Lewica przeciw Bolszewikom

Polska lewica niepodległościowa krytykowała komunizm, a jej działacze płacili za to życiem. Warto o tym pamiętać w setną rocznicę bolszewickiego puczu, gdy wszelką lewicowość i sowieckie zbrodnie wrzuca się do jednego worka.

17.10.2017

Czyta się kilka minut

Oddział polskich robotników-ochotników uzbrojonych w kosy wyrusza na front wojny polsko-bolszewickiej, 1920 r. / ULLSTEINBILD / BEW
Oddział polskich robotników-ochotników uzbrojonych w kosy wyrusza na front wojny polsko-bolszewickiej, 1920 r. / ULLSTEINBILD / BEW

Sto lat temu wydarzyło się „dziesięć dni, które wstrząsnęły światem”, jak rewolucję październikową – albo inaczej: bolszewicki przewrót, który obalił demokratyczny rząd Rosji – nazwał amerykański komunista i reporter John Reed.

W Polsce krytyka komunizmu służy dziś coraz częściej dezawuowaniu całej lewicowej ideologii, tradycji i działalności. Tymczasem w Polsce bolszewizm znalazł wielu radykalnych krytyków właśnie w głównym nurcie polskiej lewicy. Niemal zaraz po tamtych „dziesięciu dniach” i potem przez długie kolejne lata piętnowała ona bolszewizm.

Spaliliśmy Szlisselburg

W rewolucji, która w lutym-marcu 1917 r. doprowadziła do powstania pierwszego demokratycznego rządu w dziejach Rosji i abdykacji cara, wzięło udział wielu działaczy niepodległościowej Polskiej Partii Socjalistycznej.

Jak wspominał Jan Libkind, działacz PPS, „od schyłku rewolucji 1905 aż do momentu wybuchu wojny [I wojny światowej], katorgi i tajgi sybirskie napełniały się wciąż więźniami i zesłańcami politycznymi ze wszystkich krańców olbrzymiego państwa carów. Wśród Polaków przeważali pepesowcy. Im to wszystkim rewolucja marcowa wróciła wolność. Z zapałem wzięli się do pracy organizacyjnej”.

Ówczesny zryw niósł – jak się początkowo zdawało – także hasło końca „więzienia narodów”, jakim była carska Rosja. Wiec polskich socjalistów w Piotrogrodzie w marcu 1917 r. przyjął odezwę: „Zwalił się kolos despotyzmu, co przez dziesiątki lat ciemiężył naród własny zarówno, jak i podległe mu obce narody, (...) co z całą gotowością pomagał wszystkim ciemięzcom Europy w tłumieniu ruchów wyzwoleńczych ludów. Przez dziesiątki lat prowadziliście, robotnicy polscy, walkę z caratem, znacząc drogę ku wolności (...). Dzisiaj już żywimy nadzieję, że kraj nasz Wolność i Niepodległość zdobędzie”. Głównym autorem tekstu był działacz PPS Bronisław Siwik. Wkrótce został redaktorem „Głosu Robotnika i Żołnierza”: organu polskiej lewicy niepodległościowej w porewolucyjnej Rosji.

Rewolucja lutowo-marcowa [patrz „TP” nr 11/2017 – red.] uwolniła z twierdzy w Szlisselburgu legendarnego działacza PPS Kazimierza Pużaka. Wspominał on: „Tego dnia na spacerze dzielono się wieściami (...) o strajku w Petersburgu, o masowych, ulicznych wystąpieniach, a nawet o strzelaninie ulicznej. (...) Nie wiedzieliśmy, że na zegarze dziejów Rosji wybiła godzina rewolucji i że fale jej miały niedługo uderzyć o mury twierdzy, rozewrzeć jej wrótnie i unieść nas dotąd bezczynnych na pole czynu i walki. (...) Dzień ostatni pobytu w Szlisselsburgu byłby niezakończony, gdybym nie wspomniał o losie naszych budynków więziennych. Zrobiliśmy to, co należało z nimi uczynić – spaliliśmy”. Pużak wkrótce został objazdowym twórcą struktur PPS w Rosji. Inny znany działacz PPS Zygmunt Zaremba redagował w Charkowie „Tygodnik Robotniczy”.

Ale nowy rząd – zdecydowany kontynuować wojnę po stronie Francji i Anglii – przedkładał interes państwa ponad pryncypia ideowe. Niepodległościowo nastawioną polską lewicę traktował coraz gorzej, także z uwagi na jej powiązania ze stojącymi po drugiej linii frontu polskimi formacjami zbrojnymi i ich zapleczem politycznym.

A teraz won!

Przewrót bolszewicki, który zaczął się w nocy 24/25 października 1917 r. wedle kalendarza wschodniego (poza Rosją był to 6/7 listopada), początkowo wydał się więc pepeesowcom zmianą na lepsze.

Libkind relacjonował: „Nie trzeba być zupełnie komunistą, aby stwierdzić, że bolszewizm (...) wysunął cały szereg zupełnie słusznych haseł (...). Pokój, prawo narodów do stanowienia o sobie (...) – wszystko to pokrywało się (...) z postulatami PPS. (...) Z biegiem czasu, gdy bolszewicy deptali jedną po drugiej swoje zasady, PPS w Rosji odgraniczała się od nich”.

Z kolei Pużak wspominał: „Byliśmy też u Lenina. Trafiliśmy (...) na moment bytności delegacji z fabryki Sormowskiej pod Niżnym Nowogrodem. (...) Lenin pytał ich, jak idzie produkcja armat małokalibrowych – odpowiedzieli, że miesięcznie fabryka wypuszcza dwie armaty. Na to Lenin: a ile produkowano za caratu; odpowiedź – 60; a przy Kiereńskim – odpowiedź – 12; Lenin: ja was sukinsyny zmuszę, że będziecie produkować co najmniej 10 armat miesięcznie. A teraz – won! Właśnie na tę scenę wyrzucania patrzyliśmy”.

Nieco później, w marcu 1919 r., Mieczysław Niedziałkowski tak napisze o bolszewikach w PPS-owskim organie teoretycznym: „Mignęła Konstytuanta i zniknęła, (...) zapadło się w nicość powszechne prawo głosowania, później demokracja w ogóle wraz z wolnością prasy, zebrań i stowarzyszeń, dalej wolność strajków, samookreślenie narodów przeobraziło się z podstawy światopoglądu w wybieg taktyczny i pędzi żywot wielce suchotniczy. (...) Stary socjalizm tracił po kolei wszystkie członki, na jego zaś tronie sadowiło się coraz gruntowniej nowe objawienie: doktryna komunistyczna”.

Wobec nowych zaborców

Wojna polsko-bolszewicka tylko potwierdziła te spostrzeżenia. Prawo narodów do samostanowienia okazało się w praktyce podbojem innych krajów.

24 lipca 1920 r., gdy armia bolszewicka idzie na Warszawę, lider i autorytet PPS Ignacy Daszyński zostaje wicepremierem Rządu Obrony Narodowej. W przededniu bitwy warszawskiej PPS-owski Robotniczy Komitet Obrony Warszawy wzywa: „Towarzysze i Towarzyszki! Bohaterskie cienie Waryńskiego, Kunickiego, Okrzei, Kopisia, Barona i Mireckiego oczekują od was czynu! Najezdnik rosyjski zagraża stolicy! DO BRONI!”. Setki działaczy lewicy idą wtedy na front i przelewają krew. Wybitny PPS-owiec Aleksander Napiórkowski ginie 18 sierpnia jako porucznik na czele szarży ułanów na pozycje bolszewickie pod Ciechanowem. Walczą nie tylko socjaliści: np. lider lewicowej partii chłopskiej PSL „Wyzwolenie” Stanisław Thugutt zgłasza się na ochotnika jako 47-latek i podczas walk na Białostocczyźnie zostaje ciężko ranny w rękę (na zawsze utraci w niej władanie).

Gdy bolszewicy są w odwrocie, sympatyzujący z lewicą niepodległościową Stefan Żeromski wyrusza za frontem, aby zobaczyć spustoszenia, jakich dokonali. Tak powstaje słynny tekst „Na probostwie w Wyszkowie”: „Któż to byli ci trzej goście [Marchlewski, Kohn, Dzierżyński], którzy w tych izbach mienili się rządem polskim? Czy ich lud polski wybrał, czy ich ktokolwiek na tej ziemi mianował? Lud polski (...) nie naznaczał żadnego z nich na godność, którą sobie wybrali. Naznaczeni zostali przez kogoś z wyższa, w obcym kraju, w swym zespole, w swej partii. (...) W pierwszym dniu wolności, kiedyśmy po tak strasznie długiej niewoli ledwie głowy podnieśli, całą Moskwę na nas zwalili”.

W sierpniu 1920 r. w PPS-owskim dzienniku „Robotnik” Zygmunt Kisielewski (ojciec Stefana) pisze: „Bolszewicy uznali zrazu ideę stanowienia o sobie narodów (...) dzisiaj zaś zaprzeczyli jej swoim postępowaniem. Dążą bowiem do zaboru Polski. (...) Zasada samostanowienia okazała się w ustach rządu sowieckiego frazesem, bolszewicy zaborcami. I na tym polega klęska bolszewizmu. Jakiekolwiek by były postępy armii sowieckiej – idea sprawiedliwa, wzniosła, którą głosił zawsze i wszędzie socjalizm, została przez najskrajniejszych ze skrajnych wdeptana w błoto, wyszydzona, zbezczeszczona”.

Czerwony imperializm

Nie tylko o Polskę chodziło. Odezwa władz PPS głosiła: „Bolszewicy moskiewscy nie mogli znieść sąsiedztwa niepodległej Gruzji z jej bogactwami i dobrobytem wobec nędzy w Rosji sowieckiej, jej demokratycznej wolności wobec terroru i gwałtów w państwie bolszewickim. I oto armia »czerwona« rządu sowieckiego, cynicznie głoszącego zasadę samostanowienia narodów, zbrojnie dnia 11 lutego 1921 r., po zawarciu pokoju z Polską, najechała małą Gruzję, zalała krwią i ogniem (...). Obowiązkiem socjalistów wszystkich krajów jest poparcie słusznych żądań narodu gruzińskiego – obowiązkiem napiętnowanie okrucieństw i mordów sowieckich”.

W 1929 r. legendarny współzałożyciel PPS Leon Wasilewski – współpracownik Piłsudskiego – pisał: „Centrum, Wielkoruś, jest krajem najuboższym, eksploatującym inne. Ani Kaukaz, ani Turkiestan, ani Ukraina nie potrzebują Wielkorusi, natomiast ona ich potrzebuje”.

W prasie socjalistycznej wskazywano, że polityka bolszewików to odpowiednik imperializmu i eksploatacja ekonomiczna podbitych terenów. Pismo PPS „Robotnik Śląski” analizowało w 1930 r. relację między ukraińską republiką a sowiecką centralą, konstatując, że „stosunki budżetowe” tej najbogatszej republiki przedstawiają się dla niej „bardzo niekorzystnie, natomiast nader korzystnie dla ZSRR. (...) Zestawiwszy ogólne sumy przychodowe i rozchodowe obydwu budżetów Ukrainy, otrzymamy saldo na korzyść ZSRR: za rok budżetowy 1923-24 – 289,403 mln, za rok 1924-25 – 378,099, za rok 1925-26 – 574,963, za rok 1926-27 – 605,848. Zatem w ciągu czterech lat saldo na korzyść Związku Sowieckiego wynosiło sumę 1 848 313 000 rubli”.

W 1936 r. Wasilewski pisał: „Imperializm Rosji sowieckiej, odziedziczony po caracie, stanowi jedno z najgroźniejszych źródeł możliwości zatargów wojennych. Odparty od granic Finlandii, Estonii, Łotwy i Polski siłą zbrojną wyzwolonych z jarzma carskiego ludów, imperializm sowiecki potrafił jednak zdusić niepodległość państwową Ukrainy i Kubania (zboże i węgiel), Krymu (tytoń i wino), Azerbejdżanu (nafta), Gruzji (mangan) itd., okupując je przez czerwoną armię i anektując ostatecznie”.

Tam rządzi zbrodnia

PPS, partia wykuta w toku walk z carskim despotyzmem i upominania się o swobody obywatelskie w pozostałych zaborach, nie mogła aprobować sowieckich rządów.

Już w 1922 r. w PPS-owskim wydawnictwie ukazał się polski przekład książki Karla Kautsky’ego „Od demokracji do niewolnictwa państwowego. Odprawa Trockiemu”, w której intelektualny lider zachodniej lewicy krytykował bolszewików. Przedmowę napisał Kazimierz Czapiński, czołowy w PPS krytyk bolszewizmu: „Trocki stworzył nawet całą teorię, według której człowiek jest (...) »zwierzęciem leniwym« (...), które można do lepszego ustroju prowadzić tylko w drodze przymusu. (...) Jakżeż teraz nazwać tę teorię bolszewicką, w której »żelazo i krew« Trockiego mają przez długi czas być środkiem do uzyskania ustroju przyszłości? »To dla wielkiego celu« – polemizuje z Kautskym Trocki. – »Ale w takim razie – odpowiada Kautsky – można usprawiedliwić wszystko«”.

Czapiński, zresztą zajadły krytyk także endecji i polskiego klerykalizmu, poświęcił piętnowaniu przewin bolszewizmu dziesiątki tekstów i odczytów. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne relacjonował realia Kraju Rad i przestrzegał przed sowiecką propagandą.

Gdy ta propaganda święciła już sukcesy na Zachodzie, wydawnictwo PPS opublikowało w 1927 r. broszurę Czapińskiego „Socjalizm a komunizm”. Pisał: „Utworzyli własną »czerwoną armię«, szeroką sieć szpiegów i wreszcie osławioną krwawą policję, tzw. czerezwyczajkę. Ta, krwią milionów niewinnych ludzi splamiona policja bolszewicka wszystkich stawiających opór władzy bolszewickiej, a najczęściej po prostu inaczej myślących, skazywała od razu tysiącami na męki i śmierć”.

Czapiński nagłaśniał też losy rosyjskiej lewicy pod rządami bolszewików. W 1924 r. pisał w „Robotniku”: „Nie należy sądzić, iż to są tylko ekscesy poszczególnych katów bolszewickich z pierwszych lat bolszewickich rządów, bynajmniej. Tortury są stosowane wobec socjalistów nawet w ostatnich czasach. Oto np. esdek Trejger zostaje w Semipałatyńsku posadzony do »skrzyni« długości 3 kroków (...); a było to w r. 1923. Oto lewy eserowiec Szebalin opisuje, jak go bito rękojeścią rewolweru, jak mu uciskano oczy i kaleczono organa płciowe – aż do utraty przytomności. W marcu r.b. w Irkucku przy badaniu starego rewolucjonisty Kulikowskiego bito go po głowie rękojeścią rewolweru, rozbito mu czaszkę i zamordowano”.

Komunizm jak faszyzm

Wraz z narastaniem w Związku Sowieckim terroru takich opinii przybywało.

W „Młodej Myśli Ludowej”, organie lewicującej młodzieży chłopskiej, pisano: „obecny ustrój sowiecki [określamy] czerwonym faszyzmem. Nazwa ta trafnie określa istotę rzeczy. Bo rzeczywiście, w metodach rządzenia »dyktatura proletariatu« niczym się nie różni od dyktatury hitleryzmu i faszyzmu włoskiego. Jak w państwach totalno-faszystowskich, tak i w Sowietach człowiek-obywatel jest zdeptany. Każdy niezależny odruch i wszelka myśl swobodniejsza (...) jest duszona. Władza nie uznaje żadnej krytyki”.

Zygmunt Żuławski, lider PPS-owskich związków zawodowych, tak pisał o mechanizmie czystek: „Pod zarzutem zdrady stanął b. komisarz ludowy wojny Trocki; za zdradę skazani zostali na śmierć: Kamieniew, kilkakrotny komisarz ludowy, i Zinowiew, ongi prezes »Kominternu« i przewodniczący Sowietu leningradzkiego”.

Żuławski ironizował, że wedle logiki czystek „zdrady” dopuścili się „prawie wszyscy starzy bolszewicy. (...) zdradził Sokolnikow i stary Piatakow, członkowie Komitetu Centralnego partii; zdradził Rykow, przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych; zdradził były przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych Ukrainy Rakowski; zdradził teoretyk Bucharin, który przez długie lata był wyrocznią (...); zdradził Radek, naczelny redaktor najpoważniejszego dziennika; zdradzili generałowie, zdradzają oficerowie; zdrada wsącza się w armię, przejawia się niemal codziennie w przemyśle w sabotażach ze strony kierowników fabryk, na wsi w kołchozach, w teatrze, w literaturze... Duchem zdrady przesiąknięte zostały sowieckie związki zawodowe, ich kierownicy i robotnicy; zdrajcami okazali się niemal wszyscy, (...) i zdaje się, że jeżeli nie popełnili zdrady wobec komunizmu Lenin i Dzierżyński, to chyba dlatego tylko, że przed tym pomarli”.

Z kolei pismo PPS „Głos Kobiet” ostrzegało czytelniczki: „Nikt w Rosji sowieckiej nie jest pewny dnia ani godziny, bo droga z najwyższych stanowisk »pod ścianę« jest na porządku dziennym, a ilu robotników ginie, o tym oczywiście wiedzieć nikt nie może. Kilka milionów obywateli Rosji sowieckiej straciło życie, siedzą w więzieniach, albo starym, tak dobrze znanym szlakiem, powędrowali na zesłanie”.

Zdradzone idee

Napaść na Polskę, niewolenie innych nacji, zbrodnie: to oczywiście wystarczało, aby potępić Związek Sowiecki. Ale ludziom PPS chodziło też o coś więcej: o to, że komuniści – mieniący się lewicą i pod takim szyldem zyskujący sympatię w Europie Zachodniej – w istocie depczą lewicowe pryncypia ideowe.

Niedziałkowski już w 1921 r. wygłosił odczyt „Sprzeczności w bolszewizmie”. Argumentował że „dyktatura proletariatu” jest w praktyce dyktaturą komisarzy, drobiazgowym regulowaniem przez nich każdego aspektu życia publicznego, a proletariat nie ma nic do powiedzenia. Dowodził, że sowieckiej propagandzie i jej atakom na niekomunistyczną lewicę towarzyszy bicie w bębenek wielkoruskiego patriotyzmu.

Podobnie widział to Wiktor Alter, jeden z liderów Bundu, czyli socjalistycznego ugrupowania tej części polskich Żydów, którzy odrzucali syjonizm i emigrację. W broszurze „Socjalizm walczący” pisał w 1926 r.: „Komunistom wszystko wolno. A przede wszystkim wolno zmieniać zdanie i opinię. Wolno wczoraj mówić, że nie można pozostawać w związkach zawodowych razem z socjal-ugodą, a dziś dążyć do połączenia tychże związków nawet z chadekami. (...) Wolno wczoraj piorunować przeciwko wszelkiemu nacjonalizmowi, a dziś stać się (...) sojusznikiem wojującego nacjonalizmu” w Turcji czy Irlandii. „Wolno wczoraj szukać wspólnego »kawałka drogi« z faszystami, dzisiaj wymyślać socjalistom jako zamaskowanym faszystom, jutro proponować socjalistom wspólną walkę przeciwko faszystom”.

Z kolei Jan Maurycy Borski, wpływowy redaktor „Robotnika”, jeszcze w 1921 r. zwracał uwagę na sprzeczność sowieckich realiów z marksowskim schematem rozwoju dziejów. Marks twierdził bowiem, że socjalizm można stworzyć tylko w krajach, które przeszły rewolucję przemysłową i rewolucję burżuazyjną. Rosja, despotyczna i zacofana gospodarczo, nie może być miejscem udanej rewolucji socjalistycznej. Stąd teraz polityczna despotia i załamanie ekonomiczne. „Próba wprowadzania socjalizmu (...) nie zważając wcale na stopień rozwoju gospodarczego w kraju ani na układ sił społecznych – prowadzić musi do tego, co jest obecnie w Rosji” – pisał Borski.

Alter, Pużak i inni

Dziesięć lat po bolszewickim przewrocie Ignacy Daszyński wydał broszurę „Czy socjaliści mogą uznać »dyktaturę proletariatu«?”, do kolportażu wśród sympatyków lewicy. Lider PPS pisał: „Dyktatura proletariatu jest w Rosji bolszewickiej od początku rządem gwałtu i przemocy mniejszości nad większością. Mniejszość rządząca nie wynosi nawet pół procenta ludności i utrzymuje się przy władzy przez tak okrutną i krwawą przemoc, że żadne inne cywilizowane społeczeństwo podobnie dzikiej tyranii nie zniosłoby. (...) Robotnik rosyjski walczył przez długie lata bohatersko o wolność polityczną, otrzymał od bolszewików niewolę; walczył o poprawę bytu, otrzymał nędzę; walczył o rozwój obywatelski, otrzymał biurokrację sowiecką”.

Wspomniany zaś Wiktor Alter tak pisał w 1938 r. w swej programowej rozprawie „Człowiek a społeczeństwo”: „Sprzeczność między socjalistyczną demokracją społeczeństwa jutra a realnością sowiecką jest równie wielka, jak sprzeczność między tą demokracją a totalizmem faszystowskim. Dzisiejszy polityczny ustrój sowiecki to nieograniczona władza (...) jednego człowieka nad 160 milionami mieszkańców. Wszelkie wolności polityczne zostały wykorzenione do cna. (...) Terror stał się normalnym zjawiskiem. Konstytucja, wybory i inne formalne atrybuty parlamentaryzmu są tylko czczą dekoracją, nieudolnie maskującą absolutną władzę Stalina”.

Alter zapłacił najwyższą cenę: pięć lat później został zamordowany przez NKWD. Pużak, który w 1917 r. spalił carskie więzienie, a podczas II wojny światowej był szefem podziemnego parlamentu, został w 1945 r. aresztowany przez NKWD i osądzony w moskiewskim procesie 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Zmarł w 1950 r. w więzieniu UB. Takich jak oni było wielu.

Trudno o lepsze, choć jakże tragiczne, potwierdzenie trafności ich opinii o Związku Sowieckim oraz słuszności krytyki bolszewizmu, dokonanej przez polską demokratyczną lewicę.

Warto o tym pamiętać w setną rocznicę bolszewickiego przewrotu – szczególnie w dzisiejszej Polsce, gdzie wszelką lewicowość i sowieckie zbrodnie wrzuca się często do jednego worka. ©

REMIGIUSZ OKRASKA (ur. 1976) jest socjologiem, redaktorem naczelnym kwartalnika „Nowy Obywatel”. Twórca i redaktor naczelny portalu Lewicowo.pl poświęconego historii polskiej lewicy demokratycznej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2017