgranego triku i porównała go, z wyglądu, do Stalina.

Przypisując mu żądzę władzy i upodabnianie związku zawodowego do partii, pytała jednocześnie o odpowiedzialność stojącą za jego wyborami życiowymi: „Czy nie zdarza się, że Pana przeraża, że czuje się Pan nieodpowiedni?”. Wałęsa gwałtownie zaprzeczył, ale mimo pokazowej pewności siebie wypytywał Fallaci o to, jaką ma opinię na Zachodzie. W ewangelijnym tonie opowiadał o opozycji demokratycznej jako o „zbożu sianym na kamieniu”, o żonie, która „nie jest zła” i rozumie jego pokusę zdrady w czasie długich rozstań.

Pod koniec rozmowy Włoszka wreszcie przejęła kontrolę – to dokręcając Wałęsie śrubę, to ją poluzowując. „Rzadko zdarza mi się rozmawiać z kimś, kto zadaje pytania, które mnie zmuszają do myślenia” – przyznał Wałęsa. Interesowała ją arogancka, jej zdaniem, postawa przywódcy Solidarności wobec wło-skich związkowców podczas wizyty w Rzymie, stosunek do intelektualistów i możliwość emigracji do ojczyma w Ameryce. Mogła tak zredagować wywiad, żeby ulepić ze swojego rozmówcy parweniusza i nowego satrapę. A jednak pokazała człowieka niejednoznacznego, zarazem nieprzeciętnego i banalnego, o którym sama nie wiedziała, co napisać: źle i zadowolić Rosjan, czy dobrze i nie być w zgodzie z sobą. Wybrała to drugie.

Wywiad z Rakowskim okazał się prostszy, bo ówczesny wicepremier był przejrzysty i konsekwentny w swoich odpowiedziach. Rozmawiała z nim dwa razy, pierwszy raz zimą 1981 r., kolejny raz rok później. Zapis drugiego spotkania ukazał się 22 lutego 1982 r. w „Timesie”. Fallaci z łatwością wcieliła się w rolę oskarżycielki wiary Rakowskiego w życzliwość Breżniewa i słuszność wprowadzenia stanu wojennego. Na koniec boleśnie „wyrwała ząb”, pytając go o relacje rodzinne, o sprawę ucieczki syna do Niemiec Zachodnich. „Jakże tragiczną postacią Pan jest, Panie Rakowski. Jeśli nawet ludzie, którzy Pana kochają i których Pan kocha, nie rozumieją Pana” – podsumowała. Po latach, w rozmowie dla „Polityki”, przyznała, że zbyt ostro potraktowała Rakowskiego, a zbyt łagodnie Wałęsę.

***

Dziennikarskiemu stylowi Fallaci można zarzucić manieryczność, ale jest on symbolem czasów, kiedy wywiady prasowe odciskały piętno na rzeczywistości. W erze Facebooka i Twittera trudno to sobie wyobrazić.

– Druga Oriana Fallaci dzisiaj by się nie narodziła. Przy tylu mediach, które rozdrabniają i spłycają percepcję świata, dziennikarskie autorytety, oferujące kompletną wizję rzeczywistości, nie mają racji bytu – uważa Górecki.

Dlatego nie dziwmy się słowom Wałęsy, kończącym jego rozmowę z Fallaci: „Jeśli pójdę do raju, zatrzymam miejsce dla Pani”.  

Korzystałam m.in. z książek: Oriana Fallaci, „Dwa wywiady”, Samodzielna Oficyna Literacka, Poznań 1982; „Intervista con il Potere”, Rizzoli, Milano 2009; Tiziano Terzani, „Listy przeciwko wojnie”, W.A.B., Warszawa 2012.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2012