Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ot choćby kwestia metod duszpasterskich. Wiadomo, że Radio Maryja, “Nasz Dziennik" prezentują nie tylko poglądy ksenofobiczne, lecz także pewien sposób krzewienia wiary. Radio Maryja oferuje wszak duchowe propozycje z zamierzchłych czasów: wrogiem jest modernizacja i demokracja, właściwe postępowanie sprowadza się do modlitwy i pracy, kobiety powinny zajmować się domem i dziećmi, a rozbite rodziny zdarzają się dlatego, że nie było w nich dość wiary i w ogóle godne są potępienia. Jednak kościelna hierarchia postępuje z Radiem Maryja i podobnymi środowiskami ostrożnie: “nie dlatego, żeby podzielała ich skrajne poglądy, lecz dlatego, iż uważa - wielokrotnie mówiono o tym wprost - że ojciec Rydzyk i jego współpracownicy wykonują poważną i potrzebną pracę w zakresie nauczania religii i propagowania wiary". Czasem więc przywołuje się Radio Maryja do porządku, ale “jego rola w istniejącym w Polsce systemie propagandy wiary jest, zdaniem większości członków polskiego episkopatu, na tyle istotna, że nie ma mowy o jakimkolwiek zakazie działania".
Naturalnie: w Kościele zawsze istniały rozmaite formy propagowania wiary “dla maluczkich", obliczone na ludzi, którzy w wierze nie szukają wymiaru eschatologicznego, lecz “dla których wiara jest rodzajem zaklinania rzeczywistości i ma mało wspólnego z religią" (to zaklinanie rzeczywistości polega, w uproszczeniu, na tym, że kto zmówił odpowiednią liczbę “zdrowasiek" i był na niezbędnych nabożeństwach, jest już dobrym katolikiem, a wobec tego dobrym człowiekiem - i mu się w życiu szczęści). Kościół nie potępia więc sposobu nauczania stosowanego przez Radio Maryja, bo jest to w gruncie rzeczy praktyka powszechna także poza Radiem Maryja - w naukach większości księży. Oznacza to, że Kościół nie znalazł sposobu na inne nauczanie w zmienionych czasach - i “na tym tle mówienie o dwóch Kościołach w Polsce i o głębokim podziale nie ma sensu: jest tylko jeden Kościół oraz ludzie, których potrzeb ten Kościół nie zaspokaja, więc szukają trochę na własną rękę, trochę przy pomocy niezbyt licznych głębiej myślących duchownych". Lecz znowu: zawsze tak było, a tylko proporcje uległy zmianie: ludzi wykształconych i myślących głębiej oraz mających silnie zakorzenione poczucie wolności sumienia jest teraz proporcjonalnie znacznie więcej, a wobec tego “wiary prywatnej, indywidualnej, nie kwestionującej dogmatów, a tylko świat wyobraźni dominujący w polskim Kościele, jest nieporównanie więcej niż dawniej". Kościół hierarchiczny jest zaś wobec tego bezradny i potrafi jedynie potępiać.
Wynikają z tego konsekwencje dla katechezy, zwłaszcza dla nauczania młodzieży. “Mówi się dużo na temat prostej, niezakłóconej wątpliwościami, wiary i mówi się tak do ludzi, którzy właśnie w tym wieku mają najwięcej wątpliwości, i to nie tylko religijnych. Dla młodzieży wyrastającej w superracjonalnym świecie racje rozumowe są istotne z innych także względów. Nie chodzi przecież o to, by przeprowadzać dowody na istnienie Boga, ale o to, by pewne elementy katolicyzmu, które są trudne do odruchowego zaakceptowania - na przykład fakt, że Bóg nie nagradza na tym świecie dobrych i nie każe złych, że nieszczęścia mogą nas spotkać bez względu na intensywność naszej wiary - były wyjaśniane i rozważane, a nie pomijane lub wręcz wypaczane, co ma miejsce niesłychanie często w historyjkach o chłopczyku, który pomógł staruszce przejść przez ulicę i potem dostał piątkę z chemii (jak to można usłyszeć w kazaniach)". Innymi słowy: “stawianie przez polski Kościół - oczywiście wśród hierarchów są wyjątki - na wiarę prostą raczej niż na trudne związki wiary i rozumu stanowi wybór łatwiejszego wyjścia, jednak w czasach, kiedy coraz większa liczba ludzi jest wykształcona i myśląca, to wybór dla przyszłości Kościoła niebezpieczny i niedobry dla wiernych".
KB