Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
...Po polsku wyszedł właśnie wybór dwudziestu pięciu mikrogramów – drobny fragment tej paradoksalnej twórczości, która dzięki naiwności sięga stylistycznych wyżyn, a dzięki błahości tematów i rekwizytów daje panoramę naszej nowoczesności.
Litery nie przekraczają dwóch milimetrów wysokości – zanotowane ołówkiem na skrawkach papieru, wizytówkach, marginesach pocztówek, kwitach, zawsze starannie przyciętych w formę prostokąta. Odkryte w 1956 r., po śmierci autora, który ostatnie dekady życia spędził w przytułku dla nerwowo chorych, przez długi czas uważane były za szyfr. Kiedy okazało się, że zapisane są po niemiecku, rozpoczęło się ich rekonstruowanie. Praca iście benedyktyńska, uwieńczona sześciotomowym wydaniem tekstów wraz z komentarzami – zakończyła się dopiero w 2000 r.
Autor twierdził, że odkrycie „metody ołówkowej”, wymagającej wszak niewolniczego skupienia wzroku i morderczej precyzji ręki, dało mu przestrzeń wolności, pozwoliło pisać „bardziej marzycielsko, spokojniej, wygodniej, rozważniej”, a praca tą metodą ofiarowała mu „osobliwe szczęście”. Fizyczność pracy pisarza staje się częścią znaczenia tekstu: utwór tak zapisany przestaje być neutralną formą przekazu treści.
Jeśli wmyśleć się w znaczenie mikrogramów, można dojść do wniosku, że jedynym właściwym sposobem ich czytania jest odcyfrowywanie oryginalnych kart. Po polsku dostajemy jednak tekst ustandaryzowany, w zwykłej, czysto tekstowej edycji i klasycznym projekcie typograficznym. To oczywiście szkoda, tym bardziej jednak czytając opowiadania warto pamiętać o nieprzezroczystości oryginalnych tekstów, o tym, że zasadniczo bronią się przed „normalną” lekturą, opierającą się na pozytywistycznym założeniu, iż czytamy po to, by skutecznie dotrzeć do sensu komunikatu, a ten z kolei z założenia skutecznie prowadzi nas ku uchwytnemu i niebudzącemu wątpliwości rzeczywistemu światu.
Nie tak jest u Walsera, nie temu służy zapis ani styl (Małgorzata Łukasiewicz stale podkreśla, że to nie biografia Walsera, a jego język powinien być centrum interpretacji), nie taki jest też obraz świata. W środku tych tekstów znajduje się człowiek zdumiony i zdumiewający, skromnie i jakby mimochodem opowiadający siebie na tle świata i społeczeństwa, które spod pozoru rzeczywistości harmonijnej i uładzonej (Szwajcaria!) wystawiają wciąż kompletnie niezrozumiałe oblicza. Jakie są w istocie? W wyłaniającym się z mikrogramów obrazie świata bohaterowi (co z niego zresztą za bohater!), nieodmiennie naiwnemu, niewinnemu „duchowemu żebrakowi”, jest śmieszno i straszno. Jak powiada, „mimo swych wysiłków w tym względzie”, potrafi „jedynie w śmiesznie nikłym stopniu wykrzesać z siebie beztroskę”, choć „bawi w niezwykle pięknej okolicy”. Mówi o sobie, że nigdy jeszcze nie przeżył niczego wartego wzmianki, „poza tym, że od czasu do czasu, stosunkowo rzadko, spoglądam w lustereczko”. Z nieodmiennie dobrą i życzliwą uwagą przygląda się też bliźnim, by stwierdzić: „notuję na papierze moje poparcie dla wysiłków zmierzających do tego, by z jednej strony piękni i szczęśliwi nie byli zbyt piękni i zbyt szczęśliwi, a z drugiej wszakże, z nie mniejszym przekonaniem, by niezadowoleni nie musieli sobie zbyt wiele odmawiać”.
Robert Walser, Mikrogramy Małgorzata Łukasiewicz, Łukasz Musiał, Arkadiusz Żychliński, Korporacja Ha!art, Kraków 2013
MAGDA HEYDEL jest historyczką literatury i tłumaczką Virginii Woolf, Josepha Conrada, T.S. Eliota, Seamusa Heaneya, Dereka Walcotta i Teda Hughesa. Kieruje redakcją pisma „Przekładaniec”. Wykłada przekładoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim.