Media milczą, dusza śpiewa

W dorocznym raporcie na temat sytuacji mediów na świecie amerykańska organizacja pozarządowa Freedom House stwierdza, że Rosja, Ukraina i Wenezuela to kraje, w których wolność prasy ucierpiała ostatnio najbardziej. Ani w rosyjskim społeczeństwie, ani wśród rządzących reakcji nie wywołują nawet bulwersujące publikacje o haniebnych czynach rosyjskich wojsk w Czeczenii.

06.06.2004

Czyta się kilka minut

Budowa demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego ŕ la Putin najwyraźniej wymaga złożenia w ofierze wolności słowa. Im mniej wiedzą obywatele, z tym większym zapałem wsłuchują się w słowa umiłowanego przywódcy, który regularnie opowiada o poprawie warunków życia.

Na liście Freedom House Rosja uplasowała się na 148. miejscu na 196 badanych państw, wśród takich światowych potentatów demokracji, jak Angola i Sierra Leone. Ta grupa krajów zaliczana jest w rankingu do kategorii “nie przestrzegających wolności prasy". Już rok wcześniej Freedom House wskazywała, że źle się dzieje w państwie rosyjskim: nowy gospodarz Kremla wziął wtedy “pod obcasik" najpopularniejszą prywatną telewizję komercyjną NTW, skazawszy uprzednio na banicję jej właściciela, magnata medialnego Władimira Gusińskiego.

Odszkodowanie dla "Gusia"

Zatrzymajmy się przez chwilę przy tym głośnym wydarzeniu, gdyż zyskało ono zaskakującą kontynuację. Oto latem 2000 r. Gusiński, właściciel potężnego holdingu “Media-MOST", ląduje w areszcie pod zarzutem nieprawidłowości podczas prywatyzacji (jak podkreślają adwokaci magnata, w celi siedzą z nim na szczęście sami inteligenci - oszuści i fałszerze pieniędzy; fraza o inteligencji aresztantów wejdzie na stałe do języka moskiewskiej ulicy i stanie się źródłem dowcipów). Po kilku nocach spędzonych na twardej kozetce, “Guś" podpisuje jakieś papiery i wyjeżdża nad Morze Śródziemne. W tym momencie wydaje się, że Kreml - bo nikt nie miał wątpliwości, że za atakiem na oligarchę i jego imperium stoi niezadowolony z krytyki pod swym adresem prezydent Władimir Putin - wygrał wojnę o oczyszczenie pola medialnego i upokorzył zadziornego bogacza.

Jednak Gusiński nie złożył broni. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, przed który pozwał państwo rosyjskie, orzekł w ubiegłym tygodniu, że podpisana w areszcie umowa - przekazania aktywów medialnych w zamian za wolność - nie ma mocy prawnej. Po pierwsze, porozumienie zostało zawarte pod przymusem. Po drugie (co znacznie ważniejsze w obliczu wszystkich dziwnych historii z wywłaszczaniem, jakie miały potem miejsce w Rosji), sąd doszedł do wniosku, że Gusiński został osadzony w areszcie nie dlatego, że był winien inkryminowanych czynów, ale po to, by można mu było zabrać telewizję.

Czy to oznacza, że Gusiński odzyska swe imperium? Nawet najwięksi entuzjaści powrotu “Gusia" do ojczyzny nie zaryzykują takiej prognozy. Na razie wiadomo, że ma otrzymać rekompensatę (88 tys. euro) za niesłuszne pozbawienie wolności. Ponadto już ma satysfakcję: europejski sąd uznał Rosję za kraj stosujący w rozgrywkach politycznych metody chicagowskich gangów z okresu prohibicji.

Orzeczenie Trybunału może mieć też znaczenie w sprawie najbogatszego człowieka Rosji Michaiła Chodorkowskiego, który od paru miesięcy siedzi w areszcie “Matrosskaja Tiszyna" i czeka na proces w sprawie machinacji finansowych na szkodę państwa. Kremlowscy prawnicy będą musieli się nieźle nagłowić, by udowodnić, że oligarchę wsadzono za kratki z powodu popełnionych przestępstw, a nie po to, aby mu utrudnić prowadzenie działalności politycznej i finansowanie opozycji.

Poszukiwany obiektywizm

Powiązanie sprawy wolności słowa - a właściwie metod jej duszenia - ze sprawami największych rosyjskich oligarchów nie jest przypadkowe. Rosyjski rynek mediów nie jest jednolity. Jego najważniejszy sektor - dwa ogólnokrajowe kanały TV, największa rozgłośnia radiowa, wysokonakładowe ogólnokrajowe gazety - albo należy do państwa, albo znajduje się pod kontrolą tych, którzy realizują politykę władz. Ale kilka niezłych tytułów prasowych (np. “Niezawisimaja Gazieta", “Kommiersant", “Izwiestia") nadal należy do oligarchów. Zdaniem autorów raportu Freedom House, ta okoliczność również jest świadectwem braku wolności słowa: właściciele ci stosują bowiem naciski wobec dziennikarzy, wprowadzając wewnętrzną cenzurę albo rugując niewygodne tematy. Z drugiej jednak strony, taka sytuacja daje przynajmniej namiastkę pluralizmu mediów - i tej znikającej pod wodami państwowej propagandy wysepki trzeba bronić.

Co uderzające, nawet eliminowanie z rynku bardzo zasłużonych tytułów prasowych nie wywołuje dziś w Rosji rezonansu społecznego. W lutym, tuż przed wyborami prezydenckimi, pozbawiono siedziby opiniotwórczy tygodnik “Nowoje Wriemia" (o niskim nakładzie, ale ostro krytykujący prezydenta), powołując się na dęte podstawy prawne. 15 lat temu na demonstrację poparcia dla szykanowanej gazety przyszłyby tysiące - dziś nikt nie kiwnął palcem. Wszyscy rozumieli, że w okresie poprzedzającym prezydencką elekcję zakneblowanie krytyków najważniejszego kandydata jest częścią “operacji »wybory«", prowadzonej przez odpowiednie czynniki. Bo teraz przyszedł czas takiego “rozumienia". Oligarchowie mają “zrozumieć", że trzeba się dzielić tym, co mają. Dziennikarze - że nie wolno być dociekliwym i prawdomównym.

Cóż zresztą mówić o krzywdach sponiewieranej gazety, skoro ani w społeczeństwie, ani w odpowiednich władzach reakcji nie wywołują nawet bulwersujące publikacje dotyczące haniebnych czynów rosyjskich wojsk w Czeczenii - zresztą wyjątkowo rzadkie, przede wszystkim z powodu szczelnej blokady informacyjnej. Dziennikarka “Nowej Gaziety" Anna Politkowska opublikowała w kwietniu wstrząsający materiał o traktowaniu wziętych do niewoli bojowników czeczeńskich - nikt się nie zainteresował. Nie wszczęto dyskusji, nikt nie zabiegał o znalezienie winnych. Dziwne? Tylko na pierwszy rzut oka. Wystaczy przypomnieć hasło, rzucone w 1999 r. przez ówczesnego premiera, dziś prezydenta: “Będziemy ścigać bandytów nawet w kiblu". Przecież nie po to, by się z nimi cackać... A kto w dobie powszechnej akceptacji poczynań władzy zechce się wychylać i nadstawiać karku za Czeczenów? Opinia publiczna “rozumie" sytuację.

Marginesu wolności słowa nie powiększa także fakt, że w czasach, gdy wśród rozpętywanych na całą Rosję afer władza próbuje podporządkować sobie wielki biznes, oligarchowie używają podległych mediów jako tuby w obronie swych interesów albo do rozgrywek między sobą (władza natomiast stara się tę tubę przyciszyć).

Znany polityczny “technokrata" Gleb Pawłowski (do niedawna “bliski ciału", jak mówi się o ludziach mających dostęp do prezydenta; ostatnio “wypadł z łaski") w referacie wygłoszonym w maju na jednej z moskiewskich uczelni stwierdził nie bez racji, że “obecnie media próbują zmusić odbiorców do zainteresowania się tematami, które w ogóle ich nie obchodzą". Zamiast autentycznej wymiany zdań i prób szukania wyjścia z sytuacji kryzysowych, media pod patronatem państwa serwują zestaw “przykazań Putina" i radosną propagandę sukcesu, a niszowe media antyprezydenckie - jadowitą krytykę poczynań ekipy czekistów. O obiektywizm najtrudniej.

Obok Castro i Kima

Jak wiele sytuacji w Rosji, i ta na rynku mediów pełna jest sprzeczności i nie daje się łatwo zaszufladkować. Nie jest bowiem tak, że wszyscy położyli uszy po sobie i zajmują się spokojnie dżinsą (tak w rosyjskim slangu dziennikarskim nazywa się pisanie materiałów na zamówienie), pokornie wystukują wierszówkę zgodnie z najwyższą dyrektywą albo opisują w kolorowych pisemkach kolejne zdrady młodego męża starszej już wiekiem, kultowej piosenkarki.

Jednoznacznej ocenie wymyka się czasami spisana na straty jako wolne medium telewizja. Jej dwa państwowe kanały rzeczywiście tłuką serwilistyczną agitkę, ale komercyjna NTW pozwala sobie na gryzącą ironię pod adresem głowy państwa albo pokazywanie tematów “niefajnych". Przoduje w tym program “Namiedni" (“Ostatnio"). Można w nim było obejrzeć materiał bezlitośnie wykpiwający pompatyczność inauguracji drugiej kadencji Putina, a od kilku tygodni emitowany jest cykl reportaży “Biedni ludzie", przedstawiający poszczególne grupy społeczne “systemowo ubogie i skazane na ubóstwo": lekarzy, emerytów, wojskowych, nauczycieli, studentów itd. Reportaże odnoszą się do rzuconego przez prezydenta w kampanii wyborczej hasła zwalczania ubóstwa - i są gorzkim komentarzem do plastikowych wystąpień “ojca narodu".

Pesymiści twierdzą jednak, że to ostatnie przejawy wolnej myśli. Putin, który z wielką przewagą wygrał (nie bez udziału potulnych mediów) wybory prezydenckie, zdradza ciągotki do uspokojenia nadmiernie pobudliwych myślicieli i zapewne będzie dążył do ograniczenia ich działalności. Zwłaszcza że nie zna się ani na cienkim dziennikarskim dowcipie, ani na poważnej krytyce. Niemile widziana jest dociekliwość. Informacje starannie cedzą urzędnicy z Federalnej Agencji ds. Prasy - powołanej w miejsce Ministerstwa Prasy, nazywanego “ministerstwem prawdy, samej prawdy i tylko prawdy" - albo funkcjonariusze służb specjalnych.

Już rok temu organizacja “Reporterzy bez granic" zaliczyła Putina w poczet wrogów wolności prasy. Galerię 42 przywódców dławiących media zdobią portrety Łukaszenki, Kim Dzong Ila i Castro. Najwyraźniej Władimirowi Władimirowiczowi przypadła do gustu ta kompania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2004