Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już sam jej wygląd wzbudzał szacunek. Znała języki. Pisała powieści. Spotykałem ją w Teatrze Starym na premierach. Hanna Chrzanowska (1902–1973), krakowska pielęgniarka, prekursorka pielęgniarstwa rodzinnego kulturę wyniosła z domu – była córką profesora literatury Ignacego Chrzanowskiego. Przez matkę spokrewniona z rodziną Szlenkierów – wielkich przemysłowców warszawskich. Wychowywała się w środowisku ludzi zamożnych, ale o wielkiej tradycji filantropii.
Poznałem ją w latach 60., gdy prowadziłem duszpasterstwo akademickie w św. Annie. Szukała wolontariuszy, opowiadała o ludziach samotnych, zostawio-nych samym sobie. Chodziła do tych ludzi. To była opieka kompleksowa, obejmująca fachową pielęgniarską pomoc.
Świetna organizatorka i mądra osoba. Choremu przydzielała zawsze dwóch wolontariuszy, żeby nie było takiej sytuacji, że on czekał, a ktoś nie przyszedł. Na warsztatach dla studentów przedstawiała bardzo praktyczne zasady, np. żeby sprzątając dom chorego, nic mu w nim nie zmieniać. To ważne, żeby okazywać szacunek dla mentalności człowieka skazanego na samotność.
Była osobą głęboko wierzącą, ale to nie była taka pani, która mówi chorym ciągle o Panu Bogu. Nie była dewotką. Jej pogrzeb – prowadzony przez kard. Karola Wojtyłę – był wielką manifestacją uznania dla jej miłości do chorych. Pamiętam, że kiedyś podczas obia-du u Jana Pała II rozmowa zeszła w rejon spekulacji o nowych kandydatach na ołtarze. Papież powiedział, że wspaniałym kandydatem byłaby właśnie Chrzanowska. Jej beatyfikacja odbędzie się w Krakowie 28 kwietnia.
Obszerny portret Hanny Chrzanowskiej, pióra Anny Matei, opublikowaliśmy w wydaniu specjalnym "Franciszek w Krakowie. Duchowy przewodnik po mieście", dostępnym wciąż w aplikacji mobilnej i e-wydaniu.