Most w mieście Cedanj

Polska w strefie Schengen to nie tylko korzyści. Problemem pozostają uchodźcy.

17.12.2007

Czyta się kilka minut

Za kilka dni, w piątek 21 grudnia, znikną kontrole na polskich przejściach granicznych lądowych i morskich, a trzy miesiące później na lotniczych.

Z punktu widzenia obywateli

- turystów, kierowców ciężarówek czy mieszkańców przygranicznych miejscowości - Polska wejdzie do Unii dopiero kilkanaście dni później, kiedy opustoszeją posterunki na granicach z Czechami, Litwą, Niemcami i Słowacją.

Kłopoty "nowej" Unii

Jak to się zaczęło? W 1985 r. kilku polityków z krajów Beneluksu, Francji i Niemiec postanowiło zlikwidować kontrole na przejściach granicznych między swymi krajami. Jednak dopiero w 1997 r. postanowienia z Schengen włączono do prawodawstwa wspólnotowego. Obecnie realizuje je 13 państw tzw. starej Unii (bez Irlandii i Wielkiej Brytanii) oraz Islandia i Norwegia, będące poza Unią. Dotyczą one obywateli krajów, które przystąpiły do strefy, oraz wszystkich osób przebywających legalnie na terytorium państw--sygnatariuszy. Rosjanin, uzyskawszy wizę w fińskim konsulacie, może więc swobodnie podróżować do Portugalii.

Po 21 grudnia wielu ludzi w Europie Środkowo-Wschodniej odetchnie z ulgą. Pół miliona słowackich Węgrów poczuje się bliżej macierzy, a Zgorzelec czy Cieszyn znowu staną się niepodzielone. Z Polski do Czech, Słowacji, Litwy czy Niemiec będzie można przedostać się w dowolnym miejscu, choćby przepływając Odrę kajakiem.

Prosta, na pozór, decyzja polityczna o zaniechaniu kontroli na granicach pociąga jednak konieczność daleko idącej integracji organów publicznych państw członkowskich, i to w wielu dziedzinach. Wyobraźmy sobie przestępcę, który planuje obrabować bank we Frankfurcie nad Odrą, by następnie czmychnąć przez niestrzeżoną granicę do Polski. Gdyby nie drobiazgowe przepisy, regulujące współpracę organów ścigania, niemiecka policja byłaby bezradna wobec rabusia umykającego przez most na Odrze, a prokuratury obu krajów przerzucałyby się argumentami dotyczącymi wniosku o ekstradycję.

Trzeba więc było stworzyć wspólny system wizowy i wykorzystać środki na szczeblu unijnym do walki z nielegalną imigracją, przemytem ludzi i przestępczością zorganizowaną. Dwa lata temu powołano Frontex: Europejską Agencję Zarządzania Współpracą Operacyjną na Zewnętrznych Granicach Państw Członkowskich, z siedzibą w Warszawie. Choć Polska, wchodząc do Unii, przystąpiła do układu z Schengen, ani instytucje europejskie, ani nowi członkowie nie byli gotowi wziąć na siebie zobowiązań związanych z funkcjonowaniem w Systemie Informacyjnym Schengen.

To gigantyczna baza danych z centralnym serwerem w Strasburgu, zawierająca miliony wpisów na temat osób poszukiwanych i niepożądanych w Unii, skradzionych aut, posiadanej broni czy zagubionych dokumentów we wszystkich państwach-

-stronach układu. Rozbudowa tej bazy związana z przyjęciem nowych państw okazała się zresztą nie lada kłopotem dla instytucji europejskich, i to wciąż nierozwiązanym.

Na krajach peryferyjnych strefy Schengen, których granice są też granicami Unii, spoczywa wyjątkowa odpowiedzialność. Nie dziwią inwestycje polskiej Straży Granicznej, która wzbogaciła się w ostatnich latach o wyposażenie najnowszej generacji: elektroniczne sensory wychwytujące drgania gruntu, skanery podczerwieni, specjalnie przystosowane motocykle, samochody terenowe czy skutery śnieżne. Nadchodzi trudny czas dla przemytników, a nawet dla "mrówek", kursujących z tanim alkoholem na wschodnim pograniczu. Znikną też pociągowi cwaniacy, podklejający pod siedzenia wagonów relacji Kijów-Warszawa kartony z papierosami. Celnicy zapowiadają restrykcyjne kontrole.

Ku lepszemu światu

Od grudnia kolejne państwa Unii (Czechy, Austria czy Niemcy) nie będą mieć lądowych przejść granicznych. Także Szwajcaria, gdy niebawem przystąpi do Schengen.

W mediach zachodnich nie brakuje dziś więc historii o potencjalnie katastroficznych skutkach przesunięcia granic Schengen na wschód. Austriacki minister spraw wewnętrznych Günter Platter zapowiedział, że w Austrii powstaną posterunki służb mundurowych uprawnionych do legitymowania cudzoziemców. Niemcy rozważają wzmocnienie kontroli policyjnych na autostradach. We Frankfurcie nad Odrą grupa funkcjonariuszy demonstrowała, skandując "Europa - tak, otwarta droga dla terrorystów - nie!".

Ale protesty zachodnioeuropejskich polityków czy związków zawodowych (bo niemieckim policjantom zależy też na miejscach pracy) warto traktować z przymrużeniem oka. Gdy do Schengen dołączyły Włochy (1997 r.) albo Grecja (2000 r.), prognozowano podobnie dramatyczne scenariusze. Histeryczna reakcja niektórych zachodnioeuropejskich środowisk politycznych to dziś przejaw zaniepokojenia dostatnich społeczeństw Zachodu dynamiką zmian wywołanych globalizacją. Imigracja utożsamiana jest (najczęściej błędnie) z zawirowaniami na rynku pracy, z fundamentalizmem religijnym czy wzrostem przestępczości. Niedawna deportacja Cyganów rumuńskich z Włoch to wyjście naprzeciw oczekiwaniom dużej części opinii publicznej.

Nie brakuje jednak i uzasadnionych obaw. W ostatnich miesiącach liczba mieszkańców w polskich ośrodkach dla uchodźców wzrosła siedmiokrotnie. Wszyscy oni czekają do 21 grudnia, aby bez przeszkód wyjechać na Zachód i tam się osiedlić. Dla nich Polska jest tylko poczekalnią w drodze do "lepszego świata", a polskie władze, decydując, kto otrzyma status uchodźcy, będą pośrednio wpływać na liczbę uchodźców w innych krajach Unii.

Konieczne w tej sytuacji zaostrzenie polityki wizowej przyniesie przykre następstwa także dla Polski i "nowych" państw członkowskich. Tymczasem unijna polityka wizowa nie przystaje do realiów Europy Środkowo-Wschodniej, czego nie dostrzegają nasi zachodni partnerzy. Np. w Serbii, Chorwacji i na Ukrainie mieszkają etniczni Węgrzy, dla których wyjazd do ojczystego kraju będzie teraz bardziej zbiurokratyzowany i kosztowny.

Granica bez kurtyny

Polskę łączą specjalne więzy z Ukrainą, ale mimo to w 2003 r., aby wejść do Unii, musieliśmy wprowadzić wizy dla jej obywateli. Dotychczas były one bezpłatne; rocznie wydawano 570 tys. wiz (dla porównania: wszystkie państwa "starej" Unii wydają rocznie Ukraińcom 304 tys. wiz). Po 21 grudnia Polska wystawiać będzie wizy "schengeńskie", za które wnioskodawcy zapłacą równowartość 35 euro (to niższa stawka dla obywateli Ukrainy i Rosji) i 60 euro (obywatele Białorusi i większości innych państw).

Polska zachowała jednak prawo do wydawania wiz o ważności ograniczonej do polskiego terytorium, choć ich liczba ma być niewielka. Wraz z Ukraińcami trwają też prace nad umową o tzw. małym ruchu granicznym, by mieszkańcy terenów przygranicznych mogli podróżować bez wiz, oraz nad zwolnieniem z opłat wizowych niektórych kategorii osób, np. krewnych mieszkających w Polsce lub studentów.

Problem to ważki, bo w Polsce według różnych szacunków mieszka i pracuje 200--600 tys. obywateli Ukrainy, z czego większość oficjalnie przebywa jako turyści. Fakt, że pracują nielegalnie, to porażka polskiej polityki imigracyjnej.

Polska gospodarka, a zwłaszcza rolnictwo, sadownictwo i sektor budowlany funkcjonują przecież dzięki taniej sile roboczej zza wschodniej granicy.

To istotne zwłaszcza teraz, gdy wielu Polaków wyjechało za pracą na Zachód. Tymczasem wysokie opłaty wizowe mogą zniechęcić Ukraińców do sezonowej migracji zarobkowej; wielu może próbować szczęścia w Niemczech czy Holandii.

Na wschodniej granicy Polski nie może powstać nowa kurtyna - żelazna, aksamitna czy jakakolwiek inna. Polska musi bardziej stanowczo mówić o swoich potrzebach, naciskając partnerów w Brukseli na liberalizację przepisów wizowych z Ukrainą czy obniżenie opłat dla Białorusinów, dla których 60 euro to czasem równowartość miesięcznych zarobków. Inaczej godzimy się na izolację Białorusinów.

Po obu stronach rzeki oddzielającej Słowenię od Chorwacji leży miasteczko Cedanj. Od wieków stał tam most łączący obie społeczności. W przededniu wejścia Słowenii do strefy Schengen w Cedanj i w wielu miejscach na 670-kilometrowej granicy zamykano półoficjalne przejścia. Do końca grudnia aż 115 mostów na rzekach Kupa i Sutla będzie zburzonych lub zamkniętych.

Symbolika tych działań przypomina bardziej czasy zimnej wojny, a nie jednoczącą się Europę. Unia będzie musiała się postarać, by dla mieszkańców Cedanj i innych podobnych miejsc integracja kontynentu nie kojarzyła się z paleniem mostów, lecz z ich budowaniem.

Dr JAKUB WIŚNIEWSKI pracuje w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]