Materia rzeczy, materia słowa

Ten, kto znowu opisuje Bazylikę i Plac Świętego Marka albo Kampanilę, kościół Santa Maria della Salute, Ca d'Oro, Ponte dei Sospiri, tradycyjny karnawał, regaty historyczne, sławną galerę dożów Bucintoro i tak dalej, nie wie, na co się naraża: udaje się to rzadko, może raz na całe pokolenie, dwa, trzy razy na sto lat. A nasze stulecie minęło, nasze pokolenie się wykruszyło. Jak więc opisać Wenecję, najniezwyklejsze z miast Europy, tylekroć jednak portretowane? Jak uniknąć pułapki banału? Jak wyzwolić się od cudzych wyobrażeń? I czy to w ogóle jest możliwe?.
 /
/

Predrag Matvejević, autor zacytowanych na początku zdań, w wydanej u progu nowego milenium książce znalazł sposób: po prostu zmienił perspektywę. Skierował uwagę na szczegół, i to szczegół marginalny, drugorzędny, przez innych zwykle pomijany. Butwiejące drewniane pale wbite w dno Laguny; niepozorne rośliny, które wyrastają na murszejących murach i zakorzeniają się w szczelinach między kamiennymi płytami; cocci, skorupy, czyli odpadki z warsztatów, w których powstawała wenecka ceramika, wmurowywane w ściany i fundamenty, wzmacniające nasypy albo po prostu wyrzucane do wody... I jeszcze zapomniane miejsca: piaszczyste ławice, z niewiadomych przyczyn wybrane przez mewy na miejsce ostatniego spoczynku (“Zmęczone, ubłocone, osłabłe i bezsilne, biją skrzydłami, które już nie mogą unieść ich wzwyż ani nawet poruszyć"); dawne gospody, po których zostały tylko nazwy zanotowane przez kronikarzy; wyspy, które zatonęły w Lagunie. Wyspę San Marco in Boccalama, z klasztorem, prawdopodobnie benedyktynów, próbowano bezskutecznie uratować, zatapiając u jej brzegów dwa statki. Ich wraki wyjrzały z mułu dopiero po kilku wiekach, a znalezisko opisano jako wyjątkowe, nawet “historyczne".

Przyglądając się z czułą uwagą takim właśnie szczegółom, zaczynamy, niepostrzeżenie, odzyskiwać miasto na Lagunie dla siebie, uwolnione ze skorupy obcych spojrzeń. “Szczegół ujawniany przez Matvejevicia - pisze we wprowadzeniu włoski pisarz Raffaele La Capria - jest jak kość szkieletu, od której zaczynając, można odtworzyć kształt całego dinozaura. Tak wyodrębniony fragment miasta, czy to będzie rdza na metalowym palu, czy tylko patyna, mocne drewno jakiejś belki czy jej próchno, prowadzi zawsze do całości, z której ów fragment został wyjęty".

Bo przecież roślinki czepiające się murów, ów “proletariat roślinny" przybyły z kamieniołomów Istrii albo przywiany przez wiatry - borę, tramontanę, scirocco, levante - odnaleźć można na płótnach najsławniejszych weneckich malarzy, a naparem z pomurnika leczyły gardło primadonny z La Fenice. Bo rozmaitość gatunków spożywanego w Wenecji pieczywa stanowi odbicie jej powikłanych dziejów i w tej piekarniczej historii pozostawili ślady zarówno ci, którzy w mieście na Lagunie znajdowali schronienie - sefardyjscy Żydzi, Grecy, Ormianie - jak i ci, którzy je podbili - Francuzi i Austriacy. Bo rybacy z Chioggii jeszcze w ubiegłym wieku posługiwali się cyframi etruskimi. A skromne rzeźby wmurowane w ściany domów przy wąskich, ciemnych uliczkach, dzieła anonimowych artystów, są jedną z twarzy Wenecji, tworzą szczególny rodzaj sztuki, ulicznej i ludowej. “Owa arte povera - pisze Matvejević - upomina, byśmy z większą pokorą patrzyli na to, co przed nami. Łagodzi naszą zaborczość, umniejsza pychę".

Pokora właśnie jest tu słowem chyba kluczowym. Tylko ona - zdaje się mówić autor - pozwoli nam odzyskać świeżość widzenia. “Patrząc tylko na sklepienie, a nie na grunt, na którym stoimy, na niebo, a nie na ziemię, która nas trzyma, odzwyczajamy się od pokory. Podróżnik imieniem Tymoteusz pisze, że wielekroć przeszedł przez kościół Santa Maria della Salute, podziwiając kopułę i zdobiące ją freski, dzwony, którymi świątynia daje o sobie znać, i nie zauważył przy tym, że stąpa po trzydziestu trzech różach, wyobrażających trzydzieści trzy lata życia Chrystusa na ziemi" - to znamienny fragment rozdziałku poświęconego weneckim brukom, kamiennym chodnikom i posadzkom.

“Inna Wenecja" jest po trosze elegią; rzeźby rozsypują się, rośliny więdną, drewniane pale gniją, mewy umierają, z krajobrazu miasta znikają zarówno tradycyjne gospody, jak i dawne rzemiosła, wyspy pogrążają się w lagunie... “Znikają słowa, giną nazwy, nikt nie troszczy się o roślinki schnące na murach, »rzeźby wędrowne« kruszą się na fasadach, ogrody pałacowe są coraz rzadsze, w studniach więcej jest ciemności niż wody, patyny mniej się pojawia niż rdzy, zmierzchy już nie te co kiedyś" - a Wenecja tonie. Wszystko to jednak - podkreśla Matvejević - “nie daje dostatecznego powodu do taniej nostalgii, która by miała nami zawładnąć". Bowiem “Wenecja i ta inna Wenecja trwają przecież razem, jedna w drugiej, choćby tylko w pamięci albo w przywidzeniu. Pierwszą widzi każdy i wszyscy jej pragną. Na drugą mało kto się ogląda i prawie nikt jej nie żałuje. A jedna bez drugiej nie istnieją i nie mogą przetrwać. Obydwie są w nas: Wenecja i Serenissima, historia i mit, obraz i ułuda".

***

Predrag Matvejević, rocznik 1932, Chorwat urodzony w Mostarze, stolicy Hercegowiny, romanista, doktoryzował się na Sorbonie, wykładał w Zagrzebiu i w Paryżu, w 1991 r. wyemigrował do Francji, od 1994 roku jest profesorem w katedrze slawistyki rzymskiego uniwersytetu La Sapienza. Autor wielu prac literaturoznawczych, a także m.in. “Rozmów z Krležą" (1969), “Listów otwartych" (1985) w obronie intelektualistów-dysydentów i “Il diario di una guerra" (1995, z przedmową Czesława Miłosza i posłowiem Josifa Brodskiego), w 1987 r. wydał “Brewiarz śródziemnomorski", którego polski przekład autorstwa Danuty Cirlić-Straszyńskiej, z entuzjastycznym wprowadzeniem Claudia Magrisa, ukazał się nakładem wydawnictwa Pogranicze w 2003 r.

“»Brewiarz śródziemnomorski« - pisał Magris - to opowieść, która skłania rzeczywistość do mówienia i głęboko wnika w kulturę, uruchamiając nasze zasoby pamięci i grę wyobraźni. Można powiedzieć: znakomicie szczepi kulturę na ewokacji fantastycznej. Jest to prawdopodobnie najżywszy dziś i najpłodniejszy gatunek literatury, przynajmniej tej narracyjnej. O wiele żywszy niż »powieści«, które mówią o tym, jak bardzo i dlaczego pan X jest szczęśliwy czy nieszczęśliwy z panią Y!". Magris, autor dzieł pokrewnych gatunkowo “Brewiarzowi", jest oczywiście stronniczy, do czego zresztą się przyznaje. Ale lektura zarówno jego “Dunaju" i “Mikrokosmosów", jak i Matvejeviciowego “Brewiarza" czy zwłaszcza “Innej Wenecji", każe przychylniej potraktować ten ostro sformułowany sąd... (Wydawnictwo Pogranicze, Sejny 2005, s. 146. Z języka chorwackiego przełożyła - bardzo pięknie! - Danuta Cirlić-Straszyńska. Wprowadzenie Raffaele La Capria przełożył Eugeniusz Kabatc.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2005