Kołysanka dla Chopina

Wszystko zaczęło się od snu Pawła Potoroczyna z Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku. Sen kończył się owacją dla Leszka Możdżera i Adama Makowicza, którzy na jednej scenie, na dwóch fortepianach, zagrali wspólny koncert. Niemożliwe?.

26.12.2004

Czyta się kilka minut

Potoroczyn zadzwonił do Możdżera, usłyszał, że to bardzo piękny sen i miło, gdyby się spełnił. Pierwszy koncert Makowicza i Możdżera odbył się 25 września w nowojorskiej Carnegie Hall. 9 grudnia, sytuacja powtórzyła się w sali Górnośląskiego Centrum Kultury w Katowicach, dzień później w Tarnowie...

Garnitur i muszka

Na scenę pierwszy wszedł Makowicz. Nienagannie ubrany, w fioletowej koszuli z muszką, z chustką w butonierce. Dżentelmen. Tak też brzmią dźwięki dwóch Chopinowskich “Preludiów" z op. 28 w jego aranżacji: nr 24 (d-moll) i nr 2 (a-moll). Dostojnie, olśniewająco, choć może zbyt sterylnie. Kiedy przed kilku laty pierwszy raz usłyszałem Makowicza, byłem porażony jego techniką. Sprawiała wrażenie chłodnej, pełnej dystansu, jakby zbyt doskonałej. Lewa dłoń skakała po klawiszach, beznamiętnie i perfekcyjnie zarazem. Prawa wykonywała ekwilibrystyczne figury nie do podrobienia; palce idealnie trafiały w każdy klawisz, w każdy rytm.

Teraz wrażenie jest podobne, ale po kilku latach różnych muzycznych doświadczeń wiem już, że gra Makowicza nie jest bezemocjonalna. Silne napięcia kryją się w specyficznych rozwiązaniach, figurach, które pozornie tylko polegają na technicznej biegłości. Pianista kiwa lekko głową, twarz rozjaśnia delikatny uśmiech. Niewątpliwie lubi swing (“Preludium d-moll"!); pod jego palcami Chopinowskie frazy układają się w nieznany sobie charakterystyczny pląs, choć przecież taniec jest im przynależny. Zresztą taniec nigdy nie jest chłodny, nawet wystudiowane figury czy gesty kryją w sobie erupcję. Podobnie gra Makowicza.

Po dwóch “Preludiach" na scenę wchodzi Leszek Możdżer. Przypomniała mi się scena z kiepskiego, niestety, dokumentu Sylwestra Latkowskiego “Pub 700", opowiadającego o pracy muzyka nad trans-operą według “Snu nocy letniej" Szekspira. Możdżer, całkowicie pochłonięty komponowaniem, dopiero na kilka godzin przed premierą zorientował się, że nie ma garnituru. Natychmiast kupił go w pierwszym napotkanym sklepie... Tym razem, jak sam mówi, wybrał najlepszy strój, żółty krawat, białą koszulę, lakierki. “Jak do kościoła" - powiedział. Ale gdy tylko usiadł do fortepianu, zapomniałem o nieistotnych skojarzeniach. Na dodatek zabrzmiała muzyka Chopina.

Chopin i jazz

To nie pierwsze podejście Możdżera do Chopina. W 1994 roku wydał płytę “Chopin - Impresje", pięć lat później “Impressions On Chopin". Opowiadał wtedy: “Wysyłam w przestrzeń pytanie »jak to zrobić?« i ono wraca do mnie w momencie, gdy otwieram się na odpowiedź. Punktem wyjścia jest mój wewnętrzny pomysł, a nawet tylko przeczucie brzmienia utworu. I wtedy zaczynam szukać elementów, które złożyłyby się na to, co chcę zrobić. Siadam do fortepianu, zaczynam wymyślać coś przy klawiaturze... Nie trzymam się kurczowo pewnej wizji, ale daję się trochę poprowadzić utworowi".

Podstawę tym razem stanowi genialny “Mazurek a-moll" op. 17 nr 4 (popularnie zwany “Żydkiem"). Lewa ręka realizuje Chopinowski zapis, akompaniament, prawa zakreśla coraz intensywniejsze, chwilami mocno dysonansowe improwizacje. Skupienie jest tak samo silne jak w oryginale, może nawet jeszcze silniejsze, niemal kontemplacyjne... Przed przerwą obaj pianiści grają jeszcze wspólnie Chopina, między innymi walczykowatą aranżację “Preludium A-dur" op. 28 nr 17. Cudownie dopełniają się. Dwaj giganci, chwilami patrzą sobie w oczy, dziwią się rozwiązaniom, które w miejscach swobodnych przyszły im właśnie do głowy.

Puryści oburzą się, że świętość - Chopinowski tekst - została zbrukana. Ale musimy pamiętać, że sam Chopin uprawiał podobne zabawy z muzyką przeszłości (choćby “Wariacje na temat »La ci darem« z »Don Juana« Mozarta" op. 2). Że grywał na cztery ręce, na dwa fortepiany lub więcej (choćby z Lisztem, Kalkbrennerem, Moschelesem...). Jego muzyka świetnie nadaje się do jazzowych eksploracji. Wystarczy sięgnąć po nagrania Włodzimierza Nahornego, Andrzeja Jagodzińskiego czy “Reflections on Chopin", solowy album Makowicza z 2000 roku.

Łańcuch i impresja

Po przerwie na scenę pierwszy wychodzi Możdżer. Wspomina dzieciństwo, kiedy ojciec puszczał mu winylową płytę z Adamem Makowiczem. Chciał grać jak on... Zapowiada autorską kompozycję przyjaciela, “Tatum On My Mind". Tym utworem Makowicz oddał hołd wielkiemu jazzowemu pianiście, jednemu ze swoich mistrzów, Artowi Tatumowi. Możdżer gra tak, jakby chciał wyrazić to samo wobec starszego kolegi, nie uronić ani jednej nuty, ale również zapisać dzieło własnym krojem czcionki. Palce zwinnie biegają po klawiaturze, perliście, niespiesznie, jakby szukały nowych myśli, jakby dopiero odkrywały ich kolejne pokłady.

Możdżer ma przedziwną zdolność (łatwość) podtrzymywania napięcia, łapania słuchacza za ucho. Nawet jeśli wszystko wydaje się jasne, takie nie jest, a my trwamy w zasłuchaniu. Znów pojawia się Makowicz. Pada zapowiedź: “Biali", kompozycja Leszka Możdżera, Makowicz zaczyna grać. Młodszy kolega zamyka klapę fortepianu, wspiera głowę na obu dłoniach, słucha. Sięgam do wydanego właśnie dwupłytowego solowego albumu Możdżera “pianolive". “Biali" brzmią zupełnie inaczej. Makowicz nadaje tej impresji ramy, ze swobodnie rozwijającego się tekstu tworzy coś na kształt łańcucha.

To zresztą jedna z ulubionych struktur Możdżera. Podczas solowych koncertów często prosi słuchaczy o inspirację, podpowiedź. Czasem to kilka nut, które budują temat poddawany kolejnym przetworzeniom, swobodnej grze wyobraźni, czasem tonacja, niekiedy czyjś idiom. Dźwięki wysypują się jak z kapelusza, ale nie leżą w bezładzie, tylko fruwają w powietrzu, łączą się i wynikają wzajemnie, jak w skomplikowanym matematycznym równaniu. Według licznych świadectw Chopin był niedościgłym mistrzem improwizacji. Dela-croix miał wrażenie, że improwizacje były śmielsze niż zapisane kompozycje, Julian Fontana pisał, że utwory stanowiły jedynie “echo improwizacji". Trudno porównywać Możdżera z Chopinem. Ale instynkt i potrzeba improwizacji w obu przypadkach wydają się równie silne.

***

Ostatnią część koncertu wypełniły standardy muzyki amerykańskiej (Leonard Bernstein, Duke Ellington, George Gershwin, Cole Porter). Otworzył ją musicalowy klasyk Richarda Rodgersa z “Oklahomy" - “The Surrey With The Fringe On Top". Ta muzyka, wydawałoby się, lekka i przyjemna, potrzebuje jednak nie mniej kunsztu niż Chopin. Zresztą obaj pianiści świetnie czują się grając zarówno Chopina, jak i klasykę jazzu. Napędzają się wzajemnie, podkręcają tempo, co słychać zwłaszcza w brawurowo wykonanym standardzie Ellingtona i Juana Tizola “Caravan". Oklaskom nie było końca, przyszedł czas na bis. Zabrzmiało “Rosemary’s Baby" Krzysztofa Komedy.

Arcydzieła mają to do siebie, że można je interpretować na różne sposoby, rozkładać na czynniki pierwsze, ale nigdy nie ulegną degradacji. Poprzez liczne ostinata Makowicz i Możdżer podkreślają zwłaszcza mroczny, pozytywkowy charakter tej kołysanki. Dźwięki wypływają spod palców jak paciorki różańca. Ciekawe, jak na ten temat improwizowałby Chopin...

RECITAL NA DWA FORTEPIANY: ADAM MAKOWICZ, LESZEK MOŻDŻER. Fryderyk Chopin, Adam Makowicz, Leszek Możdżer, Richard Rodgers, Leonard Bernstein, George Gershwin, Cole Porter, Duke Ellington, Krzysztof Komeda, Sala Mościckiej Fundacji Kultury w Tarnowie (organizator: Centrum Paderewskiego Tarnów-Kąśna Dolna), 10 grudnia 2004.

"MAKOWICZ VS. MOŻDŻER AT THE CARNEGIE HALL", Adam Makowicz, Leszek Możdżer (piano), POMATON EMI 2004

Ta płyta jest właśnie zapisem “wyśnionego" koncertu w Carnegie Hall. Utworów jest trzynaście, ale trzynastka nie okazała się nieszczęśliwa. Pierwsze są kompozycje Fryderyka Chopina - “Preludium d-moll" op. 28 nr 24 i “Fantazja-Impromptu" op. 66 - obie w wykonaniu Adama Makowicza. Kiedy intensywnie wsłuchamy się w nagranie, to w dziwnym na pierwszy moment charczeniu rozpoznamy... głos pianisty. Makowicz po prostu podśpiewuje sobie tematy, sympatycznie nuci je pod nosem. Ale to zupełnie nie przeszkadza w smakowaniu wszystkich barw i niuansów, licznych cymesików.

Do kolejnych trzech “Preludiów" (nr 3, 7 i 17 z op. 28) do Makowicza dosiada się Możdżer. Zabawa nie traci na wartości, zwiększa się tylko stopień trudności i komplikacji. Dla nas choćby w tym, by zorientować się, co gra jeden pianista, a co drugi... Wiemy na pewno, że na szóstym miejscu umieszczono autorską kompozycję Makowicza “Tatum On My Mind" w interpretacji Możdżera. Łatwo poznać także po tym, że tym razem nikt niczego nie nuci.

Drugą połowę albumu wypełniają amerykańskie standardy, grane oczywiście na dwóch fortepianach. Wspólnie. Moi faworyci to “Some Other Time" Leonarda Bernsteina, zaczynające się jak wspomnienie, echo nocy (nokturn!), oraz “Begin The Beguine" Cole Portera. Wreszcie fantastyczne zwieńczenie - “Rosemary’s Baby" Krzysztofa Komedy. Cudowny temat, wielokrotnie przetwarzany i interpretowany (wystarczy wspomnieć liczne wariacje Tomasza Stańki). Obaj pianiści grają go jak z nut, zresztą w trakcie utworu słychać przewracanie kartek... Całość Makowicz kwituje słodkim uśmieszkiem, jakby młodszy kolega znów czymś go zadziwił.

A potrafi bardzo dużo, co łatwo można sprawdzić. W sklepach muzycznych jest już dwuczęściowy (cd i dvd) album “pianolive" - zapis koncertu z warszawskiego Teatru Roma z 12 października 2004 roku, który odbył się z okazji wręczenia pianiście Złotej Płyty za wydany niedawno krążek “piano". W kwietniu przyszłego roku premiera wspólnego projektu Możdżera i orkiestry aukso Marka Mosia. Obok autorskich “siedmiu miniatur na fortepian improwizowany i smyczki" - “Koncert na fortepian i orkiestrę" Henryka Mikołaja Góreckiego!... W końcu Możdżer jest klasycznie wykształconym pianistą, absolwentem gdańskiej Akademii Muzycznej. Adam Makowicz dość szybko porzucił szkołę. Ich wspólny koncert w Nowym Jorku był zapowiadany jako “bokserski pojedynek".

Proszę posłuchać albumu “Makowicz vs. Możdżer at the Carnegie Hall" i sprawdzić, który z bokserów lepiej atakuje, ma lepszą gardę, który oddaje czystsze ciosy... Ja swojej odpowiedzi nie zdradzę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2004