Moja metánoia

Przeżywaliśmy dni wielkie. Zmieniło się nasze spojrzenie na świat, na wszystko, co nas dotąd obchodziło, i na nas samych. Doznaliśmy straty, której ciągle nie jesteśmy w stanie zmierzyć, i na nowo uświadomiliśmy sobie dar, jaki otrzymywaliśmy przez tyle lat, rok po roku i dzień po dniu. Wielu z nas doświadczyło w tym czasie jakiejś przemiany. Dziękujemy wszystkim, którzy zdecydowali się do nas o niej napisać.Kończymy trwającą od połowy kwietnia ankietę, zapewniając tych, którzy zdecydowali się w niej uczestniczyć, że najciekawsze głosy opublikujemy w najbliższych numerach TP.

***

Gdy wspominam początek kwietnia w Krakowie, targają mną sprzeczne uczucia. Pamiętam medialną wizję tego miasta pogrążonego w żalu po utracie Papieża: tłumy na Franciszkańskiej pod kurią, które w obecności kamer, reporterów i wozów transmisyjnych próbowały się modlić czy chociaż skupić nad sobą. Nie mogę jednak zapomnieć, jak w tamte dni Kraków gromadził się w knajpach i topił smutek w kuflu piwa. Nie nadążając z myciem naczyń w jednej z kawiarni, poczułem niechęć do tego miasta i zarzuciłem mu obłudę. Dość szybko jednak oprzytomniałem, uświadamiając sobie, że rzeczywistość nigdy nie jest jednorodna. Pozostało tylko przekonanie, że lepiej byłoby, gdyby światła kamer “oświetliły" dość mroczne wnętrza knajp, gdzie życie toczy się wartko, niż bezpardonowo przenikały do miejsc, gdzie człowiek chciałby być - mimo, że obok innych - sam na sam z Bogiem. Pod papieskie okno przychodziłem wieczorem lub w nocy. Nie uczestniczyłem w żadnych przemarszach - widok kibiców zmierzających ze stadionu pod siedzibę biskupów sparaliżował mnie i zniechęcił do takiej manifestacji. Nie zostałem też w Krakowie na czas pogrzebu, wybierając marszrutę na szczyt Laskowca. Nie stawiałem się wyżej od uczestników marszy, bo tak naprawdę także ja, nie mogąc sobie znaleźć miejsca, błąkałem się wówczas niczym bezpański pies.

Przeczytałem jednak dokument niesłychanie dla mnie ważny: list apostolski o cierpieniu i z tym wiąże się moja metánoia. Przestałem widzieć w Janie Pawle II wyłącznie człowieka cierpiącego, a na nowo zobaczyłem człowieka, jakim był dla nas zawsze - miłującego. Pomimo cierpienia.

Wojciech Sordyl

***

Może przestanę wyrzucać sobie oschłość i brak cierpliwości, jakie, wydaje mi się, okazywałam matce, opiekując się nią wiele miesięcy przed trudną śmiercią, “co nie miała zamiaru przyjść"? Wyrzucałam Bogu, że wystawia mnie na próbę i nie rozumie, jak trudno podnosi się chorą osobę, zmieniając pampersy, nie śpi się po nocach po trzykrotnej nieudanej operacji stawu biodrowego. Może nauczę się dziękować Bogu za czas, który mi dał, za ludzi, których postawił na mojej drodze, za miłość, którą nas tak szczodrze obdarował? Już teraz Bogu niech będą dzięki za moją ojczyznę, dobrych kapłanów i dziennikarzy, dzięki którym nie będąc ani w Watykanie, ani w Krakowie byłam blisko Papieża, oraz braci i siostry, z których jestem taka dumna.

Halina Jaruminowska

***

Kiedy usłyszałam: “problemy sercowo-naczyniowe", przypomniałam sobie, że podobnie było przed odejściem Taty - niespełna rok temu. Kiedy usłyszałam: “gorączka", pamiętałam, że to samo przeżywała przed śmiercią Mama. Wiedział rozum, doświadczenie, wspomnienie bycia z ukochanymi, co już odeszli. Jednak serce i dusza miały nadzieję, naiwną i dziecinną. Czekały cudu... Oczy wbite w telewizor, w spoconych dłoniach różaniec i książeczka do nabożeństwa o tytule, nomen omen, “Droga do nieba". Bezładne modlitwy (za Niego, do Niego...), najpierw mylone, choć znane od lat. Ale nie klepane automatycznie i bez sensu, tylko głębsze, pełne skupienia, zadumy nad każdym słowem. Duma, że z nas, tak przeciętnych, wyszedł prorok, miłujący i łączący zwaśnionych. Zobowiązanie, bo po czymś takim nie wypada być małostkowym, próżnym, obłudnym. Nawet przeklnąć głupio, choć życie wkurzy.

Trzeba postawić ku Jego pamięci pomnik. Nie z granitu czy alabastru, ale odnowionej wiary, nadziei i miłości. Miłości - bo najważniejsza, wiary - bo co szkodzi? I nadziei, że... “przyjdą zaś".

Zofia

***

Do Rzymu pojechałam ze znajomymi samochodem. W noc przed pogrzebem gapiłam się na tłumy rozśpiewanych młodych i siedząc na fosie zamku św. Anioła usiłowałam się modlić: “Już nie jestem tą wariatką ze studiów i dziewczyną mojego chłopaka z długimi włosami i nieustającym poczuciem, że czuwa nad nami Opatrzność. Co wieczór wypadają mi z ust drewniane słowa modlitwy, a »Jezu ufam Tobie« mówię najcichszym szeptem. Jestem tu, bo patrzyłam, jak się starzejesz, jak dojrzewasz w chorobie i heroizmie, którego nie może pojąć moje proste serce. Bo byłeś kimś, dla kogo turlałam się przez całą Polskę w zasmrodzonym pociągu na spotkanie młodych. Bo uczyłeś nas walczyć o »swoje Westerplatte«, więc walczyłam, gdy mąż się wyprowadził, a w komórce znalazłam sms-a, że to koniec. Bo nawoływałeś, by czuwać i nie zagłuszać sumienia, więc czuwam i wyznaję grzechy znudzonym kapłanom, by przyjąć z synem komunię w niedzielę. Bo pouczałeś, by kochać ojczyznę, więc trwam w wiecznych długach, wieloletnim bezrobociu, uciekających latach bez wakacji. I codziennie walczę z pokusą beznadziejności, uśmiechając się do dzieci, gdy wracają ze szkoły.

Jestem tu, bo nie przewidując przecież swojej przyszłości, a słuchając Cię - czasami nieudolnie i mimo woli - nie pogrążyłam się w chaosie, egotyzmie i chciwości, rozpaczy i beznadziei, a książki z Twoim przesłaniem, żeby dzieci mogły znaleźć na półce rodziców, kupię przez internet. Może będzie taniej".

Bardzo zwykła Matka-Polka

***

Mam 42 lata. Uczę się, że nie wolno bać się drugiego człowieka, bo “każdy człowiek na naszej drodze jest nam dany i niejako zadany przez Boga". Powtarzam sobie to codziennie, kiedy wstaję rano z łóżka i wyruszam na spotkanie z ludźmi. Czasami myślę, że nie sprostam, dopadnie mnie zniechęcenie i bylejakość. Wtedy modlę się i wierzę, że świat zbawia się przez cierpliwość, a nie pośpiech i lęk. Staram się w swojej ludzkiej ułomności wydać “plony obfite". Moja sytuacja jest uprzywilejowana, bo jestem nauczycielką młodych ludzi, którzy szukają sensu życia i ostatecznych odpowiedzi.

Małgorzata

***

Za pontyfikatu Jana Pawła II dwukrotnie przeżyłam wielką przemianę. W 1975 r. pojechałam do USA, zobaczyłam inną rzeczywistość i poczułam, jak dosyć mam komuny... Wiedziałam, że ten ustrój musi upaść, ale bałam się, że tego nie doczekam. I nadszedł rok 1978 - Polak zostaje papieżem. Zaskoczenie wielkie i przeżycie wspaniałe, ale dopiero Jego pierwsza wizyta w Polsce w 1979 r. pokazała, kim był. To On powtarzał - nie lękajcie się. A gdy powstała “Solidarność", w której działalność się zaangażowałam, uwierzyłam, że koniec komuny blisko. W 1989 r. zachłysnęliśmy się wolnością, nie bardzo wiedząc, czym ona jest. Chodziłam z głową w chmurach, ale wnet przyszło rozczarowanie, czasem wstyd, kiedy oglądało się “sceny z życia polityków" albo gdy słyszałam słowa: “Zachciało ci się »Solidarności«, to masz". Bo mieliśmy i złoty róg, i czapkę z piór... Byłam zbyt niecierpliwa, chciałam szybkich zmian, co było przecież po tylu latach komuny niemożliwe. Papież uczył cierpliwości, wskazywał drogę.

Był nie tylko wielkim Polakiem i patriotą, ale dobrym człowiekiem, uczącym nas, jak patrzeć na drugiego człowieka. Jestem emerytowaną nauczycielką i z dumą patrzyłam na naszą młodzież. Oni, wbrew temu, co się o nich mówi (bo jest wśród nich i margines zła), są wartościowymi, młodymi ludźmi - to oni będą budować lepszą Polskę. Nie oczekuję cudu, wiem, że emocje opadną, ale sporo w nas zostanie. Chyba nie tylko ja, dopiero teraz, po Jego śmierci, naprawdę zabrałam się do czytania o Nim i Jego pism. Potrwa to długo, bo materiał wielki.

Maria Tarwid

***

Czy coś się we mnie zmieniło? Mam nadal na to nadzieję. Uświadomiłam sobie, że trzeba kochać i szanować każde życie, choć w tożsamość każdego z nas wpisana jest śmierć; że należy czynić śmierć drugiego człowieka godną i nie pozostawiać go samego, a dostrzegać przez obecność przy nim wartość jego istnienia.

Anna Gasz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2005