Mądrość ludzi starych

Przyszłość przyszłością, ale starych potrzebuje teraźniejszość. Biada, jeśli w jakiejś wspólnocie zabraknie kogoś, kto po prostu kocha wszystkich, nikomu nie zagraża, z nikim nie rywalizuje, niczego nie musi udowadniać, a cieszy się każdym sukcesem.

29.06.2010

Czyta się kilka minut

Nie jest w porządku mówienie, że starość się Panu Bogu nie udała. Wcale nie jestem pewien, czy rzeczywiście Panu Bogu tak bardzo zależy na starości. To medycyna, produkt ludzkiego geniuszu, wciąż przesuwa krajową średnią wieku odejść z tego świata.

Starość jest trudna, bo nie jesteśmy na nią nastawieni. Dochodząca setnego roku życia pani Karolina Lanckorońska lubiła mawiać z rozbawieniem: "Wie ksiądz, ostatnio ja się nagle postarzałam". Godzi się tu dodać, że ona ze starością radziła sobie znakomicie. Do końca była potrzebna.

Jedną ze zmór starości jest poczucie zbędności. Ludzie, którzy przez całe dorosłe życie pełnili dobrze zdefiniowaną rolę w społeczeństwie, czują się całkowicie wyrzuceni na margines. I nie chodzi o to, żeby ktoś się nimi zajął. Jakim szczęściem dla leciwych profesorów czy ekspertów, wzywanych z ich bytowania na emeryturze, jest to, że ich wiedza nadal jest komuś potrzebna. Może do tej kategorii szczęśliwców można by zaliczyć babcie zajmujące się wychowaniem wnuków... Ale ilu ich jest?

Inną zmorą starości jest samotność. W świecie, w którym coraz bardziej dominują kontakty międzyludzkie "w jakiejś sprawie", brak czasu u bliskich napełnia ludzi starych goryczą. Rówieśnicy odchodzą. Licząca ponad 100 lat Zofia Morawska z Lasek wyznała kiedyś, że właściwie nie ma z kim rozmawiać, bo rówieśnicy wymarli, a ci młodzi (często po sześćdziesiątce) nic nie rozumieją.

Jest jeszcze nuda. Odwiedziłem kiedyś księżnę S. w luksusowym domu dla starych ludzi w Brukseli. Wygodny apartament, piękne meble (może jej własne, zabrane z domu), znakomita obsługa. Powiedziałem, że chyba jest jej dobrze. Zaprzeczyła. Powiedziała, że zabija ją śmiertelna nuda, z którą walczy, pisząc listy i wyczekując odpowiedzi.

Starość to też odczuwanie zużycia mechanizmu. Słuchu, wzroku, zdolności poruszania się. Jan Paweł II podżartowywał, że ma szczęście, bo jego starzenie zaczyna się od nóg, a nie od głowy. A co powiedzieć o osłabionej pamięci i wielu innych, nie do uniknięcia dolegliwościach trzeciego (czwartego? piątego?) wieku...

W PRL starych ludzi spisywano na straty. O pomstę do nieba wołały domy starców ("spokojnej starości", "pogodnej jesieni"), co było logiczne w systemie, który stawiał na produkcję. Ci starcy byli po prostu ciężarem. Czy dziś to się zmienia? O rentach i emeryturach nie wspomnę. Nie jest łatwo znaleźć sobie miejsce na ziemi za 1200 złotych.

Miejsce ludzi starszych we wspólnocie jest wyznacznikiem jej kultury (narodowej, lokalnej, rodzinnej, kościelnej). To egzamin z wdzięczności, szacunku dla ludzkiej godności, miłości bliźniego i... wyobraźni (toć o moje miejsce w przyszłości tu chodzi). Ma się czasem wrażenie, że większość energii, jeśli nie cała energia duszpasterzy, skierowana jest na młodzież i ludzi w wieku produkcyjnym. "Wy jesteście przyszłością Kościoła" - wołał Jan Paweł II, który kochał młodzież. A starzy?

Obok wspaniałych działań społecznych, takich jak uniwersytety trzeciego wieku, o których piszemy obok, widzę tu misję Kościoła. Samotność, nuda, poczucie zbędności - te zmory starości może pokonać wspólnota. Przyszłość przyszłością, ale starych potrzebuje teraźniejszość. W każdej wspólnocie niezbędna jest obecność ludzi, spełniających różne funkcje, ale biada jeśli zabraknie w niej kogoś, kto po prostu kocha wszystkich, nikomu nie zagraża, nie rywalizuje z nikim, niczego nie musi udowadniać, kto cieszy się każdym sukcesem innych, razem z innymi przeżywa ból klęski. Bez takich ludzi trudno o prawdziwą wspólnotę.

Ale nawet w najwspanialszej wspólnocie, w której będzie godne miejsce dla ludzi uciekających przed samotnością i innymi zmorami starości, starość zawsze będzie naznaczona świadomością zbliżającego się kresu. Dlatego starość jest ważnym etapem w życiu religijnym. Bynajmniej nie łatwiejszym niż młodość. Jest czasem oswajania się z realnie zbliżającą się godziną odejścia. Można więc na starość wpaść w panikę (ach, ci wiecznie poirytowani starcy!), można się buntować (ci znów są ponurzy), ale także można - jak uczą przykłady - zaprzyjaźniać się z tą perspektywą. Wtedy wiele spraw powraca na właściwe miejsce, proporcje ważności odzyskują swoją miarę. I to właśnie jest mądrość ludzi starych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2010