Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tymczasem dokładnie tu - między Bramą Brandenburską a zbudowanymi już po zjednoczeniu Niemiec postmodernistycznymi wieżami Daimler-Benz i Sony-Center, gdzie przed 1989 r. przebiegał Mur Berliński, śmiertelna linia podziału między dwoma światami - ukończono właśnie budowę Pomnika Pomordowanych Żydów Europy (Holocaust-Mahnmal). Z topograficznego punktu widzenia można by powiedzieć, że w miejscu, gdzie decydowano o masowym mordzie, 60 lat później ma być czczona pamięć mordowanych. W tym przypadku trudno jednak mówić o genius loci, raczej o miejscu naznaczonym historią.
Pomnik Holokaustu. Abstrakcyjne i gigantyczne miejsce pamięci ze swą, jak to ktoś napisał, “architekturą niepewności". “Niemieckie pole", jak sformułował to tygodnik “Spiegel", wielkości boiska piłkarskiego, z falującymi betonowymi słupami różnej wielkości. Potężny, anonimowy cmentarz, którego nagrobki są szare jak popiół.
Miejsce pamięci - jak historia - nie ma wejścia ani wyjścia. Każdy musi sam odnaleźć swoją drogę. Nie panuje tu żadna babilońska gęstwina, widać raczej jasne, geometryczne linie, jak miasto zbudowane na planie siatki, np. Manhattan w miniaturze. Wielkość kanciastych płyt z szarego betonu - mających budzić skojarzenie ze stelami z żydowskiego cmentarza - jest dokładnie zdefiniowana. Wszystkie mają 2,38 metra szerokości i 95 cm grubości. Różnią się natomiast wysokością: najniższe mają 20 cm, najwyższe 4,70 metra. Stoją na nierównym podłożu i falują łagodnie.
Na razie przeszkadza ogrodzenie: wejście na teren pomnika nie zostało jeszcze udostępnione publiczności. Jednak już dziś monument przyciąga niezliczonych turystów, którzy stoją grupami przy ogrodzeniu i słuchają wielojęzycznych objaśnień przewodników.
Kiedy po odsłonięciu 10 maja 2005 r. będą mogli wejść do miejsca pamięci, większość doświadczy zatopienia w czymś niezwykłym. W oddali będą widzieć ruch uliczny, ale nie będą go już słyszeć. Kamienne słupy tłumią codzienność. Miasto na zewnątrz jest tylko odległą kipielą. Wewnątrz jest miejsce ciszy. Ale i zamieszania.
Człowiek, który nadał kształt temu miejscu, to Peter Eisenman. 73-letni Amerykanin prowadzi w Nowym Jorku biuro architektoniczne, działające w całym świecie i określa samego siebie mianem liberalnego Żyda. W jednym z wywiadów Eisenman mówił: “Jestem ciągle wypytywany o żydowską architekturę, o pamięć i tożsamość". On jednak, dodawał, jest amerykańskim architektem, dekonstruktywistą. Tak, Żydem, ale takim, w którego domu rodzinnym stawiana była choinka na Boże Narodzenie. Mówił: “Dla mnie w architekturze chodzi o to, żeby dać ludziom fizyczne wręcz doświadczenie, przeżycie".
Także jego kamienne pole w centrum Berlina ma służyć pierwotnym, cielesnym przeżyciom. Ma dać poczucie obecności, uczestnictwa, jak podczas wizyty w Auschwitz. Aby zrozumieć to miejsce, zwiedzający nie musi nic wiedzieć. “Na polu steli panuje aura, poczucie braku języka, niewypowiadalności" - mówił Eisenman. Zwiedzający nie oczekuje tam lekcji historii, uporania się z przeszłością. Za to amerykański architekt nie czuje się odpowiedzialny: “Miejsce pamięci to niemiecka sprawa. Ja nie jestem Niemcem. Nie udzielam żadnych lekcji". O to zadbali już Niemcy: w podziemiach, pod północną częścią pola ze stelami, powstaje ośrodek informacyjny. Ma on przekazać zwiedzającym wiedzę: fakty i dokumenty dotyczące Holokaustu.
Budowa takiego pomnika w środku Berlina od początku budziła spory. Droga od pierwszego pomysłu w 1988 r., przez różne konkursy, rekomendacje i zarzucane projekty, aż po decyzję Bundestagu o realizacji projektu Eisenmana (w 1999 r.) była długa i pełna kontrowersji. Niektóre z wczesnych projektów budziły obawy, np. kicz z gwiazdami Dawida różnej wielkości. By nie wspominać o potężnych, ukośnych płytach nagrobnych, które zwyciężyły w pierwszym konkursie, ale na szczęście zostały odrzucone przez ówczesnego kanclerza Helmuta Kohla (na płytach miały zostać wygrawerowane nazwiska zamordowanych Żydów; grawerunki mieli sponsorować obywatele niemieccy, którzy staliby się w pewien sposób “ojcami chrzestnymi" zamordowanych; ten “handel odpustami" oburzył wtedy wielu).
Dyskusje wokół Pomnika Holokaustu nie zakończyły się jednak ani po decyzji Bundestagu, ani po rozpoczęciu budowy. A dziś krytykowana jest przede wszystkim data jego otwarcia. Właściwym dniem byłby 27 stycznia - moment, w którym przed 60. laty wyzwolono Auschwitz, największy z niemieckich obozów koncentracyjnych.
Ale ten dzień został przegapiony. Miejsce pamięci wypełni się ludźmi dopiero 10 maja, po zakończeniu uroczystości upamiętniających koniec II wojny światowej w Europie. Lewicowo-liberalny tygodnik “Zeit" skrytykował wybór tej właśnie daty, ironizując, że wygląda to tak, jakby “również odsłonięcie pomnika miało być wyzwoleniem, jakby wraz z tym pomnikiem Niemcy miały zostać wybawione" od swej historycznej hańby.
Także i to podejrzenie, że miałby to być symbol niemieckiego “samo-wybaczenia", towarzyszyło dyskusjom o Pomniku Holokaustu od początku. I niezależne od tego, czy jest słuszne, wskazuje jedno: niemiecki dylemat niemal bez wyjścia. Bo jeśli zbudowanie takiego miejsca pamięci ma budzić podejrzenie, że chodzi o zamknięcie historycznych rachunków, to niezbudowanie go budziłoby inne podejrzenia - o unikanie przeszłości.
Przełożyła Agnieszka Sabor