Kucie

Z przykrością należy rzec na początek, że sentencja mówiąca, iż każdy jest kowalem własnego losu, staje się z roku na rok zdaniem coraz bardziej pustym i – by wprost powiedzieć – niepopularnym.

17.10.2017

Czyta się kilka minut

Kucie owo oddawane jest dość powszechnie, bez żadnej refleksji bądź to wątpliwości, w ręce cudze. Bez żadnego poczucia straty własnej. Stąd zapewne rośnie wśród nas liczba wykwalifikowanych kowali, specjalizujących się w wymyślaniu bliźnim recept na udane bądź nieudane życie.

Weźmy bez żadnego lęku przykład pierwszy z brzegu, a mianowicie figurę naszego przedziwnego Gospodarza. Jest to człowiek, który w zasadzie od zawsze zajmuje się zleceniami kowalskimi, i pół biedy, gdy wykuwa on z żelaziwa krajowego wizerunki i dolę swych bliskich i podwładnych. Nie jest przecież naszą sprawą architektura rozumu Błaszczaka, Glińskiego, Szydło czy kogokolwiek wokół tam gdzieś orbitującego, czy też z tej orbity wylatującego. Kowalstwo to ma specjalny dla bardzo grubego ciosania charakter, a poddani mu, z przyjemnością graniczącą z ekstazą, przyjmują kształty im przez Gospodarza wymyślone.

To, jako się rzekło, nie jest nasza sprawa, bowiem uważamy staroświecko i niemodnie, że właśnie każdy jest kowalem własnego losu, zwłaszcza wtedy, gdy oddaje ów los swój w ręce krótkopalcego. Oto nigdy i nikomu nie odbieraliśmy prawa do przekłuwania bądź szpikowania sobie tego i owego, do wygalania, skracania, wydłużania, wypełniania ani nawet do odsysania. Używamy tu tych słów specjalnie, bowiem jak mało które mają moc i jędrność pasującej paraboli, o którą nam tu idzie, zwłaszcza gdy myślimy o bliźnich oddanych sercem i ciałem Gospodarzowi. Jest to towarzystwo wygolone na zero, rzec trzeba, mocno. I na tym koniec.

Problemem poważnym i bynajmniej nie zabawowym jest poczucie, że oto my, ludzie szalenie szarzy, bez żarzącego się w nas żadnego musu, musimy lub zaraz będziemy musieli się podgolić, przekłuć, że oto odsys czeka nas wszystkich. Z bardzo różnych powodów, które łączy jeden – to gust Gospodarza naszego, jego osobliwe widzenie piękna, tego, co prawidłowe i proporcjonalne. Gdy zaś jemu nie stanie pomysłu, wesprą go ludzie przezeń ulepieni bądź, jak kto woli, wykuci. Będą to zabiegi bolesne, jak każde golenie, nakłuwanie i wypełnianie, zwłaszcza silikonem doktryny, a zwłaszcza doktryny niepierwszej świeżości.

Z mnogości tych odrażających operacji mogłaby nas wybawić silna, własna wola kucia własnego losu, a z tą jest słabo. Jest to ciekawe zjawisko, sygnalizowane tu na samym początku, że oto kucie własne przestaje być powszechnie uprawiane, że w pierwszej kolejności za najmniej powabną i wartą próby wyszarpnięcia z cudzych rąk jest trudna samodzielność. Gospodarz to czuje i widzi, że rzesze choćby nawet niespecjalnie go kochające podają mu swe słabe rączki, by ich a to przeprowadzał przez ulicę, a to doradził, jak mają spać czy w czym prać, co mają czytać, jakiej piosenki słuchać, jakie filmy oglądać, czym dziatwę męczyć, dokąd jeździć na wakacje, a nawet których poetów lubić.

Jest to na razie ogromnie śmieszne, zważywszy na poziom refleksji tego człowieka, uprawianą przezeń estetykę czy takoż etykę życiową, nie mówiąc tu z litości o stosowanej przezeń oszczędności, jeśli idzie o prawdę. Wiara, że widzi on i słyszy lepiej, że czuje pełniej niźli ktokolwiek, wydaje się coraz to powszechniejsza, co takoż na razie jest tak komiczne, jak nic od 28 lat nieskrępowanych niczym możliwości w ocenianiu rzeczywistości. Towarzyszące temu przekonanie, że jego najbliżsi zaprojektują nam piękne życie, zważywszy, jak projektują cokolwiek, jest już poza od dawna odległą tu granicą dzielącą rzeczywistość od złudzenia. Niewątpliwie, mamy wrażenie, na naszych oczach odbywa się długa i ohydna egzekucja samodzielności. Jest to śmierć przez wielu z nadzieją wyczekiwana. Dla nas, szarej garstki wierzącej w sens kucia własnego losu, będzie to długa, a kowbojska przygoda polegająca na unikaniu goniących nas sanitariuszy z tutejszych zakładów opieki.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2017