Lustracja: Nabroiło się. I co z tego?

Ustawodawca, Instytut Pamięci Narodowej, sąd lustracyjny - to nie monady. Wszystkie te instytucje razem współtworzą państwo. A państwo - skoro wymaga od swoich mieszkańców postawy obywatelskiej - powinno się o nich troszczyć. Tymczasem decyzja sądu lustracyjnego o odrzuceniu wniosków o autolustrację Andrzej Przewoźnika i Henryka Szlajfera to krzywda wymierzona obywatelowi przez państwo. Tym bardziej, że były wcześniej precedensy: w podobnych sprawach sąd zawyrokował na korzyść Małgorzaty Niezabitowskiej i Henryka Karkoszy.

24.07.2005

Czyta się kilka minut

Sąd lustracyjny jest niezależny, więc trudno się obrażać na jego decyzje, jakkolwiek nie byłyby dziwne. Ale decyzja sądu stanowi element ciągu wydarzeń, które arcybiskup Józef Życiński nazywa “uberracją". Pierwszym elementem jest ustawa lustracyjna, uniemożliwiająca - jak się okazuje - obronę przed pomówieniem osobom formalnie nieobjętym lustracją. Za tę sytuację winę ponoszą ówcześni ustawodawcy, a więc także Władysław Frasyniuk, który dziś oskarża klasę polityczną o grę teczkami, ale nie chce przyznać się do popełnionego przez siebie i kolegów błędu. Kolejnym ogniwem jest IPN, który z niewyjaśnionych powodów przekazuje “obciążającą" Przewoźnika notatkę sporządzoną przez kaprala Pawła Kosibę osobie, która nie występuje w tym kontekście jako pokrzywdzona. IPN nie miał też podstaw, by w czerwcu udostępnić dokument Zbigniewowi Fijakowi jako badaczowi, bo decyzją prezesa IPN ze stycznia “badaniem inwigilacji krakowskiej opozycji w latach 80. przez SB zajmie się Instytut Historii UJ, a nie - jak to było dotąd - Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego". Decyzja ta została podjęta po tym, jak Fijak - członek zespołu badawczego Fundacji - zapowiedział upublicznienie “listy agentów". Ale dziś krakowski IPN w osobie dyrektora Janusza Kurtyki umywa ręce i całą odpowiedzialność przerzuca na Fijaka (inna rzecz, że to on niegdyś przekazał notatkę Kosiby IPN).

Żeby nie wspomnieć o dzienniku “Rzeczpospolita", który najpierw powiela esbeckie oskarżenie, a potem, jak gdyby nigdy nic, pyta piórem Macieja Łukaszewicza: “Kto i dlaczego wykopał kwit na Andrzeja Przewoźnika?", albo oględnie informuje, że Przewoźnik i Szlajfer “wskazani zostali przez media" jako tajni współpracownicy.

Jak zwykle nie ma winnych, są tylko sprawiedliwi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2005