Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kilka minut po tamtej rozmowie Kreml - zwykle powściągliwy wobec mediów - poinformował o niej agencje, nie konsultując tego ze stroną polską. Nie dał Tuskowi szansy poinformowania prezydenta Kaczyńskiego. Znając ciąg dalszy, można sądzić, że o to chodziło. Ale, być może, nie tylko o to. Minęły dwa miesiące i można zaryzykować tezę, że ów zabieg wymierzony był także w Tuska: Kreml pozbawił premiera narzędzia, które w dyplomacji stosuje się rutynowo przy mniej ważnych sprawach. Mowa o poufnych konsultacjach merytorycznych, które zwykle poprzedzają spotkania szefów rządów; sonduje się w nich zamiary drugiej strony i rozmawia - np. o tym, co Putin chce powiedzieć, czy zamierza odtajnić rosyjskie śledztwo w sprawie Katynia (to najprostsza rzecz, jaką mógłby zrobić) albo czy rosyjskie sądy muszą traktować zamordowanych jak przestępców. Pytania można mnożyć; wiele padło w niedawnym specjalnym wydaniu "TP", poświęconym zbrodni katyńskiej i temu, czy pojednanie polsko-rosyjskie jest możliwe.
Konsultacje pozwoliłyby polskiemu rządowi wypracować stanowisko - i stawiać warunki. Ale Kreml postawił premiera przed faktem dokonanym - kreując sytuację, która może skończyć się tym, że Tusk będzie musiał żyrować każde postępowanie Putina. Tymczasem jeśli spotkanie w Katyniu sprowadzi się do samej obecności premiera Rosji, bez gestów realnych (a nie pozorowanych), wówczas - uwzględniając kontekst, czyli to, jak sprawa Katynia traktowana jest w Rosji - byłaby to kpina. I z ofiar Katynia, i z polskiego premiera.
Czasem brak słów mówi więcej niż ich nadmiar. Od dwóch miesięcy Tusk nie zabrał głosu w najważniejszej chyba dziś sprawie z politycznej agendy. Co mówi to milczenie?