Krytyka rozumu gderającego

Minął rok od kiedy Jan Sowa był uprzejmy na łamach "Tygodnika Powszechnego" podzielić się swoimi krytycznymi przemyśleniami na temat młodzieży. Wydawało się wtedy, że tekst Jana Sowy jest dla młodych ludzi zbyt krzywdzący, uogólniający i trudno byłoby wypowiedzieć się w sposób bardziej niesprawiedliwy. Profesor Jan Hartman wykazał jednak, że nie ma rzeczy niemożliwych.

31.03.2011

Czyta się kilka minut

W tekście "Godne, bo wygodne" profesor Hartman nie może pogodzić się z  rzekomą pustką ideową i subiektywizmem wśród młodych oraz silną potrzeba posiadania przez nich własnego zdania, a tymczasem sam oparł swój tekst prawie wyłącznie na subiektywnych przesłankach. Niemal cała wypowiedź profesora Hartmana to subiektywizm w czystej postaci. Własne zdanie. Najbardziej stereotypowe, wyblakłe frazesy, mające rzekomo określać współczesną młodzież, a w rzeczywistości będące tylko nudnym i niewiarygodnym zbiorem banałów, polanych z wierzchu filozoficznym sosem, być może w celu nadania wypowiedzi charakteru naukowego, co w całości jest wyjątkowo niestrawne. "»Nikt nie ma prawa narzucać innym swojego zdania«, brzmi jeden z obmierzłych frazesów otumanionej młodzieży" - pisze Jan Hartman. To, co dla profesora jest obmierzłym frazesem, dla części młodych jest prawdą. Być może profesor Hartman chętnie zobaczyłby młodzież, której ktoś narzucił zdanie, dla dobra ogółu oczywiście, ale wierzę, że to się nie stanie.

Z zapałem godnym podziwu Jan Hartman mnoży (bowiem sedno można byłoby zawrzeć w kilku w zdaniach) ataki na współczesną młodzież. Tych "dobrych" profesor Hartman bierze w nawias - dosłownie i w przenośni. Usuwa z tekstu wszystko, co nie pasuje do jego wizji rzeczywistości. Co nie potwierdza tezy profesora Hartmana, nie ma racji bytu. Uogólnianie i stosowanie odpowiedzialności zbiorowej to niegodny (lecz wygodny) sposób rozprawiania się z przeciwnikiem - bo trudno po tej radykalnej, ale nieuzasadnionej krytyce uwierzyć, że z młodzieżą profesor Hartman potrafi się zaprzyjaźnić lub choćby tylko porozmawiać.

Gdyby przyjąć styl profesora Hartmana i pozwolić sobie na tak niesprawiedliwą, uogólniającą ocenę, jak ta pod adresem młodzieży, można by powiedzieć: to wy, starsi od nas, zgotowaliście światu Auschwitz, patrzyliście na zagładę Żydów, pozwoliliście na zamknięcie ich w gettach, byliście esbekami i zomowcami, tajnymi współpracownikami, jesteście odpowiedzialni za stan gospodarki w kraju, złe warunki na rynku pracy, to wy jesteście u władzy, posłaliście żołnierzy na wojny w Iraku i Afganistanie, to wy ukrywacie pedofilię w Kościele i z mszy robicie polityczną agitację, to wy konsumujecie i preparujecie ten jad, który wylewa się z Radia Maryja, w waszych rękach są największe media; to wy jesteście nieudolnymi wychowawcami; nauczycielami, którym na uczniach nie zależy; profesorami, którzy traktują studentów z góry, bo wydaje im się, że są lepsi, przez sam fakt posiadania dyplomu i tytułu; duchownymi, którzy mówią, jak ludzie powinni żyć, choć sami nie stosują się do tych zasad; lewicowymi i prawicowymi politykami średniego pokolenia, którzy chcą od obywatela głosu wyłącznie po to, żeby jeszcze kilka lat utrzymać się na pozycji; byłymi opozycjonistami, dzisiaj na wygodnych posadach; pracodawcami, którzy nie chcą dać absolwentom szansy na godziwą pracę; rodzicami, którzy nie słuchają swoich dzieci i niewiele rozumieją ze świata (światów) młodych.

Zatem większość ludzi w średnim wieku my, młodzi uważamy za masę zakłamaną, wyjałowioną ideologicznie, trywialnie pragmatyczną, nudną i niepotrafiącą zaoferować niczego poza stertą banałów. I niech nie liczy się, że ludzie stawiali opór faszyzmowi i komunie, ratowali innych z narażeniem własnego życia, siedzieli w więzieniach za walkę o wolność, że wielu dorosłych to wspaniali wychowawcy, nauczyciele, profesorowie, drogowskazy moralne, wspaniali duchowni, którzy przykładem i postawą potrafią pokazać, czym jest prawdziwa miłość bliźniego i chrześcijaństwo; cudowni, kochający rodzice i dziadkowie, uczciwi pracownicy i pracodawcy, ludzie zainteresowani sztuką, kulturą, nauką, ideowcy, zapomniani lub nieznani na cały kraj z imienia i nazwiska dobroczyńcy - ich wszystkich, biorąc za przykład profesora Hartmana, trzeba wziąć nawias. I gderać o tych, z których nie jesteśmy zadowoleni.

Niesprawiedliwe? Owszem, ale przecież to tylko wypełnienie gotowego schematu, który Jan Hartman podsuwa wszystkim, którzy chcieliby wyrzucić z siebie złość na dowolną grupę, nie pamiętając o tym, że składa się ona z jednostek, a tworzenie ogólnego obrazu całości może być krzywdzące nawet dla większości. Równie niesprawiedliwe jak to, że profesor Hartman właściwie pomija wszystkich młodych, którzy nie mają sieczki w głowie, moralność nie jest dla nich pustym słowem, od życia chcą czegoś więcej niż wygód i dóbr materialnych, poświęcają się dla swoich bliskich, rodziców, opiekują chorymi, są przy umierających, działają jako wolontariusze, uczą się, bo chcą się rozwijać, uprawiają sport, bo sprawia im to radość, biorą udział w życiu kulturalnym, naukowym i duchowym, podróżują, żeby poznać i zrozumieć świat, interesują się bliższym i dalszym otoczeniem, działają politycznie i społecznie.

W każdej grupie społecznej i wiekowej znaleźć można wady, ludzi trywialnie nihilistycznych, bezideowych, fałszywych, zwyczajnie głupich lub podłych. Są tacy wśród młodych, ale też wśród 40-latków, w szkołach i na uniwersytetach, w szpitalach, zakładach pracy etc. W każdej też nie brak ludzi szlachetnych, przyzwoitych i wartościowych. Jeśli wydaje się krytyczny osąd, należałoby go poprzeć jakimiś dowodami. Inaczej można sądzić, że jest to wyłącznie prywatna opinia, której profesor Hartman stara się bezskutecznie nadać znamiona prawdy obiektywnej.

W zasadzie profesor Hartman mówi o młodzieży i obok młodzieży, do młodzieży z pewnością nie - nie chce lub nie potrafi tego zrobić, woli pozostać na wyżynach, niż podjąć uczciwy, partnerski dialog. Czy to nieustanne narzekanie na młodych, ustawianie wszystkich w jednym szeregu jak przed plutonem egzekucyjnym, uznawanie ich za pozbawionych głębszych przeżyć i przemyśleń, coś daje? Tak - robi z nich wściekłe psy. A kopać takiego psa to ryzyko.

Trafnie profesor Hartman kończy wywód składający się z pseudowypowiedzi młodzieży na tematy istotne. "Co to jest?! Skąd wzięła się ta karykaturalna kakofonia idei i ideek?". Właśnie - skąd? Prawdopodobnie w dużej mierze z wyobraźni profesora Hartmana. Bez trudu mógłbym tego rodzaju wypowiedzi uzyskać, zadając pytania rówieśnikom profesora, ale nie śmiałbym na tej podstawie tworzyć ogólnej koncepcji średniego pokolenia. Ze zwykłej przyzwoitości.

"W niepokalanym samozadowoleniu młodzi deklamują bałamutne brednie, wtłoczone im do głów przez jakiś obłędny wychowawczy i medialny kartel. Krzywdzimy swoje dzieci!". Poniekąd jest to uwaga słuszna, ale profesor Hartman rozpoznając właściwie przyczynę i wskazując winnych, nadal krytykuje młodzież, a nie tych, którzy mają wpływ na deformowanie młodzieży. Jan Hartman uważa, że "szczególnie przejmujące jest mroźne piętno nicości na twarzach i w słowach młodych ludzi". Nie tylko młodych - jeśli pojawia się u młodych, to jest łatwiej zauważalne, bo nieprzykryte jeszcze tytułami, stanowiskami, dyplomami, honorami, medalami i pieniędzmi, które twarze dojrzałych wykrzywiają w grymas pogardy, wyższości czy pychy.

Dojrzali też męczą młodych (i nie tylko) trywialnym cwaniactwem, kombinatorstwem i politykierstwem wypranymi z jakiejkolwiek idei moralnej, za to pełnych idei pokrętnych  i fałszywych, które służyć mają utrzymaniu się przy szeroko pojmowanej władzy - od wychowawczej, kulturowej, przez polityczną, państwową, aż do symbolicznej: my, dojrzali, będziemy wam pokazywać palcem, gdzie jest wasze miejsce (w kącie oczywiście), a jeśli je opuścicie, to wam tym palcem pogrozimy, skłonimy do powrotu w wyznaczoną przestrzeń, "a kto prośby nie posłucha...".

Dlaczego tak rzadko pojawia się ze strony ludzi mających już życiowy dorobek - materialny, intelektualny, duchowy - pytanie: co my, dojrzali, możemy zrobić dla was, młodzi? Gdzie popełniliśmy błędy? Czego od nas potrzebujecie, oczekujecie, czego w nas nienawidzicie, co się wam wydaje w nas śmieszne, co żałosne, a co wywołuje złość? Zamiast tego - nieustające połajanki, od których młodzież dostaje mdłości już w szkole. Nic dziwnego, że ma potem wstręt do wszelkich narzucanych, mniej lub bardziej opresyjnie, postaw, myśli, światopoglądów; że chce mieć własne zdanie, nawet jeśli własnym zdaniem będzie postulat posiadania własnego zdania - jako początek wolności, wyzwolenia od dojrzałych, którzy we własnym mniemaniu wiedzą najlepiej, jaką drogą powinni młodzi iść, a jeśli z niej ktoś zboczy, zostaje natychmiast potępiony. Dlaczego nie ma zaproszenia do dialogu, tylko ciągłe monologi z pozycji mądrzejszych, ważniejszych, lepszych?

Czy profesor Hartman chce trafić do młodych? W ten sposób?: "Najbardziej archaiczna warstwa idei naszej młodzieży jest z pochodzenia grecka. Da się tu wysłuchać nuty eudajmonizmu, epikureizmu, a także sceptycyzmu. Wszystko to jednak w postaci skarlałej i zdeformowanej w trybach demokratycznego populizmu, będącego ideologią egalitarnego społeczeństwa czasów liberalnej demokracji. Powstały w ten sposób niespójny kompleks ulega następnie galwanizacji w pozytywistycznym scjentyzmie". Można bić brawo, że profesor Hartman jest sprawny w akrobatyce słownej. Ale po co ten popis i dla kogo ta wypowiedź? Sztuka dla sztuki? Młodzi lubią, kiedy mówi się do nich wprost. Kiedy ktoś zbyt się stara, chcąc pokazać, że jest intelektualnie wyżej, bo zna więcej "mądrych" słów, budzi podejrzenie. Takiemu młodzi nie zaufają.

Cytaty, o ile to są cytaty, którymi Jan Hartman nasycił swój tekst, o niczym nie świadczą. Dobrane są dla potrzeb tezy, którą profesor Hartman chciałby udowodnić... właśnie, komu? Chyba samemu sobie. Brednie słychać wszędzie. Banały też. Można wskazać wiele dojrzałych osób, które torturują pozostałych żenującymi wypowiedziami: polityków, dziennikarzy, komentatorów, działaczy publicznych, nauczycieli, pisarzy, aktorów, celebrytów itp. - co gorsza, dzieje się to na forum publicznym.

Zdaje się, że profesor Hartman stworzył sobie na potrzeby tekstu idealny obraz młodzieży. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zrobił to, siedząc w jaskini (być może platońskiej). Ciekaw jestem, czy profesor Hartman spotyka się z młodzieżą w pubach lub kawiarniach, spędza z nią czas na koncertach, wydarzeniach artystycznych, wycieczkach, czy zna młode środowiska twórcze. Jeśli nie, czas zacząć odkrywać prawdę o młodzieży. Jeśli tak, ma wyjątkowego pecha do ludzi, których spotyka na swojej drodze.

Młodzi dojrzeją. Przejmą obowiązki, które spełniają teraz dojrzali. I oby nie byli ich zbyt pilnymi uczniami, bo będą w identyczny sposób marudzić. A to nas nigdzie nie doprowadzi.

"Niechaj, kogo wiek zamroczy,

Chyląc ku ziemi poradlone czoło,

Takie widzi świata koło,

Jakie tępymi zakreśla oczy".

A. Mickiewicz, Oda do młodości

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]