Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie wiem, czy też tak macie, ja tak miałem z całą pewnością aż do wczoraj: wychowany w kulcie przeszłości, pracujący w gazecie o siedemdziesięcioletniej historii karzeł na ramionach olbrzymów, tkwiłem w przekonaniu, że wszystko, co najlepsze, dokonało się zanim przyszedłem na świat. Najlepsza płyta w historii muzyki rockowej? No wiadomo: „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” Beatlesów. Najlepsze wykonanie „Pasji Mateuszowej”? Nagranie Nikolausa Harnoncourta z 1970 roku. Najlepsza książka o podróżowaniu? „Obrazy Włoch” Muratowa, z której każdy kolejny eseista wybierający się na Południe przepisuje pełnymi garściami. Najlepsi piłkarze w historii futbolu? Oczywiście Pele, a poza tym Puskas, Cruyff, Eusebio, Beckenbauer – z tych, co mogłem widzieć na własne, w miarę rozumiejące oczy, tylko Maradona ewentualnie mieściłby się na tej liście. Wszystko już było, „za moich czasów to były napady”, jak mówił na ulicy Pif-Paf City bohater jednego z komiksów także narysowanych dobre czterdzieści lat temu, czyli „Tytusa na Dzikim Zachodzie”.
Otóż nie. Jakkolwiek piękne były historie opowiadane nam przez rodziców i dziadków, jakkolwiek piękne są wspomnienia z dzieciństwa, np. o „zwycięskim remisie na Wembley” („najlepszy mecz w historii polskiej piłki” – cóż za szkodliwa bzdura…), świat poszedł do przodu, bynajmniej na tym postępie nie tracąc. Najlepszy piłkarz w historii piłki nożnej? Pep Guardiola powiedział wczoraj, że zdecydowanie Leo Messi, ale niewykluczone, iż za 10 godzin Carlo Ancelotti będzie z nim ostro polemizował, utrzymując, iż pierwszeństwo należy się Cristiano Ronaldo. O tym, że Bayern Guardioli nie zagra w finale tegorocznej Ligi Mistrzów, zdecydowały najpierw dwa gole Messiego w pierwszym spotkaniu półfinałowym, później zaś dwa podania, inicjujące akcje wykończone przez Neymara z asystami Suareza w meczu rewanżowym. Messi-Mesjasz, w tym sezonie zdobywca 53 goli i 27 asyst w 53 meczach, a przy tym bajeczny drybler, widzący coraz więcej na boisku, potrafiący też (robił to i wczoraj w Monachium) wrócić za rywalem i powalczyć o odbiór piłki. „Kunszt piłkarski Messiego opisuje się najczęściej za pomocą przymiotników poprzedzonych partykułą »nie«: niemożliwy, nieogarniony, niewiarygodny, niewyobrażalny, nieprawdopodobny, niespotykany – pisał w „Kontekstach” Dariusz Czaja już dobre trzy lata temu. – On sam jest wręcz modelową wiązką przeciwieństw. Kontrast między nikczemnością jego cielesnej postury a skalą jego piłkarskich umiejętności nie przestaje zdumiewać”. Porównania z Mozartem? Opis słynnego gola z Getafe jako „Święta Narracja o Cudownym Zdarzeniu”? Cóż w takim razie mówić o drugim golu strzelonym Bayernowi na Camp Nou? A może nie z Mozartem trzeba go porównywać, tylko z Cristiano Ronaldo właśnie?
Przeczytaj cały wpis na blogu "Futbol jest okrutny" >>
Zapraszamy także na dyskusję:
„Messi czy Ronaldo” to tytuł debaty, która odbędzie się podczas poświęconego geniuszowi i geniuszom tegorocznego Festiwalu Copernicus. Zapraszamy z Tomaszem Pasiecznym, Rafałem Stecem i Rafałem Ulatowskiem w piątek, 22 maja, na godzinę 17, do Holu Głównego AGH, na aleję Mickiewicza 30 w Krakowie.