Mancewicz: Paszporty IPN-u

30.01.2023

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Prasa, i ta prorządowa, i owa opozycyjna, donoszą chórem i ze zgrozą, że zginęły dokumenty paszportowe Jarosława Kaczyńskiego. Wiadomo, że powinny leżeć w sejfie Instytutu Pamięci Narodowej, i takoż wiadomo, że ich tam nie ma. To wszystko. Gdzie są te dokumenty? Nie wiadomo. Oczywiście, mamy w tej szokującej sprawie kilka gibkich uwag o charakterze zarówno płytszym, jak też głębszym.

Otóż to, co najłatwiejsze do powiedzenia, co ciśnie się na usta każdemu Polakowi – to bezwzględna krytyka owego polskiego ładu. Specjalnie napisaliśmy te słowa małymi literkami, bowiem dziś nie chodzi nam wcale o sławny program gospodarczy obecnych władz, ale o klasyczne tutejsze podejście do porządku w aktach. Jak to możliwe, że z sejfu jednej z najlepiej strzeżonych instytucji w Polsce giną dokumenty najlepiej strzeżonego obywatela naszego kraju? Jak mają się czuć obywatele mniej strzeżeni oraz ci kompletnie przez państwo polskie niestrzeżeni? Ano nic nie mogą czuć, poza goryczą i smutkiem. Obiecywano wszystkim nam – jak tu ponuro siedzimy – porządek i sprawne państwo, a mamy dziadostwo i sejfy z dykty. Gdzie owi szeryfowie zapowiadający cienkimi głosami, że każdy w Polsce, odkąd oni rządzą, może czuć się bezpiecznie? Czy Jarosław Kaczyński może czuć się bezpiecznie, skoro nie ma jego akt paszportowych złożonych na MO w czasach zapewne Kiszczaka? Nie może. I to w zasadzie byłoby na tyle, bowiem wszystko to razem – i owe pytania, i na nie odpowiedzi – pięknie ilustruje bezradność i brak kompetencji, nawet na poziomie skutecznego zamykania szafek pancernych.

Rzecz jasna, cała ta sprawa może mieć i drugie dno, albo – jak to często w Polsce bywa – trzecie. Zaginięcie akt paszportowych Gospodarza może takoż świadczyć o upadku legendy i mitu. Możliwe bowiem, że Jarosław Kaczyński nie jest już najpilniej strzeżonym obywatelem w Polsce, a jego papiery takoż nie stanowią skarbu na miarę aktu lokacyjnego miasta Krakowa z 5 czerwca 1257 roku, sporządzonego – co wie każde dziecko – własnoręcznie przez Bolesława Wstydliwego pod czujnym okiem nieodżałowanej Grzymisławy. Działo się to – o czym zawsze przypominamy rdzennym krakowianom – w Koperni pod Pińczowem. To był wtręt edukacyjny.

Wracając do meritum. Możliwe, że strażnicy jakże ważnego fragmentu dokumentacji życia Gospodarza w poczuciu, że nie jest już jak dawniej, bezrefleksyjnie poszli na kebab, zapalić bądź wypić coś na rozgrzewkę. W tym czasie ktoś wszedł, zgrzytnęła zasuwka i myk. Zniknął. Dokumentacji paszportowej nie ma. A była.

Zastanówmy się teraz, po co komu te papiery i kim był złodziej. Przychodzą na myśl różne profile psychologiczne. Do wyboru, do koloru. Pierwszy to oczywiście fanatyk. Fanatyk, wielbiciel i fetyszysta. Nie ma co się tu rozpisywać. O fetyszyzmie wiemy wszystko. Fetyszem może być cokolwiek. Może być stopa bez skarpetki, mogą być i akta paszportowe Jarosława Kaczyńskiego. Wiadomo. Rozum robi człowiekowi co rusz szokujące psikusy, czasem jednak nadchodzi refleksja i człowiek idzie do doktora. Zaiste, jest do wyobrażenia, że kiedyś, u stosownego specjalisty, pojawi się na kozetce zawstydzony człowiek, który wyzna, że cierpi na osobliwą popędliwość wobec dokumentacji paszportowej. Dostanie tabletkę i papiery z wahaniem, ale cichcem odda. Do IPN-u. Sprawa się skończy, bo czyn zostanie sklasyfikowany jako nieszkodliwy społecznie. Wtedy, w przyszłości, bo dziś pacjent trafiłby w czerwonym kombinezonie wprost do Wronek. Na lata. Wiadomo.

Można by tu jeszcze sporo napisać o ludziach, którzy chcieliby mieć w domu dokumentację paszportową Gospodarza. Mogą to być zbieracze pamiątek patriotycznych, kolekcjonerzy autografów, relikwii, rękopisów sławnych ludzi, wielbiciele PRL-u, mogą to być ludzie ciekawi, dokąd Gospodarz chciał za młodu jechać i po co. Są to – każdy przyzna – frapujące zagadki. Mówiąc szczerze, samiśmy są tego ciekawi, ale na wszelki wypadek oświadczamy: nie mamy tych papierów, tak ważnych dla państwa i narodu polskiego.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Paszporty IPN-u