Macierewicz i marzec

W związku z opublikowanym na łamach "TP" (nr 32/10) portretem Antoniego Macierewicza wróciła publiczna polemika związana z dotyczącym bohatera tekstu fragmentem książki prof. Andrzeja Friszkego "Anatomia Buntu".

Czytaj tekst Tomasza Potkaja o Antonim Macierewiczu "Obłędny rycerz" >>

Czytaj odpowiedź Andrzeja Friszke na list Wojciecha Onyszkiewicza >>

Złożone w jej trakcie moje oświadczenie, przytoczone także przez "Tygodnik" (nr 35/10), służyło w wielu mediach dowodzeniu tez, których nie głosiłem. Zaproszenie przez Redakcję do przedstawienia mojego stanowiska to dobra okazja do kilku wyjaśnień, tym bardziej że poznałem kopie dokumentów, na których opierał się prof. Friszke.

Oświadczenie wydałem dlatego, że kiedy rzuciłem okiem na książkę, zobaczyłem, że występuję w niej w aureoli niewinnej ofiary. Tymczasem cała sprawa zaczęła się od tego, że po Marcu zostałem zatrzymany i przesłuchany w charakterze świadka. Byłem wtedy głupi: myślałem, że gra toczy się o to, czy ONI wiedzą, czy nie wiedzą. Wiedzieli, że razem z Antonim Macierewiczem przygotowywaliśmy ulotki wzywające do strajku na Uniwersytecie. Złożyłem zeznania i dopiero po nich Antoni Macierewicz przestał zaprzeczać zarzutom i sam zaczął zeznawać. Mam świadomość, że być może bez moich zeznań nie zeznawałby w ogóle na mój temat.

Dokumenty, które przedstawił mi prof. Friszke, nie zmieniły mojego przekonania: nadal uważam, że występuję w tej historii w roli sprawcy dalszego ciągu wydarzeń.

Antoni Macierewicz powiedział mi, że jego zeznania nie wykroczyły ani na krok poza to, co powiedziałem w zeznaniach, dlatego w oświadczeniu napisałem: "Nie jest więc prawdą, iż jego zeznania mnie obciążyły". Zapytany przeze mnie o to samo prof. Friszke stwierdził, że w zeznaniach Antoniego Macierewicza na temat ulotek wzywających do strajku na UW pojawiły się ważne szczegóły, mówiące o ich nakładzie i o zrealizowanym kolportażu. Z tego, co pamiętam, nakład miał zasadnicze znaczenie: do pewnej ilości (bodaj 100 egzemplarzy) nie trzeba było zanosić tekstów do cenzury, czyli nie było przestępstwa. Ale ważniejsze było kolejne zeznanie Antoniego Macierewicza, mówiące o tym, że przyniosłem mu na przechowanie i po kilku dniach odebrałem paczkę odezw adresowanych do robotników. W Marcu to już była poważna historia: bezpieka wyjątkowo nie lubiła wciągania klasy robotniczej do walki przeciw władzy. W moich zeznaniach nie mówiłem nic o ulotkach do robotników; przesłuchujący nic o nich nie wiedzieli.

Przedstawione mi przez prof. Friszkego kopie dokumentów są zgodne z jego wersją na temat zeznań Antoniego Macierewicza dotyczących mojej osoby.

W książce Andrzeja Friszkego nie ma wzmianki o moich zeznaniach: autor uznał je za zbyt ogólne i pominął. W rezultacie mój obraz jest korzystniejszy niż w rzeczywistości. Gdyby spór dotyczył przedstawienia mojej osoby, byłby to poważny zarzut. Ale spór dotyczy zeznań Antoniego Macierewicza. W tej sprawie moje zeznania to tylko ważne okoliczności, a nie podstawowe fakty. Może tylko pod ich wpływem Antoni Macierewicz podał ważne szczegóły dotyczące ulotek wzywających do strajku na uniwersytecie i powiedział o ulotkach do robotników. Ale zrobił to: słowa zostały zapisane i znalazły się w dokumentach, zaś historyk na ich podstawie mógł zgodnie z regułami sztuki napisać "Zeznania Macierewicza obciążały jego samego, ale też Onyszkiewicza, który nie przyznał się do rozkolportowania ulotek (twierdził, że je zniszczył)".

Antoni Macierewicz po marcu 1968 r. był dla mnie symbolem osoby niezłomnej. Podobnie, jak wiele innych ofiar represji pomarcowych, po doświadczeniach przesłuchań, zeznań i pobycie w więzieniu wrócił do grożącej ponownym aresztowaniem działalności opozycyjnej. W dużym stopniu dzięki takim zachowaniom komunizm upadł, a my żyjemy w wolnym kraju. Wobec tego faktu to, czy ktoś (zwłaszcza jako niedoświadczony dwudziestolatek) zeznawał, czy nie zeznawał w śledztwie, ma niewielkie znaczenie.

Gdyby nie szczególny sposób, w jaki Antoni Macierewicz prowadzi spór z Andrzejem Friszkem, nie warto byłoby toczyć publicznej debaty. W rozmowach prowadzonych ze znajomymi mówiłem dotąd, że Antoni Macierewicz musi opierać się na solidnej znajomości dokumentów albo mocno wierzyć w swoją pamięć (mimo że doświadczenia procesów lustracyjnych pokazują, jak bardzo pamięć ludzka jest zawodna). Zarzucając Andrzejowi Friszkemu nie błąd w sztuce, ale świadome kłamstwo, nie zostawił miejsca na polubowne załatwienie sprawy. Jeśli żaden historyk lub publicysta nie opublikuje rozstrzygających spór dokumentów - Andrzej Friszke będzie musiał opublikować je sam. Nie przedstawiając materiałów, na których opiera swoje sądy, potwierdzi zarzuty Antoniego Macierewicza.

Wojciech Onyszkiewicz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2010