Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Salwa ma 46 lat. W Idlibie, mieście w północno-zachodniej Syrii, mieszka od urodzenia. Nie pamięta takiego eksodusu jak ten. W ciągu czterech miesięcy w tym regionie – ostatnim kontrolowanym przez syryjską opozycję i atakowanym dziś przez armię prezydenta Asada oraz jego sojuszników – swoje domy musiało porzucić 960 tys. ludzi. Prawie 80 proc. z nich to kobiety i dzieci. Przebywają teraz na małym obszarze przy tureckiej granicy. Tu też jest niebezpiecznie. Mówi się o tym miejscu: „nowa Strefa Gazy”.
– Szczególnie ostrożne jesteśmy nocą – opowiada Salwa, która podczas wojny straciła męża. – Ryzyko napaści jest wysokie. Dlatego nie wychodzimy wtedy na zewnątrz.
Pod turecką granicą ok. 200 tys. ludzi koczuje pod drzewami, na drogach lub w prowizorycznych schronieniach. Nieformalne obozy uciekinierów są przeciążone, ich zagęszczenie widać nawet na zdjęciach satelitarnych. ONZ alarmuje, że bezpieczeństwo kobiet, dziewcząt i chłopców jest zagrożone. Zdarza się, że nastolatkowie są wykorzystywani przez właścicieli nieruchomości, którzy oferują dach nad głową lub pieniądze w zamian za seks. W ostatnich tygodniach odnotowano też przypadki gwałtów.
– Większość kobiet w ciąży, jakie tu widzę, to nieletnie – opowiada Salwa. Szacuje się, że aż 260 tys. kobiet i dziewcząt nie ma dostępu do opieki przedporodowej czy ginekologicznej. Dlatego wiele opóźnia terminy porodu, ryzykując zdrowie i życie. Z kolei po porodzie młode matki nie mają miejsca, gdzie mogłyby opiekować się dziećmi, a jeśli nie mogą karmić, nie są w stanie zapewnić im wyżywienia. To zwiększa zachorowalność i umieralność. Według ONZ, troje na dziesięcioro dzieci w wieku poniżej 5. roku życia cierpi na karłowatość. W całej północnozachodniej Syrii brakuje żywności dla ponad 400 tys. ludzi.
To nie koniec złych wiadomości. W minionym tygodniu władze w Damaszku potwierdziły już 9 przypadków COVID-19 w Syrii (jedna osoba zmarła). Nieoficjalnie mówi się już o setkach infekcji. O tym, co stanie się, gdy koronawirus dotrze do uchodźców stłoczonych pod turecką granicą, nie chce myśleć nikt.
Salwa sama żyje w napięciu, ale wciąż mówi w imieniu wszystkich: – Wojna zabrała nam siłę. Żadne słowa nie oddadzą bólu, nie opiszą tragedii, z jaką mierzą się kobiety w tych obozach. One już są ofiarami wojny, a teraz ich sytuacja z dnia na dzień tylko się pogarsza. ©