Maciek powiedział „łał”

Tu wszelka wspólnota jest niemożliwa. Wychodzi człowiek w noc taki, jakim go Pan Bóg stworzył, znaczy się z gołą głową, bez parasola i w podniszczonym obuwiu.

29.03.2021

Czyta się kilka minut

Samotne chodzenie nocą po mieście ma w sobie dyskretny posmak czynu zabronionego. Rzeczy i miejsca tracą swą dzienną stosowność. Będąc nic nie robiącym nikim, nie wiadomo kiedy i gdzie można zostać zapytanym, co się TUTAJ robi o TEJ porze. Z taką intonacją, że samo miejsce i pora stają się świadkami oskarżenia. Jeśli pada, a zostanie się przyłapanym bez parasola, sytuacja stanie się też wstydliwa.

Zasadniczą pracę związaną z tłumaczeniem wiersza Roberta Frosta wykonałem całkowicie samodzielnie, co mi się rzadko zdarza ze względu na nieznajomość języków. To, że uważam się za oswojonego z nocą, niewiele mi ją ułatwiało, ale jednak ośmielało. I nawet do przekładu Barańczaka zajrzałem dopiero, kiedy skończyłem swój. „No nie, »I have walked out in rain – and back in rain« to w żadnym razie nie »Przez jej deszczowe krople niosłem gołą głowę«” – powiedziałem Maćkowi Miłkowskiemu i zakląłem szpetnie na dodatek. Ale dostrzegłem też, że jeden rym Barańczaka powtórzył się i u mnie: orzeka-czeka. Maćkowi pierwszemu pokazałem swoje tłumaczenie, gdyż to on je zamówił. Odpowiedział: „Łał. Robi wrażenie, ale coś mi tam w dwóch miejscach nie pasi”. Bo to była dopiero pierwsza próba, pierwsze podejście do tego ciężaru na tej wysokości. Bezecne uwagi mego pierwszego czytelnika okazały się bezcenne przy próbie decydującej.

Człowiek – przynajmniej ten, który jest Frostem – nosi też noc w sobie. Pogody i niepogody, długotrwałe opady. I nie ma na to rady. Jest nawet takie dość znane powiedzenie traktujące o tym, że w środku człowieka nie da się otworzyć parasola.

Maciek zwrócił mi uwagę, że nie jest to jedyny wiersz Frosta, po którym można się domyślać, że on się zastanawia, czy by się dzisiaj nie obwiesić, choć wcale tego nie rozgłasza. Nie robi scen, a już w żadnym razie nie ma u niego scen dantejskich. Z rzeczy dantejskich bierze tercynę i to mu wystarcza. Ten typ tak ma. Nawet to ode mnie pochodzące, że najsmutniejszą z dzielnic czy ulic przemierzył CAŁO (a nie całą, choć się to narzucało), jest (nad)interpretacją – oby choć w części usprawiedliwioną i oby nie tylko rymem.

Samotne chodzenie nocą po mieście jest w przypadku Frosta samotne ekstremalnie. „One” w otwierającym wiersz „I have been one” oznacza po prostu kogoś, ale może też znaczyć kogoś jedynego. Dlatego przekładu Ludmiły Marjańskiej, na którego początku narrator przedstawia się jako jeden z tych, którzy poznali noc, właściwie nie przeczytałem; mogłem tylko przelecieć oczami, od początku napełniony niezgodą.

Bo tu wszelka wspólnota jest niemożliwa. Wychodzi człowiek w noc taki, jakim go Pan Bóg stworzył, znaczy się z gołą głową, bez parasola i w podniszczonym obuwiu. I najgorsza jest wtedy obojętność świata. Że tak naprawdę ten policyjny cieć pyta całkowicie obojętnie, co wy tutaj robicie, obywatelu, w taką pogodę; nawet jego nieuprzejmość jest zawodowa. Że jak ktoś gdzieś krzyknie, to nie będzie to ani „Wróć do mnie, Robercie!”, ani „Nie waż się wracać, bydlaku!”, tylko krzyk cudzy, nie do nas adresowany, może nawet nieprzeznaczony dla naszych uszu. Czuje się człowiek niezręcznie, jakby podsłuchiwał albo kradł ten krzyk komuś.

Oczywiście ta „najgorsza” obojętność świata to najlepsze, co może nas spotkać. Czas nie jest sprzymierzeńcem ani wrogiem, nie goi ran, ale też ich nie rozjątrza. Jest tylko i aż świadectwem Wielkiej Neutralności zachowywanej przez kosmos, którego nic nie rusza. Co ja Wam zresztą będę tłumaczył. Frosta przetłumaczyłem i niech to wystarczy. ©

ROBERT FROST

Obeznany z nocą

Jestem kimś dobrze obeznanym z nocą.
Lało, gdy wyszedłem i gdy wracałem – lało.
Byłem tam, gdzie światła brzegi miasta złocą.

Najsmutniejszą z dzielnic przemierzyłem cało.
Spuściłem wzrok, mijając stróża na obchodzie,
bo niczego wyjaśniać już mi się nie chciało.

Znieruchomiałem niczym przyłapany złodziej,
Gdy urwany krzyk przypłynął z daleka,
Zza domów i ulic uszu moich dobiegł,

Lecz nie żegnał mnie ani nie kazał zaczekać;
I wtedy z nieziemskiej wysokości począł
Bić iluminowany zegar; orzekał,

Że czas nie jest przeszkodą i nie jest pomocą.
Jestem kimś dobrze obeznanym z nocą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2021