Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Grzegorz Braun nie otrzymał ultimatum – twierdzą władze Konfederacji po doniesieniach na temat kłótni w koalicji, jaką de facto jest to ugrupowanie, składające się z Nowej Nadziei Mentzena, Ruchu Narodowego Winnickiego i Bosaka oraz Konfederacji Korony Polskiej Brauna.
Kiedy sojusz ten wdzierał się w 2019 r. do Sejmu z poparciem 6,8 proc., to właśnie Grzegorz Braun oraz zepchnięty dziś na margines Janusz Korwin-Mikke (na pocieszenie trafi na listę do europarlamentu) byli koniami pociągowymi. Zarazem jednak ich niewyparzony język, pochwały Korwina dla Rosji oraz antyszczepionkowe poglądy Brauna stały się z czasem obciążeniem wizerunkowym dla partii, która w sondażach zdobywa od 7 do 14 proc. i dziś jest trzecią siłą polityczną, przed Nową Lewicą i Polską 2050. Ma więc szansę stać się ważnym rozgrywającym w nowym Sejmie, a może nawet partycypować w sprawowaniu władzy, jeśli PiS nie zdobędzie bezwzględnej większości w wyborach. Co prawda Mentzen wyklucza dziś porozumienie z Kaczyńskim, ale to może się zmienić jesienią. Z różnych poglądów już się wycofywał.
Konfederacja ustaliła wewnętrzny parytet na przyszłych listach oraz zasadę, że każdy z trzech członów ugrupowania sam ustala kandydatów. Jednak prorosyjskie oraz skrajnie antyszczepionkowe poglądy niektórych ludzi promowanych przez Brauna miały stać się już źródłem kłótni. Konfederacja chce być poważną partią, a różne „dziwactwa” mogą ją ciągnąć w dół. Kłopot w tym, że są też źródłem popularności. Dziś partia musi się więc nagimnastykować przy ustalaniu odpowiednich składników wyborczej mieszanki, tak by nie doszło do wewnętrznej eksplozji.©℗
