Mistyczne ciało polityka

Jedną z reguł demokracji jest rozdział Kościoła od państwa. Są jednak takie momenty, gdy zasady wieszamy na kołku. Na przykład śmierć, a właściwie pogrzeb prezydenta-katolika.

28.04.2010

Czyta się kilka minut

Na łamach "Rzeczpospolitej" (z 20 kwietnia) Dominik Zdort w tekście pod znamiennym tytułem "Czas, gdy ornaty pasują do sztandarów" napisał: "Powszechnie zaakceptowaliśmy fakt, że nie wolno rozdziału państwa od Kościoła traktować rygorystycznie, ale wręcz odwrotnie - że w ważnych dla narodu chwilach Kościół i państwo zawsze muszą być razem". Czy jednak rzeczywiście mamy do czynienia z powszechną akceptacją takiego modus cooperandi? Na portalu wp.pl Magdalena Środa, nawiązując do uroczystości pogrzebowych na pl. Piłsudskiego i na Wawelu, napisała: "Polska jest państwem wyznaniowym, przejętym przez Kościół, co jest może zgodne z wolą Polaków, ale niezgodne z konstytucją". Które z dwojga komentatorów ma rację?

Pogrzeb Lecha Kaczyńskiego to pierwszy pogrzeb prezydencki w III RP. I od razu niezwykły, bo urzędującej głowy państwa, prezydenta, który zginął tragicznie podczas symbolicznej podróży. Wydaje się więc, że ma rację komentator "Rzeczpospolitej", gdy pisze, że "pożegnanie zmarłego tragicznie polskiego prezydenta i jego małżonki może być odpowiednio wzniosłe tylko podczas Mszy św. w miejscu takim jak Bazylika Mariacka".

Ale przecież - jak można przypuszczać - pogrzeby następnych prezydentów nie będą związane z tak tragicznymi okolicznościami, będą to prawdopodobnie pogrzeby prezydentów w stanie spoczynku, zmarłych śmiercią naturalną - i niekoniecznie katolików; miała już Polska niewierzącego prezydenta i premiera luteranina.

Teoretycznie każdy może zadysponować swoją pośmiertną przyszłością, zdecydować, gdzie chciałby, aby spoczęło jego ciało. Teoretycznie - historia bowiem pokazuje, że ostatnia wola, nawet wyrażona w testamencie, nie staje się świętą, do wypełnienia której czują się zobowiązani ci, którzy ostatecznie decydują o miejscu pochówku.

Dwa ciała króla

W momencie śmierci prezydenta-katolika polityka i wiara, Kościół i republika splatają się ze sobą w sposób nie tylko symboliczny, ale rzeczywisty. Wkraczają wzajemnie na swoje obszary. Rytuał religijny miesza się z wojskowym, dźwięk dzwonów z salwą armatnią, ministranckie dzwonki ze szczękiem prezentowanej broni. Przecież w jednej osobie umiera człowiek wiary i polityki. Czy w związku z tym trzeba by dwóch pogrzebów dla jednego człowieka: religijnego dla człowieka wiary i państwowego dla człowieka polityki?

W świecie przedrepublikańskim, w świecie jedności religii i polityki, rzeczywistość śmierci i pogrzebu władcy świadomie ujawniała się na dwóch płaszczyznach. Pisał o tym Ernst Kantorowicz w dziele "Dwa ciała króla". Monarcha miał dwa ciała: naturalne i wspólnotowe. To pierwsze, przynależne osobie, było śmiertelne, niedoskonałe i podlegające niemocy. To drugie było nieśmiertelne i bez skazy, pełne majestatu, gdyż było uosobieniem państwa. Jak pisał Łukasz z Penny, państwo (respublica) to ciało, którego głową jest król. Pod pojęciem ciała wspólnotowego króla kryła się nierozerwalna łączność monarchy z państwem.

Ta dwoista natura władcy ujawniała się w pogrzebie. W Cesarstwie Rzymskim po pogrzebie realnym, gdy składano ciało cesarza do ziemi, odbywał się jeszcze drugi - funus imaginarium, podczas którego w centrum pozostawała woskowa kopia twarzy cesarza złożona na marach, następnie spopielona podczas publicznych uroczystości. Ten drugi pogrzeb nie był czymś mniej realnym. Przeciwnie - jak podkreśla Regis Debray w książce "Vie et mort de l’image", obraz (imago) cesarza był ciałem publicznym i promieniującym, w którym cesarz wstępował do nieba. "Prawdziwe życie" było w kopii, a nie w ciele rzeczywistym. W średniowiecznej Francji w kondukcie pogrzebowym króla obok trumny z ciałem niesiono wizerunek władcy - śmiertelność osoby króla kroczyła razem z nieśmiertelnym majestatem królestwa. Państwo bowiem to nie tylko corpus politicum (ciało polityczne), ale także s (ciało mistyczne), a głowa króla była nie tylko koronowana, ale także namaszczana.

W tej perspektywie trzeba przyznać rację Wawrzyńcowi Smoczyńskiemu, który w "Polityce" pisze: "jesteśmy mentalnie podzieleni - przynajmniej część z nas tkwi w Polsce na wpół monarchicznej, która (...) potrzebuje królewskich pogrzebów. Polska obywatelska nie ma tych symboli, nie ma własnego języka, nie ma nawet państwa zdolnego artykułować emocje bez pomocy wojska i Kościoła. Na takim podziale trudno zbudować republikańską wspólnotę". Tak, państwo przedrepublikańskie, w którym monarcha w jakimś zakresie łączył w sobie godność królewską i kapłańską (powszechnie wierzono w cudotwórcze zdolności króla), idealnie radziło sobie z dualizmem monarszej śmierci.

Ostatnie wydarzenia pokazują, że państwo republikańskie z dualizmem prezydenckiej śmierci sobie nie radzi. Nie dysponuje własnymi symbolami, słowami, obrzędami. Nie tylko naród (w większości?), ale i władza instynktownie dryfują więc ku monarchicznej wizji "dwóch ciał" władcy. A jeśli tak, to rzeczywiście należałoby zapytać, czy jest to zgodne z konstytucją, tak silnie akcentującą rozdział Kościoła i państwa.

Kto do panteonu

Zwyczaj chowania wybitnych obywateli w kościelnych kryptach i świątynnych panteonach wywodzi się bezpośrednio z tej dwoistej wizji śmierci króla. Trzeba jednak pamiętać, że władca, który uosabiał majestat państwa i był emanacją narodu, nie podlegał moralnej ocenie. Spoczywał w krypcie nie z powodu politycznych zasług czy moralnej nienaganności, ale wyłącznie z powodu posiadania monarszej godności. Podobnie dzieje się z biskupem, któremu przysługuje prawo pochówku w katedrze bez względu na aktualną czy historyczną ocenę jego posługi.

Ten problem ostro objawił się w czasie pogrzebu Józefa Piłsudskiego, którego pochowano na Wawelu bardziej jako ucieleśnienie niepodległej Polski niż ze względu na moralne cnoty. Już wtedy pojawiały się głosy, że Marszałek nie jest godny grobu pośród królów ze względu na m.in. socjalistyczną przeszłość, czasową zmianę wyznania czy też kontrowersje wokół jego decyzji politycznych. Konflikt wawelski powrócił w dniach pogrzebu prezydenta Kaczyńskiego. Słusznie zauważają niektórzy, że motywowanie decyzji o jego pochówku na Wawelu jedynie faktem spełnianego przezeń urzędu otwiera drogę dla następnych prezydentów, wpisując się tym samym w "monarszy" paradygmat (i automatycznie w mit Piłsudskiego).

Wymienia się więc inne powody: ze względu na tragiczne okoliczności śmierci, ze względu na ocenę prezydentury czy też - jak pisze Tomasz Lis w "Gazecie Wyborczej" - dlatego że "uroczystości te stanowiły szalenie sugestywną i pierwszą tego rodzaju w minionym dwudziestoleciu wizualizację ciągłości polskiego państwa, od czasów królewsko-jagiellońskich po czasy obecne. I akurat w tym sensie była to zasłużona nagroda dla prezydenta, który świadomie wszedł w rolę kustosza narodowej pamięci".

Trudno uciec od pytań o kryteria wyboru osób godnych pochówku w kryptach kościelnych. Dyskusje wokół złożenia trumny prezydenta Kaczyńskiego na Wawelu, kontrowersje wokół pogrzebu Czesława Miłosza na Skałce, a także sprawa pochówku Janusza Kurtyki (ostatecznie złożono go nie, jak pochopnie zapowiadano, w kościele św. Piotra i Pawła, ale na cmentarzu Rakowickim) pokazują, że znalezienie kryteriów jednoznacznych i obiektywnych jest niezwykle trudne, a może nawet niemożliwe. Co bowiem ma przesądzić o wystarczającej wybitności kandydata do polskiego panteonu? Jeśli będzie to panteon budowany w przestrzeni sakralnej, nie uciekniemy od pytania o wystarczającą katolickość zmarłego. Złożenie ciała pod kościelną posadzką to przecież religijne wyróżnienie. Na pewno pojawią się też pytania o właściwą postawę patriotyczną czy zasługi naukowe, artystyczne i polityczne. I zawsze się znajdzie ktoś, dla kogo zmarły nie będzie wystarczająco godzien. A każdy kolejny grób w kościelnej krypcie to tworzenie precedensu.

Pozostaje jeszcze delikatne pytanie, kto ma o tym decydować: rząd, Kościół, rodzina, społeczeństwo? Kto ma prawo do dysponowania - przepraszam za drastyczność sformułowania - ciałem zmarłego, a w konsekwencji do kreowania jego legendy? Między wolą narodu - jak ją zbadać? - wolą rodziny, wolą władzy i Kościoła a wolą zmarłego może istnieć konflikt. Francuzi uciekli od tego problemu, przenosząc do Panteonu prochy swych wybitnych zmarłych długo po śmierci.

Przebudzenie

Pytań jest tu więcej niż odpowiedzi. I są to w gruncie rzeczy pytania o duszę narodu. Dominik Zdort pisze, że "w tych ciężkich dla wszystkich dniach minionego tygodnia zobaczyliśmy nagle wokół nas państwo polskie". Mit monarchiczno-mistyczny wziął górę nad wizją społeczeństwa obywatelskiego. W znakomitej bowiem większości społeczeństwo nie dało sobie rady z tak wielkim nagromadzeniem bólu, żałoby, smutku i traumy. W obliczu tragizmu śmierci uciekliśmy się do religii, mistycyzmu i narodowego mitu.

W tych dniach Polakom bliższa była eschatologia niż polityka. Do polityki trzeba będzie jednak nieuchronnie wrócić, bo żałoba w polityce (jak w życiu) to stan przejściowy. Trzeba będzie także wrócić do pytań o autonomię Kościoła i państwa. Autonomię, której - jak widać - śmierć nie rozumie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2010