Między rozsądkiem a fobią

Obiekcje PiS-u dotyczące traktatu lizbońskiego mają antyeuropejskie dno i biorą się z absurdalnych uprzedzeń. Czy jedynym ratunkiem jest zgniły kompromis?

25.03.2008

Czyta się kilka minut

Kryzysu ratyfikacyjnego nikt się nie spodziewał jeszcze kilka tygodni temu. Skoro główna partia opozycyjna i urzędujący prezydent wynegocjowali traktat jesienią ubiegłego roku, a obecna większość parlamentarna go popiera, ratyfikacja w trybie parlamentarnym powinna być formalnością. Nie jest.

Nie ma najmniejszego sensu "umacnianie" czy "zabezpieczanie" czegoś, co w traktacie istnieje. Utrzymanie "nicejskiego" systemu głosowania w Radzie Europejskiej do roku 2014/2017 zostało jednomyślnie przyjęte przez 27 państw w Lizbonie, jest zapisane w traktacie, wszyscy członkowie UE muszą to respektować. Gdyby ktoś chciał to zmienić, musiałby uruchomić nową konferencję międzyrządową, przeforsować swoje postulaty, a następnie ta zmiana musiałaby być poddana procesowi ratyfikacji w 27 państwach członkowskich. Jest oczywiste, że nikt w Unii na coś takiego się nie poważy. Czyli ten kształt przepisów traktatu - skutek stanowiska negocjacyjnego Polski - jest chroniony przez sam traktat. Dodatkowe gwarancje są zbędne. Są też nieskuteczne dlatego, że stanowisko Polski samo przez się nic już w traktacie nie zmienia.

Natomiast "umacnianie" tych "zdobyczy" z Lizbony, które istnieją tylko w imaginacji prezydenta Kaczyńskiego i byłego premiera Kaczyńskiego, jest bujaniem w obłokach. Nie można umocnić czegoś, czego w traktacie nie ma. Sens propozycji ratyfikacyjnych PiS-u i prezydenta jest jedynie taki, że na przyszłość zablokuje się każdemu polskiemu rządowi możliwość korzystania ze zwyczaju (dosyć zresztą wątłego), jakim jest mechanizm z Joaniny. PiS i prezydent chcą też zablokować możliwość doszlusowania Polski do 25 krajów członkowskich, które przyjęły Kartę Praw Podstawowych bez zastrzeżeń. Innymi słowy chodzi o to, żeby niezależnie od tego, jaki będzie w przyszłości układ polityczny (kohabitacja lub nie, taka czy inna większość parlamentarna), każdy rząd traktował Unię jak bracia Kaczyńscy - dziwacznie, z szeregiem fobii.

Z tego punktu widzenia zgoda, nawet częściowa, na warunki ratyfikacji postawione przez prezydenta i byłego premiera, oznacza zgodę na dalsze izolowanie Polski w Unii.

Kaczyńscy są przekonani, że to Polsce służy. Mają prawo tak uważać. Ale ich zrozumienie istoty integracji europejskiej jest mniej więcej takie jak zrozumienie roli internetu w życiu młodych Polaków, jakie niedawno zaprezentował Jarosław Kaczyński. Jeśli minister Sikorski wykazuje w Sejmie, że Unia nie ma kompetencji w dziedzinie prawa małżeńskiego, a Jarosław Kaczyński odpowiada, że mimo to "praktyka w Unii jest inna", to pokazuje wiedzę byłego premiera o Unii. To, że małżeństwa homoseksualne są prawnie dozwolone w Holandii czy w Hiszpanii, ma się nijak do członkostwa tych państw w Unii. Jarosław Kaczyński byłby zadowolony dopiero wtedy, gdyby z Brukseli zakazywano tego rodzaju legislacji w krajach członkowskich. Ale co wtedy z zasadą suwerenności państw członkowskich? Czy nie stanęlibyśmy przed problemem "województwa polskiego" w Unii?

Dochodzimy nieuchronnie do pytania, czy możliwa jest ratyfikacja bez bodaj częściowego nadania fobiom Kaczyńskich prawa obywatelstwa w poważnej debacie. Wygląda na to, że mimo pewnych pęknięć w PiS-ie, w Sejmie może zabraknąć głosów za ratyfikacją nieuwzględniającą propozycji prezydenta (czyli PiS-u). Droga referendalna podjęta dopiero na tym etapie jest konstytucyjnie wątpliwa, o czym zdają się świadczyć także wahania inicjatorów tego pomysłu.

Poza tym przestrzegałbym przed traktowaniem referendum w sprawie traktatu jako z góry wygranego. Choć sondaże pokazują bardzo wysokie poparcie dla traktatu (ok. 75 proc.), jest to bardziej efekt wysokiego poparcia dla PO w tej awanturze i w ogóle, niż wysokiego poparcia dla traktatu. Powiedzmy otwarcie, że wyrobienie sobie przez miliony wyborców zdecydowanego zdania o tym dokumencie nie jest możliwe. Ludzie traktatu po prostu nie przeczytają, a nawet jeśli przeczytają, niewiele zrozumieją. Ich opinia na ten temat będzie więc pochodną ogólnych sympatii politycznych, te zaś są labilne. Nie wiemy, jakim poparciem będzie się cieszyć PO za kilka miesięcy.

Najtrudniejsze jednak będzie zachęcenie Polaków do udziału w głosowaniu. Przekroczenie progu 50-procentowej frekwencji jest bardzo niepewne, chyba że referendum byłoby połączone z przedterminowymi wyborami.

Jeśli więc obecna większość parlamentarna nie zdecyduje się na połączenie referendum z wyborami (a nie zdecyduje się ze względu na interes PSL-u), droga referendalna może być wysoce niebezpieczna. A jeśli nie referendum, to pozostaje poszukiwanie kompromisu, co w tym przypadku oznacza szukanie pozycji pośredniej między rozsądkiem a fobiami.

Taktyka Kaczyńskich w tej sprawie przypomina liczne walki prezydenta Wałęsy z większością parlamentarną, polegające na wywoływaniu absurdalnych problemów, tworzeniu kryzysu, który następnie trzeba było rozwiązywać, szukając zgniłego kompromisu. Zdaje się jednak, że inne wyjścia są iluzoryczne. Pewną nadzieję na skuteczne posprzątanie po tej zawierusze daje scenariusz zarysowany przez prof. Piotra Winczorka ("Gazeta Wyborcza", 19 marca): parlament uchwala ustawę ratyfikacyjną uwzględniającą część obiekcji braci Kaczyńskich, prezydent ją podpisuje, grupa posłów skarży do Trubunału Konstytucyjnego część przepisów ustawy, Trybunał unieważnia te przepisy, co uwalnia rząd od absurdalnych zobowiązań, happy end.

Na nic lepszego nie możemy liczyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2008