Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Siedziałem wygodnie wśród biskupów, ministrów, rabinów i kogo tam jeszcze. Patrzyliśmy na jego drogę do pomnika, mając za sobą wysadzone krematorium. Byliśmy jak w teatrze, spoglądając na przedstawienie. Ktoś tam gadał, inny opalał się w piekącym słońcu, zdjąwszy z głowy piuskę. Nie zauważyłem pośród swoich sąsiadów specjalnego skupienia. Widziałem, że Franciszek ze swoją modlitwą jest sam nie tylko w tym sensie, że nikt mu nie towarzyszył. Był sam, bo nikt (lub tak mi się wydaje) nie podtrzymywał go w tym milczącym skupieniu. Zresztą sama uroczystość trwała chwilę. Widowisko, bo nim było dla widzów na krzesełkach, nie wciągało. Nawet rozczarowywało tym, jak było krótkie, niemal zdawkowe. Wizyta w Auschwitz mignęła nam tylko na telebimie, ale jakoś mało kto się temu przyglądał. Tam, jak mówili inni, którzy lepiej widzieli, było coś wstrząsającego. Wydarzyło się przy celi śmierci w obozie Auschwitz coś, co krzyczy, pozostawia trwały ślad.
Czym było to milczenie papieża w obozie? Wiem, jak wiele żydowscy filozofowie i teologowie pisali o Szoa. Pisali o Bogu, który zasłonił swe oblicze. Pisali o bezsilności Boga wobec destrukcyjnej wolności udzielonej ludziom. Rabin Szapira przedstawiał obraz Boga zamkniętego w wewnętrznej izbie Niebios, płaczącego nad losem swojego ludu. Teologowie i filozofowie (w tym kardynał Lustiger) mówili o próbie zabicia Boga w zabójstwie ludu, który był Jego pierwszym świadkiem. Myśliciele religijni poszukiwali symbolu, biblijnego obrazu, który mógł zbliżyć wiernych do doświadczenia Zagłady.
Papież milczał, chyba nieobojętny wobec wszystkich tych często dramatycznych rozważań i pytań o to, gdzie był wtedy w Auschwitz Bóg. Elie Wiesel widząc tam powieszonego chłopca, który długo na pętli szubienicy umierał, pisał: „Bóg jest z czy w tym chłopcu?”. Wiesel widział w obozie, jak chasydzi, rabini tracąc wiarę, tracili wolę życia. Może to właśnie było dla niego najstraszniejsze.
Słuchając milczenia Franciszka, myślałem o Hiobie. Pamiętamy, że księga cierpienia kończy się mową Boga chwalącego swoje dzieło stworzenia. To nie była żadna odpowiedź na mękę Hioba. Ten na koniec zatyka sobie usta dłońmi i skrywa się w milczeniu. Jak ktoś, kto słyszy głos swego Pana i kto pozostaje sam ze swoim pytaniem: dlaczego? Przeszedł drogę poniżenia. Odwrócili się od niego przyjaciele, żona. Stracił dzieci. Znał pytanie, nie znał odpowiedzi. Hiob czeka do dzisiaj na odpowiedź. Być może nigdy jej nie usłyszy. Ale, jak pisał jeden z filozofów, nie przestał bezwarunkowo ufać Bogu. Jeśli prosił, to o wybaczenie za błędy innych ludzi, za niemądre słowa przyjaciół, być może za swój upór.
We Franciszku, jego milczeniu i sposobie obecności, widzę oniemiałego od cierpienia Hioba, który prosi o wybaczenie okrucieństwa, jakie na tej ziemi się dokonało. Nie prosi o wybaczenie katom, mordercom, którym na pewno nie może zostać dane. Prosi o wybaczenie szaleństwa, którego największymi ofiarami byli ci, którzy na nie nie zasłużyli i zostali przez nie pochłonięci. ©