Męczennicy i komedianci

Poezja jest nierównym pojedynkiem między myślą, przychodzącą nie wiadomo skąd, i światem, ciałem, przemocą, rutyną, zbiorowością. Pojedynkiem między myślą samotną w swej niematerialności, a nieskończenie bogatym, często brutalnym, nieraz trywialnym światem, który ma swoje pory roku i swoje epoki historyczne.

21.12.2003

Czyta się kilka minut

Poezja natomiast ma swoje rytuały i mody; w jednym stuleciu - w epoce oświecenia na przykład - lubi pouczać, chętnie służy rozumowi, potem znowu burzy się przeciwko racjonalności, czci średniowieczne ruiny i wypowiada magiczne zaklęcia.

Czy dobrze służyła człowieczeństwu w wieku XX?

Beztroscy zbieracze motyli

Była - i jest - zafascynowana “modernizmem", czyli próbą oczyszczenia poezji z tego, co niepoetyckie. Poezja może istotnie stała się “lepsza", ale za cenę, jak to dostrzegają sami poeci, zerwania niepisanego paktu z czytelnikiem. Czytelnik wolał, zdaje się, poezję “gorszą", nieczystą, ale bardziej, jak mu się wydawało, przystającą do jego doświadczenia.

Co robili poeci w XX wieku?

Stefan George przebierał się w grecką togę.

Miklós Radnóti został zastrzelony na skraju szosy; w kieszeniach jego płaszcza znaleziono później wiersze.

Konstantyn Kawafis pracował w brytyjskim biurze do spraw melioracji w Aleksandrii, a wieczorami pisał swoje mądre wiersze.

Pablo Neruda, Władysław Broniewski - i tylu innych - pisali ody do Stalina.

Antonio Machado w ostatnich tygodniach życia opuścił Hiszpanię.

D’Annunzio zrzucał bomby ze swego samolotu.

Tylu komediantów. Tylu męczenników.

Ezra Pound podziwiał Mussoliniego i Hitlera.

Brecht negocjował z komitetem centralnym partii.

Montale był oskarżony przez Pasoliniego o olimpijską obojętność wobec faszyzmu.

Czy poezja stoi dziś w centrum ludzkich prac? Nawet wśród ludzi wykształconych, czytających, poezja nie jest zbyt dobrze znana. Zdarza się, że profesorowie uniwersytetu, zajmujący się zawodowo literaturą, ograniczają się w swych lekturach do prozy. O wiele lepiej są znane wybitne powieści (już nie wspominam o filmach, bo to inna dziedzina).

Być może jednym z powodów tej nierównowagi - ale w końcu żyjemy w epoce dominacji powieści! - jest to, że najostrzejsze, najbardziej oryginalne diagnozy postawili XX wiekowi, temu tak bardzo historycznemu stuleciu, wielcy prozaicy. Można odrzucać skrajny pesymizm Kafki, graniczący, według pewnych krytyków, z gnostycznym potępieniem świata widzialnego, ale to on stworzył najbardziej niesamowitą wizję monstrualnego wieku - albo przynajmniej jego monstrualnych ingrediencji. Można zarzucać Albertowi Camusowi różne grzechy pisarskie, ale czyż nie udało mu się w paraboli “Dżumy" uchwycić pewnej zasadniczej jakości tragedii minionego wieku? I jeszcze George Orwell, pisarz najmniej może utalentowany wśród wielkich minionego wieku, ale zajmujący szczególne, ważne miejsce dzięki swemu absolutnie bezkompromisowemu dążeniu do prawdy (wcale nie tak powszechnemu!).

W zestawieniu z tymi autorami niektórzy - bo przecież nie wszyscy - poeci mogliby się wydać dandysami, beztroskimi zbieraczami motyli, maszerującymi ze swymi kolorowymi siatkami po pobojowiskach wielkich bitew stulecia. Mogliby uchodzić za spacerowiczów nie zauważających śladów zniszczenia. Oto Gottfried Benn zapisujący nastrój ostatnich dni lata, Montale żegnający się z Dorą Markus, czy Saint-John Perse - naprzód dyplomata, dyrektor francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, oskarżany przez powojennych historyków o współkształtowanie tchórzliwej polityki appeasement w latach 30., później emigrant w Stanach Zjednoczonych, wreszcie olimpijski laureat z powrotem we Francji, autor niekończących się retorycznych poematów.

Śpiew i myśl

Pamiętajmy jednak - w tradycji anglosaskiej - o poezji T.S. Eliota czy Audena, pamiętajmy, bliżej nas, o wielkich traktatach Czesława Miłosza, o późnej twórczości Aleksandra Wata, o wierszach Herberta lub Szymborskiej, o “Apokryfie" Pilinszkiego, o niektórych wierszach Holana, o rozpaczy Celana czy Nelly Sachs, o poetach rosyjskich, Mandelsztamie, Cwietajewej - to przecież nie byli, to nie są dandysi.

Poezja nie reagowała na nadciąganie złowrogich nowości XX wieku - ideologii, masowego społeczeństwa, bezwzględnej, zabójczej biurokracji - tak czujnie jak niektórzy powieściopisarze. Dlaczego? Są tu przynajmniej dwie możliwości: albo dlatego, że nie leży to w jej naturze, że dzieli z filozofią rys pewnej późności - bardziej jest sową Minerwy niż proza powieściowa - albo też dlatego, że zanadto była zakochana w swojej modernistycznej przygodzie, zbyt zajęta wysnuwaniem ze swego wnętrza coraz to nowych kierunków awangardowych.

Nieco mistyczne może pojęcie “mocy poetyckiej" - posługuje się nim w jednym ze swych esejów Seamus Heaney - doskonale jednak wskazuje na to, co w wielkiej poezji jest darem, co w jakimś sensie jest “niepotrzebne", nie zamówione, nieprzewidywalne, a przeto i nie mogące wprost, z miesiąca na miesiąc, odpowiadać na problemy i cierpienia epoki. Nie można wymagać od źródła, żeby było doskonałym zwierciadłem. Im silniejsze źródło tym bardziej poruszony, nieostry odbity w nim obraz.

Jeżeli - jak sądzę - poezja jest domeną, w której spotykają się przede wszystkim dwa elementy, nie tylko zupełnie różne, ale i niewspółmierne, śpiew i myśl, to przecież śpiew, inaczej niż bardziej elastyczna, bardziej mimetyczna myśl - będzie się wznosił nad ludzką rzeczywistością nie bez współczucia co prawda, ale i nie bez pewnej artystycznej nonszalancji, typowej dla skowronków i sławnych tenorów.

Jeśli, dalej, wiek XX był stuleciem nieciągłości, katastrof - a był taki w znacznej przecież mierze - to wydaje się, że trzeba pogodzić się z tezą, iż niektóre arcydzieła prozy powieściowej lepiej uchwyciły tę jego charakterystykę niż arcydzieła poezji.

Być może jednak dałoby się wysunąć tezę, że co prawda w chaosie XX wieku proza - a ściślej rzecz biorąc pewien rodzaj alegorycznej, nie naturalistycznej powieści czy przypowieści - lepiej zapisywała momenty nieciągłości, zerwania, niebezpieczeństwa, lepiej też rozumiała zagrożenia w świecie społecznym, ale za to poezja, na przekór katastrofom rejestrowała, i tym samym także podtrzymywała, współtworzyła, współwytwarzała, ciągłość naszego życia. Mam na myśli ciągłość nie w sensie zwykłej, spokojnej, “mieszczańskiej" egzystencji, lecz w głębszym znaczeniu - ciągłości życia duchowego, owej nieustającej, dziedziczonej przez nas po minionych pokoleniach medytacji, kulminującej w doświadczeniu piękna i zła, czasu i dobra, transcendencji lub, dla innych, nicości, medytacji będącej czymś w rodzaju permanentnego ostrego dyżuru, bez którego człowieczeństwo w znanej nam dotychczas postaci musiałoby doznać poważnego uszczerbku.

Podtrzymywanie tego rodzaju ciągłości jest zajęciem dużo mniej sensacyjnym niż oryginalne, wstrząsające fotografie tego, co nowe i groźne. Czytelnikowi - każdemu z nas - może się przecież wydawać, że owa ciągłość trwa bezpiecznie, niezagrożona, że utrzymuje się nieomal automatycznie, choćby tylko drzemała w klimatyzowanych bibliotekach. Ale tak nie jest. Ciągłość także wymaga niezmiernie cierpliwej pracy, natchnienia, wierności i pomysłowości. Ciągłość potrzebuje poezji.

***

Poeci zasłużyli się też XX stuleciu przez to, że gdy już dokonały się jego wielkie okrucieństwa (to przecież oczywiste, że nie mogli im zapobiec), opłakiwali je. Poezja dużo płakała - ale nie zbędnym, histerycznym płaczem egzaltowanych, tylko życiodajnym i tragicznym płaczem, bez którego dalsze życie po masakrach i podłościach nie byłoby możliwe, albo możliwe lecz wydrążone. W wielkim i niezbędnym dziele żałoby poeci przydali się bardzo.

I przydają się nadal, już nie tylko przecież płaczem; nieśpieszny komentarz wiersza potrzebny jest także XXI wiekowi, który jeszcze nie wie, czy będzie stuleciem prozy czy poezji.

Adam Zagajewski jest poetą, prozaikiem, eseistą, ostatnio opublikował tom wierszy “Powrót" (Kraków, 2003) oraz został laureatem The Neustadt International Prize for Literature, przyznawanej przez jury pod patronatem Uniwersytetu Stanu Oklahoma oraz kwartalnika “World Literature Today", a będącej jednym z najwyższych wyróżnień literackich w Ameryce. Wśród wcześniejszych laureatów nagrody, nazywanej “małym Noblem", był m.in. Czesław Miłosz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
ADAM ZAGAJEWSKI (ur. 1945) jest poetą, eseistą i prozaikiem. Jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy. Otrzymał wiele nagród, m.in. Międzynarodową Nagrodę Neustadt w dziedzinie literatury, zwaną „małym Noblem” (2004); w październiku b.r. odebrał Nagrodę… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2003