Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tak czy inaczej, po przeżytym szczęściu i nieszczęściu pozostaje w człowieku osad - a lepiej powiedzieć: głód. Całe życie wysilając się ponad wszelką miarę, łowił szczęście i na starość widzi, że nawet te najdorodniejsze jego okazy, które udało się pochwycić, to nic innego jak małe płotki. Na dodatek i sieć się porwała, i łódź spróchniała, i wiosła gdzieś się zapodziały.
Na niewiele przydaje się też ludzka wdzięczność, szacunek, poważanie. Owszem, milej jest żyć pośród ludzi przyjaznych, kochających, ale i tak nie zmienia to faktu, że jest się dla tychże ludzi właśnie ciężarem - bywa, że nie do dźwignięcia. Mimo wszystko "większa jest radość w dawaniu niźli w braniu".
I wreszcie pytanie o odpowiedzialność Boga za to, co Bóg robił i robi. Skoro do pomyślenia jest taka rzeczywistość, w której jest miłość, ale nie ma zła, jest wolność i nie ma konieczności wybierania między dobrem a złem, to dlaczego wciąż musimy zmagać się ze słabością, głupotą, nienawiścią własną i cudzą? To prawda, my ludzie choć jesteśmy tak bardzo ograniczeni, określeni, zdeterminowani przez czas i miejsce w którym żyjemy, odpowiadamy za to, gdzie i jak, i jaką zarzucamy sieć. Nie od rzeczy więc jest pytać Boga, przecież wszechmogącego, o jego odpowiedzialność za zło w świecie, również wtedy gdy przyjmuje się, że Bóg zła nie stworzył, a jedynie je dopuścił.
Nasz rozum, a także serce, zarzuca więc swoje sieci i każe nam w imię uczciwości wobec siebie i Boga szukać wśród wyłowionych odpowiedzi tej, która choć trochę rozświetli mrok rzeczywistości, tego oceanu, w którym, a raczej na którego brzegu żyjemy. Mimo wysiłku, wciąż znajdowane odpowiedzi nie zadawalają nas. Mało tego, coraz wyraźniej widzimy, że nie zadowolą nas nigdy.
I może dopiero teraz, w tym momencie, gdy wypowiemy słowo "nigdy", zaczynamy podejrzewać, że zarzuciliśmy sieć we właściwym czasie i właściwym miejscu. Skoro pytamy, pytajmy do upadłego. Skąd bowiem wiadomo, że odpowiedzi nie otrzymamy nigdy? Sprawiedliwiej jest twierdzić coś wprost przeciwnego, że taka odpowiedź być musi. Któregoś dnia zarzucona czy postawiona sieć jednak się napełni, skoro po części napełniała się już nieraz. Kiedy to nastąpi? Pewnie wtedy, gdy nie pozostanie nam już nic innego, jak jeszcze raz, wzorem Piotra Apostoła i jego towarzyszy, wbrew nadziei, wsiąść do łodzi.
Jeśli więc jako chrześcijanie nie chcemy zawieść Boga i rozczarować ludzi, powinniśmy umieć łowić ryby również w wyschniętych oceanach.