Koniec fabryki tematów. Suweren zamknął butik z półproduktami dla felietonistyki

Wynik wyborów został przez najszersze kręgi Felietonistów Polskich przyjęty z obawą. Czy produkcja tematów spadnie? Czy kapitalny potencjał śmieszności władz państwowych i lokalnych to przeszłość? Jak żyć?

15.11.2023

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA

Kończą się złote czasy zabawy skrzydlatym słowem i szybującą myślą. Niestety. A czasy – panie dziejku – były piękne. Zaczęły się, gdy niezrównana w osobliwej pomysłowości polska prawica przejęła sławną stadninę koni – za przeproszeniem – arabskich. Było to zaledwie preludium władztwa b. Gospodarza oraz jego koleżanek i kolegów. 

Przypomnijmy: z niezrozumiałych powodów dla ówcześnie standardowo myślącego człowieka renomowaną i świetnie działającą instytucję pozbawiono z dnia na dzień fachowego kierownictwa i oddano ją w ręce ludzi pozbawionych jakichkolwiek kompetencji. Nie będziemy tu streszczać późniejszych losów tej firmy, ludzi z nią związanych, zwierząt i wszelakiego dobytku, są to bowiem historie w miarę dobrze opisane, a więc ciekawskim dziwów świata PiS-u znane. To przykład, bo to początek. Po latach dojmującej nudy trafiliśmy na czas niespotykany i wymarzony. Pod względem komizmu, wszelkiej przesady, groteski, kiczowatej egzaltacji, agresywnego nadęcia, nadpobudliwości i krzykliwości oraz najbardziej idiotycznej interpretacji wszystkiego. Czas ten nie wytrzymuje porównania z żadnym udokumentowanym okresem w historii naszego kraju. Świat wreszcie zobaczył, że Polak potrafi produkować masowo tematy prac piśmiennych. Nie sądziliśmy, że będzie tego tak dużo, że tematy będą się psuć, ich przerób bowiem na pełnowartościowe skecze czy felietony nie będzie w takich ilościach możliwy. Z niepokojem patrzyliśmy, jak stan ten demoralizuje rzesze Felietonistów Polskich, którzy z nadmiaru i przesytu popadli w szaloną nadwagę i szokujące bogactwo, którym nie omieszkali kłuć w oczy innych autorów, specjalizujących się – dajmy na to – w apokaliptycznych wizjach przyszłości. Najskromniejszy z pławiących się w luksusach felietonista, ledwie składający literki, ubogacony przez polską edukację w zasób słów sześciu na krzyż, pozwalał sobie – popatrzmy – przez owe lata hossy na kilkanaście schabowych dziennie, dodatkowo zaś jadł duży kebab w bułce i pierogi z pieczarkami. O półliterku rano i wieczór nie wspominamy, takoż o browarku. Słowem rozpusta, a gdzie jest rozpusta, tam jest i grzeszność, i pycha, i rozleniwienie. 

Ostrzegaliśmy kolegów piszących. Wołaliśmy jako puszczyk na puszczy, że stan ten trwać wiecznie nie może. Że choć w Polsce nie uświadczysz wulkanu, to suweren jest jak lawa. Z wierzchu wiadomo, a wewnątrz gorejący, że gdy się ocknie, zamknie nam butik z półproduktami dla felietonistyki krajowej. Śmiano się z nas. Uważano powszechnie, że rządy w typie pisowskim są absolutnie pancerne, że pękły na zawsze tamy wyrażania opinii dowolnie idiotycznej. „Im głupiej, tym lepiej” miało być wieczne wszędzie. W każdej dziedzinie – od hodowli koni po arytmetykę, od świata mikrobów po wszechświat, od prasy drukowanej po media wirtualne, od rzeźby po malarstwo, od wyobrażenia Boga po wyobrażenia Szatana, od polityki lokalnej po globalną. Nad krajem naszym zawisł opar wszelkiego głupstwa, który wielu wciągnęło z narkotyczną rozkoszą, dla wielu innych był to zapach nader naturalny. Wyrażenie opinii nieidiotycznej stawało się w pewnych kręgach grubym nietaktem. 

Wynik wyborów – cokolwiek się dalej zdarzy – był sygnałem, że jest granica wciskania kitu. Dla wielu ludzi żyjących w ukryciu przed idiotyzmem tutejszości to radosne święto, jednak najszersze kręgi Felietonistów Polskich ten rezultat przyjęły z obawą. Czy produkcja tematów spadnie? Czy kapitalny potencjał śmieszności władz państwowych i lokalnych to przeszłość? Twórcy – jak kraj długi i szeroki – zadają sobie trudne pytania, też egzystencjalne. Jak żyć? W co się bawić? Kim? Z kim? Nie ma dziś odpowiedzi na żadne z nich. Nic nie jest pewne, prócz może dwu rzeczy, póki Mateuszowi Morawieckiemu wydaje się, że jest premierem, i póki utwierdza go w tym prezydent A. Duda z b. Gospodarzem, jest po staremu. Jest to jakoś pocieszające, choć na krótką metę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Słaba pociecha