Reklama

Ładowanie...

Luzytania moja miłość

Luzytania moja miłość

26.10.2003
Czyta się kilka minut
Dodatek portugalski w “TP" nr 39/03 zrobił mi ogromną przyjemność, ponieważ po trzech wizytach w tym kraju jestem jego entuzjastą. Moja fascynacja ma początki podobne do opisanych przez pana Ireneusza Kanię. Jako rodzinie jeńca w oflagu, portugalski Czerwony Krzyż przysyłał nam skromne paczki. Dla mnie, podobnie jak dla znakomitego tłumacza, atrakcją były znaczki pocztowe. Bakalie z paczek Mama wykorzystywała do robionych przed świętami wypieków, a część puszek z sardynkami przechowywała na czarną godzinę, która nadeszła w czasie Powstania, kiedy prawie dwa miesiące spędziliśmy w piwnicy, a potem dwie doby jechaliśmy w bydlęcych wagonach z Pruszkowa do Słomnik. Do następnego spotkania z Portugalią doszło w V klasie szkoły podstawowej, kiedy z braku podręczników pan od geografii zlecił opracowanie podstawowych wiadomości o krajach europejskich w postaci referatów i tablic. Wraz z nieżyjącym już przyjacielem, doktorem Józkiem Piotrowiakiem, mieliśmy zebrać wiadomości o Portugalii. Wywiązaliśmy się z zadania przy pomocy starej encyklopedii niemieckiej (Ojciec pomógł w tłumaczeniu) i równie starego atlasu.
P

Po raz pierwszy pojechałem do Portugalii w 1992 r. Z braku czasu pobieżnie zwiedziłem Lizbonę, pojechałem do Fatimy, gros czasu spędzając na konferencji w Montechoro-Algavre, na południu. Wrażenia zdominowały: bieda na południu (Portugalia nie zdążyła jeszcze skorzystać z dobrodziejstw członkostwa w Unii) i melancholia, którą przypisałem nostalgii atlantyckiej czy celtyckiej. Następną podróż z podobnej okazji odbyłem w 1999 r., a celem było Luso, uzdrowisko w pobliżu Coimbry. Podróż koleją dostarczyła niezapomnianych wrażeń, przede wszystkim spowodowanych nieprzystawalnością rozkładu jazdy do rzeczywistości. Przy okazji na stacji w Pamphelosa zobaczyłem wspaniałe azulejos, a w drodze do Lizbony - zespół Bataglii. W pobliżu Luso usłyszałem fado z okolic Coimbry w wykonaniu zespołu studenckiego. Uderzyła mnie zmiana nastroju Portugalczyków, ich optymizm i... poprawa jakości dróg. Trzecią podróż odbyłem trzy lata temu do Porto. Zachwyciło mnie cudowne położenie miasta, a potem wycieczka w górę Duero. Było dużo biedy, ale wcześniejsze, optymistyczne tendencje jeszcze się utrwaliły. Zauważyłem też, niestety, że nasze sanitariaty nie są najgorsze, a nasza kuchnia odznacza się fantazją, a nawet wyrafinowaniem na tle portugalskiej. Mimo to, jestem zakochany w Portugalii, a trzy rzeczy są dla mnie godne podziwu: fado, azulejos i vinho verde.

Wojciech Suski (Wrocław)

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]