Mit w sensie ścisłym

Strukturalistyczne tabelki? Nie daj Boże! Jakiś wzór? Nie, to nie dla nas! No, chyba że przyjdzie Napiórkowski i opowie coś, co od początku wciąga jak kryminał.

10.12.2018

Czyta się kilka minut

Globalne ocieplenie to mit? Tak twierdzi Marcin Napiórkowski w wydanej właśnie „Mitologii współczesnej”. Czytelnicy „Tygodnika” przyzwyczajeni, że nasz autor lubi wykręcać czasem rękę banalnym wywodom tak, że nagle kuszą nas siłą paradoksu, mogą jednak w tym miejscu powiedzieć „stop”. Co innego rozmowa o turbosłowiańskich bajkach o Lechitach, a co innego kpina z tego, że zaraz nam się tu niebo zwali na ziemię, a wody wystąpią z brzegów i potopią tych, którzy nie posłuchali głosu naukowców wołających na puszczy...

Nie, Napiórkowski nie przeszedł na stronę negacjonistów. Po prostu używa słowa „mit” w jego ścisłym i znacznie ciekawszym znaczeniu niż to potoczne: „fałszywa opowieść, bzdura”. Jest on obecnie najważniejszym stróżem tego znaczenia w tzw. dyskursie medialnym, czyli tam, gdzie gotowi na pewien wysiłek poznawczy laicy spotykają się z badaczami zdolnymi im przekazać jak najwięcej ze swej metody oraz owoców, jakie dzięki niej udaje się osiągnąć.

Jest to w polskich realiach obszar słabo zaludniony, mało kiedy spotyka się na nim pióra zdolne finezyjnym podstępem podprowadzić ku rozważaniom, które na pierwszy rzut oka mogłyby nas zrazić tzw. fachowością. Strukturalistyczne tabelki? Nie daj Boże! Jakiś wzór? Nie, to nie dla nas! No, chyba że przyjdzie Napiórkowski i opowie coś, co od początku wciąga jak kryminał.

Mit w jego perspektywie to nie tyle opowieść (a tym bardziej opowieść „fałszywa”), ile swego rodzaju maszynka do produkcji znaczeń, bowiem żeby sobie poradzić jako ludzie, musimy przede wszystkim poubierać wszystko w sensy. Jak powiada uczenie acz klarownie Napiórkowski: „mitologia rodzi się na styku złożoności świata i jednostkowego horyzontu rozumienia”.

A zatem globalne ocieplenie jest mitem. „To, czy opowieść w sensie logicznym jest prawdziwa czy nie, w ogóle tu nie ma znaczenia. Historia o topniejących lodowcach i zagładzie cywilizacji jest mitem ze względu na funkcję, jaką pełni we współczesnym społeczeństwie: objaśnia nieznane przy użyciu znanego, posługując się przy tym kulturowo ugruntowanymi i łatwymi do poznania archetypami i toposami...” – pisze Napiórkowski. I jeszcze dalej: „może pełnić funkcję punktu odniesienia, względem którego oceniamy (...) swoje codzienne wybory czy decyzje polityków”. Tym lepiej, bo skala wyrzeczeń i zmian w obyczajach, jaką próbują nam narzucić eksperci, jest tak znaczna, że bez dużego poczucia Sensu przez wielkie S nie uda się jej uczynić. Podobnie jak wiele innych czynności, w rodzaju segregowania śmieci. Jest ono na tyle niezrozumiałe na poziomie osiedlowego śmietnika, że trzeba je ująć w większą ramę narracyjną, żeby człowiekowi się chciało odkładać butelki do osobnego kubła.

Po zdjęciu z nich nakrętek, te zbieramy osobno gdyż... I tu znów Napiórkowski spada na naszą pełną dobrych intencji głowę z siłą pikującego sokoła i dowodzi, że kolejny drobny rytuał wielkomiejskich Polaków nie ma żadnego „sensu” ekonomicznie (logistyka zbierania jest nieraz droższa od wartości pieniężnej plastiku). Jednak robimy to z powodów ukrytych głęboko w zbiorowej podświadomości – nie tylko dlatego, że chcemy działać „dobrze”, lecz także dlatego, że odkupujemy w ten sposób część poczucia winy za udział w wielkokapitalistycznym projekcie totalnego obiegu towarów.

I tak dalej – mit jako praktyka nadawania znaczenia daje się wytropić Napiórkowskiemu w kolejnych, bardzo typowych dla współczesności zachowaniach i rytuałach, także tych z pozoru „poważniejszych” niż nakrętki, chociaż dla prawdziwego badacza nie ma czegoś takiego jak nie dość poważny przedmiot badania. To my nadajemy śmieszne hierarchie poważności, choćby dlatego, żeby uchronić się przed możliwością, że ktoś na nas samych spojrzy jak na ludzi niekoniecznie aż tak racjonalnych, za jakich chcemy uchodzić.

To jest zresztą największa zasługa Napiórkowskiego w tej książce: skutecznie i na wiele sposobów, krytycznie czytając i objaśniając nam swych strukturalistycznych mistrzów, dowodzi, że chętnie przypisujemy „dzikim” logikę mityczną, lecz z niechęcią rozpoznajemy ją u siebie samych. Po lekturze tej książki będzie o wiele trudniej to wyprzeć. Ale zresztą po co? To taka frajda być rozebranym na części przez Marcina Napiórkowskiego. ©℗

Marcin Napiórkowski, MITOLOGIA WSPÓŁCZESNA, PWN, Warszawa 2018

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2018